Prezydent Andrzej Duda podpisał ustawę z dnia z dnia 14 kwietnia 2023 r. o Państwowej Komisji do spraw badania wpływów rosyjskich na bezpieczeństwo wewnętrzne Rzeczypospolitej Polskiej w latach 2007–2022, zwanej przez opozycję "lex Tusk". Przed tą decyzją, opozycja groziła prezydentami odpowiedzialnością przed Trybunałem Stanu. Już po decyzji, Tomasz Lis wpisem na twitterze obiecywał komory (jakie gazowe?) m.in. dla Andrzeja Dudy. Słyszymy głosy o końcu demokracji, dyktaturze i wezwania do marszu w Warszawie 4 czerwca.
To zwykła polityczna histeria, albowiem ustawa jest w rzeczywistości bublem. Przed wyborami niczego się nie zdoła się orzec, nie pozbawia ona możliwości wybieralności do Sejmu, a jedyną realną sankcją polityczną jest zakaz pełnienia funkcji związanych z dysponowaniem środkami publicznymi na okres do 10 lat (czyli objęcie funkcji ministerialnej), przy czym członkowie komisji mogą być odwoływani przez następny Sejm, sama decyzja może być zmieniona przez komisję (np. w drodze wznowienia lub nieważności), a wykonalność decyzji może wstrzymać sąd administracyjny.
Ale lex Tusk zbiera już jedno pozytywne żniwo, z Narodowej Rady Rozwoju, Rady Przedsiębiorczości przy prezydencie zrezygnowało już kilka osób mało przydatnych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz