27 czerwca 2010

Niedbałość i lekceważenie

Cały czas czynniki oficjalne próbują zwalić winę na pilota i szukają tez uzasadniających tą tezę. Nie zabezpieczono wielu części samolotu, ale już orzeczono, iż samolot był sprawny. A zatem wszystko działało i niewiadomo czemu załoga samolotu nie miała świadomości złej wysokości aż do ostatniej minuty. Jeden z internautów przypomniał o pewnej informacji przytoczonej zaraz po katastrofie, że samolot TU-154 próbował lądować od wschodniej strony a nie od pewniejszej zachodniej. Jest tylko jeden powód (oprócz oczywiście awarii sprzętu lub samolotu), który każe wieży kontrolnej kierować samoloty do lądowania z tej drugiej "nietypowej" strony. Jest to WIATR wiejący niekorzystnie z prędkością większą niż 20 knots tj ok.37 km/godz… W momencie katastrofy wiał wiatr od wschodu 0- 10 m/sek. Nie było silnego wiatru, który zmusiłby samolot do lądowania “pod wiatr”. Mimo to w dniu 10 kwietnia 2010 w warunkach gęstej mgły pilot TU 154 kierowany jest by podchodził do lądowania w sposób nietypowy tj. od wschodu, od strony "nizinki" leżącej w odległości 1-3 kilometrów przed wschodnim brzegiem pasa startowego. (http://maleko.salon24.pl/181228,to-fakt-naprowadzali-go-ze-wschodu). Zatem dlaczego lądowano od wschodu?
Rząd cały czas zapewniał, że współpraca z Rosjanami przebiega znakomicie, a teren był przeszukany dogłębnie do 1 m głębokości i 3-krotnie (jak oznajmiała minister Kopacz). Okazało się, że żadnego zabezpieczenia terenu nie było, przechodnie znajdowali i zabierali fragmenty odzieży, rzeczy osobiste a nawet szczątki samolotu. 8 maja w smoleńskim błocie, dokładnie w miejscu, gdzie miesiąc temu rozbił się prezydencki samolot, reporterzy Faktu odnaleźli część Tupolewa - SPU–7. Znalezisko reporterów Faktu jest najlepszym dowodem, iż dochodzenie jest prowadzone z wyjątkową niedbałością i lekceważeniem. Przecież w sprawach katastrof lotniczych nawet najdrobniejszy element może mieć swoje znaczenie. Był już przecież przypadek katastrofy z powodu niewłaściwej użytej śruby (przy remoncie, zamieniono śruby na nieco mniejsze). Amerykański NTSB, gdy bada wypadek lotnicze, dokonuje rekonstrukcji samolotu ze szczątków i w tym celu próbuje odnaleźć każdą część. W przypadku katastrofy smoleńskiej takiego działania nie obserwujemy. A polski rząd ma śmiałość twierdzić, iż wszystko jest prowadzone należycie. Otóż nie jest. W coraz większym stopniu można odnieść wrażenie mataczenia śledztwem przez rząd Donalda Tuska, który przestając na rolę petenta i oddając śledztwa poza realną kontrolę Warszawy, uniemożliwia dojście do prawdy.(http://juliamariajaskolska.salon24.pl/%20179620,fanklub-putina).

Dochodzenie czy farsa

Takie pytanie należy postawić w związku z ostatnimi ujawnionymi okolicznościami przez dziennikarzy. Otóż po pierwsze premier Donald Tusk wielokrotnie powoływał się konwencję Chicagowską w sprawie prowadzenia dochodzenia dot. katastrofy. Jednakże konwencja ta dotyczy wyłącznie samolotów cywilnych i trudno nią objąć samolot prezydencki, który rozbił się pod Smoleńskiem. Nie zawarto też żadnej pisemnej umowy dwustronnej dot. dochodzenia, wszelkie ustalenia były „na gębę”. W tym stanie rzeczy, Rosjanie są Panami, mogą ujawnić, co chcą i kiedy chcą.
Tymczasem od 17 lat Polska i Rosja mają umowę (pisze o tym Rzeczpospolita), która umożliwia wspólne wyjaśnianie katastrof lotniczych. Umowa została podpisana 7 lipca 1993 r. na pięć lat, ale jest przedłużana automatycznie o kolejne 5-latki, a żadna ze stron go dotąd nie wypowiedziała. Umowa reguluje sprawy dotyczące przelotów i uzyskiwania odpowiednich zezwoleń na ich przeprowadzenie w przestrzeni powietrznej obu państw. Art. 11 porozumienia zaś mówi, że "wyjaśnienie incydentów lotniczych, awarii i katastrof spowodowanych przez polskie wojskowe statki powietrzne w przestrzeni powietrznej FR lub rosyjskie wojskowe statki powietrzne w przestrzeni powietrznej RP prowadzone będzie wspólnie przez właściwe organy polskie i rosyjskie". Umowa wyszczególnia także informacje, przekazywane sobie nawzajem bezpłatnie, a związane z wykonywaniem lotów. Są to m.in. dane o lotniskach wojskowych, systemach nawigacyjnych i warunkach meteorologicznych.
Okazuję się także, że nic w sprawie katastrofy nie jest pewne. Premier z pompą oznajmiał 8:41 jako godzinę katastrofy, skoro na tej godzinie zatrzymał się rejestrator, czyli „czarna skrzynka”, w Tupolewie. Problem w tym, iż na stronie internetowej http://www.smolensk-auto.ru/ na forum jest wpis z godz. 8.25 czasu polskiego informujący o katastrofie. Nikt nie próbuje wyjaśnić tej kwestii.
Strona rosyjska i polskie władze jednak swoją wiedzą. Zapowiedź możliwości likwidacji 36 Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego, obsługującego samoloty rządowe ma na celu wmówienie, iż winę ponoszą piloci. Kapitan Protasiuk i pozostali piloci bronić się nie mogą, gdyż nie żyją, a zatem obarczyć ich winą jest łatwe. Prowadzone jest dochodzenie, ale miejsca katastrofy nie zabezpieczono i dopiero po interwencji, terenu zaczął pilnować rosyjski patrol milicyjny. Minister Kopacz zapewniała, iż przeszukano cały teren na głębokości do 1 metra (i 3-krotnie), tylko, że wciąż na tym terenie odnajdują się szczątki samolotów, rzeczy osobiste, które przechodnie (przeszukiwacze cmentarzy) sobie zabierali.
Nasze wątpliwości i zapytania stawiane od 10 kwietnia jak się okazało były uzasadnione. Nie widzimy postępów w dochodzeniu, nie jesteśmy informowani o podejmowanych działaniach, a nowe okoliczności poznajemy tylko dzięki niezależnym dziennikarzom i internautom, a nie od powołanych do tego instytucji. Nie wiemy czy katastrofa była wynikiem zwykłych błędów i zaniedbań, czy też działania z premedytacją. Nie chcemy ferować wyroków, jednak proces wyjaśniania okoliczności katastrofy i informowania o niej wyraźnie szwankuje. Czy następuje to ze złej woli czy nieudolności, efekt jest ten sam. Coraz bardzie przypomina to farsę?

KŁAMSTWA I BEZRADNOŚĆ WS. KATASTROFY

28.04 miała miejsca rządowa konferencja w sprawie dochodzenia przyczyn katastrofy smoleńskiej. Dzień później premier wypowiadał się w Sejmie. Praktycznie niczego nowego się dowiedzieliśmy, mimo iż padło wiele słów i zapewnień.

Niewiele uczyniono, jest bardzo dobrzePremier Donald Tusk ocenił, że służby państwowe od pierwszych godzin po katastrofie pod Smoleńskiem dobrze zdają swój egzamin. Przypomnijmy zatem te działania – rewizje w pomieszczeniach zmarłych posłów w Warszawie 2 godziny po katastrofie, szybka nominacja nowego szefa kancelarii prezydenta i szefa BBN. Równocześnie brak właściwych uzgodnień ze stroną rosyjską ws. prowadzenia dochodzenia, brak obecności polskich służb w dniu 10 kwietnia na terenie katastrofy w celu zabezpieczenia sprzętu, materiałów i dokumentów wrażliwych, brak sprzeciwu wobec przesłuchiwania przez Rosjan rodzin zmarłych (np. córki Wassermana), którzy przybyli identyfikować zwłoki, pozostawienie praktycznie śledztwa w rękach rosyjskich, brak wystąpienia do NATO o zdjęcia z terenu katastrofy, itd.

Nie była to awaria, ale nic nie wiadomo
Szef rządu poinformował też, że z dużą dozą prawdopodobieństwa można dziś stwierdzić, iż przyczyną katastrofy prezydenckiego samolotu nie była awaria maszyny lub eksplozja na jej pokładzie. Tymczasem nadal nie wiadomo z jakich przyczyn samolot leciał tak nisko, dlaczego nie zadziałały system TAWS i inne elektroniczne urządzenia, które powinny ostrzec pilota. Takie stwierdzenie jest co najmniej przedwczesne i sprzeczne z następnym stwierdzeniem premiera "Będę także chciał poczekać na wyjaśnienie przynajmniej części okoliczności katastrofy, tak aby mieć prawdziwą wiedzę”. Dodajmy, iż piloci są oburzeni stwierdzeniem premiera, wskazując na wiele problemów technicznych z TU-154M.

Sprzęt w dyspozycji naszych służb, ale z opóźnieniem"Chcę uspokoić państwa, jeśli chodzi o tego typu sprzęt, jak laptopy czy telefony komórkowe, nasze służby specjalne, w porozumieniu z Rosjanami i za ich pomocą, są w dyspozycji tego sprzętu. Cały (sprzęt) drogą dyplomatyczną został przez stronę rosyjską przekazany i jest w Polsce także do dyspozycji prokuratury, łącznie z telefonem komórkowym prezydenta" - podkreślił szef rządu. Zapomniał jednak sprecyzować, po jakim okresie Rosjanie to przekazali, i co w międzyczasie z tym robili. Przyciśnięty jednak, premier przyznał, że nie wie, czy do Katynia jakieś ważne dokumenty wieźli ze sobą np. prezes NBP Sławomir Skrzypek czy szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego gen. Franciszek Gągor. "Nie mam tej wiedzy" - podkreślił Tusk. A zatem nie wiemy co zgarnęły służby rosyjskie i co sobie przegrały, ale premier nie widzi żadnych problemów.

Edmund Klich zrezygnował, wcześniej był na „dywaniku”
Premier poinformował, że Jerzy Miller od środy stoi na czele Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych. Dodał, że przyjął rezygnację dotychczasowego szefa tej komisji Edmunda Klicha - który uznał, że nie jest w stanie łączyć funkcji akredytowanego przy komisji rosyjskiej i odpowiadać za raport polskich biegłych. Najwyraźniej premier uważa Polaków za durniów, którzy nie potrafią kojarzyć fakty. Edmund Klich informował o braku pomocy ze strony polskiej administracji i że strona polska pozostaje w stosunkach z Rosją w "kategorii petenta". Nazajutrz po wywiadzie został wezwany do pana premiera, a teraz nastąpiła jego rezygnacja.

Żadnych ustaleń dot. odpowiedzialnościSzef rządu powiedział, że zadaniem polskiej komisji będzie przygotowanie końcowego raportu, z którego będzie wynikała polska ocena przyczyny katastrofy i potrzebne zmiany, które trzeba będzie wprowadzić w Polsce. Jak zaznaczył, ta komisja zgodnie z prawem nie ustala odpowiedzialnych i winnych. "To nie jest i nie może być zakres jej odpowiedzialności" - powiedział Tusk. Innymi słowy z góry rezygnujemy z ustalenia odpowiedzialności za katastrofę, zarówno w kraju jak i za granicę. A zatem nie należy oczekiwać odwołania ministra Bogdana Klicha, mimo jego ewidentnej niekompetencji w sprawie. Premier nie widzi także potrzeby, by polskie służby wyjeżdżały wcześniej i sprawdzały lotniska, na których ma lądować szef państwa. Nie należy zatem oczekiwać ustalenia winnych zaniedbań dotyczących procedur bezpieczeństwa.

Dobra współpraca, Rosjanie umożliwiają dostęp do swojej dezinformacji
Premier był również pytany przez dziennikarzy, czy Polska rozważała wystąpienie do Rosji zgodnie z załącznikiem 13 Konwencji Chicagowskiej o przejęcie śledztwa ws. katastrofy, odpowiedział że „kluczem do uzyskania pełnej wiedzy o przyczynach katastrofy jest dobra współpraca między Polakami a Rosjanami”. Jednak sam przyznał, że lotnisko w Smoleńsku nie było "w optymalnym stanie". Premier przypomniał, że zgodnie z Konwencją chicagowską, państwo polskie wysłało do Rosji tzw. akredytowanego (Edmunda Klicha), którego zadaniem i prawem jest uczestniczyć we wszystkich postępowaniach po stronie rosyjskiej. Zapewnił, że Rosjanie umożliwiają dostęp do wszystkich działań i materiałów Edmundowi Klichowi. To dziwne w świetle wypowiedzi tego ostatniego o roli petenta. Ponadto wiele okoliczności dot. tragedii wyszło nie dzięki pracy komisji, tylko niezależnych dziennikarzy, którzy ujawnili film po katastrofie, zdjęcia z wymiany oświetlenia sygnalizacyjnego, informacji o sprzęcie samolotu prezydenckiego. Nie wiadomo na czym polega dobra współpraca, skoro Rosjanie cały czas dezinformowali najpierw ws. długości pasa, następnie liczby lądowania, godziny katastrofy itp. W tej ostatniej kwestii premier oznajmił nową godzinę 8.41. Dlaczego okłamywano przez 2 tygodnie Polaków, iż miało to miejsce o 8.56? Czy tak trudno było to ustalić, chociażby na podstawie stłuczonych zegarków.

Wszystko co możliwe ujawni się, ale skoro może zaszkodzić śledztwu niczego się nie ujawni
"Wyrażam to przekonanie, podziela je także prokurator generalny, że wszystko co możliwe, wszystko co nie szkodzi śledztwu, wszystko co jest już zdefiniowane powinno być tak szybko, jak to możliwe ujawnione publicznie" - podkreślił premier. Przypomnimy na początku zapowiedziano ujawnienie zapisów czarnych skrzynek, teraz już o tym się nie wspomina (sam odczyt czarnych skrzynek nie jest zresztą tak czasochłonny). Jeden z prokuratorów w trakcie konferencji prasowej otwarcie przyznał, iż mogą ujawnić jedynie materiały, na które śledczy rosyjscy się zgodzili.

Czy ktoś jeszcze wierzy, iż cała prawda zostanie nam ujawniona? Na zarzuty, wątpliwości i zapytania oraz przykłady ewidentnych zaniechań w sprawie smoleńskiej katastrofy, premier odpowiada że to zła wola. Z naszej strony widzimy natomiast kłamstwa, sprzeczności a także wyjątkową bezradność. Zadziwia żenująca spolegliwość polskich władz w stosunku do Rosji (jak za komuny). Przy takiej postawie trudno oczekiwać wyjaśnienia okoliczności katastrofy. Pewną iskierkę nadziei daje fakt, iż polscy prokuratorze przyjęli różne hipotezy katastrofy, nie wykluczając także działania osób trzecich. Ale czy nie ulegną politycznej poprawności?

Dr Daniel Alain Korona