19 września 2013

PRZEKRĘCONE ZEZNANIA ŚWIADKÓW

W sprawie Katastrofy Smoleńskiej trudno o rzetelność mainstreamowych mediów. Ostatni przykład to artykuł Gazety Wyborczej – Jak eksperci Maciarewicza skompromitowali się w prokuraturze. Porównując protokoły zeznań świadków (opublikowane przez naczelną prokuraturę wojskową) z relacją w Wyborczej uderza rozbieżność tekstów. I tak jak twierdzi dla GW Kpt. Maksjan: "Jeden z przesłuchanych świadków wskazał, że podstawą wniosków na temat katastrofy był "eksperyment myślowy" oparty na wiedzy pochodzącej z fotografii z miejsca katastrofy. Inny świadek formułował wnioski, opierając się na 40-minutowym kontakcie z niewielkim elementem metalowym, który jakoby pochodził z miejsca zdarzenia. Jako podstawę do formułowania wniosków wskazywano np. doświadczenie związane z lataniem samolotami w charakterze pasażera".  W jednym akapicie same kłamstwa. GW dorzuca, że Żadnych dowodów czy obliczeń nie zaprezentował też prof. Jan Obrębski z Politechniki Warszawskiej. To ekspert, który broni hipotezy wybuchu. Publicznie opowiada, że przeprowadził "badanie elementu o rozmiarach 20 cm na 20 cm, który ukazała mu nieznajoma osoba, zapewniając go, że to część Tu-154, choć nie wiadomo, z jakiej części samolotu pochodził". Profesor po 40-minutowej analizie stwierdził, że element "został rozerwany od wewnątrz". - Posłużę się terminologią ginekologiczną: widać na nim rozstępy - stwierdził. Wskazywał, że wnętrze elementu jest osmalone. - Może to świadczyć o punktowych eksplozjach. Otóż wspomniany świadek co prawda opisywał swoją historię i styczność z lotnictwem (w tym także że jest pasażerem), jednak podstawą do formułowania wniosków jest jego specjalność naukowa w zakresie problematyki wytrzymałości materiałów i mechaniki prętów cienkościennych i w tym obszarze czuje się – jak zeznaje świadek - bardzo dobrze. O tym Gazeta milczy, pytanie dlaczego. Odnośnie zaś badanego metalowego elementu, świadek – jak wynika z protokołu – opisał go i wskazywał na co mogą wskazywać ślady. Świadek wskazał także od kogo otrzymał ww. element, a zatem źródło zostało zidentyfikowane. Wyborcza zaś mówi o nieznajomej osobie.
W sprawie dotyczącej przesłuchania prof. Wiesława Biniendy z Uniwersytetu w Akron w USA, GW twierdzi, iż Profesor nie przekazał śledczym słynnej symulacji, która ma dowodzić, że skrzydło winno wytrzymać zderzenie z brzozą. Mówił, że nie jest dysponentem tych materiałów ani programu komputerowego, jest to własność uniwersytetu (uczelnia twierdzi, że nie wydała na Biniendę ani dolara, pracował prywatnie). Profesor poprosił też prokuratorów o parametry skrzydła tupolewa. To ciekawe, bo bez tych danych nie da się stworzyć symulacji zachowania się skrzydła w zderzeniu z przeszkodą. Tymczasem w protokole zeznań świadka nie mogłem odnaleźć wzmianki by prosił prokuratorów o parametry skrzydła tupolewa. Zatem nie wiadomo skąd ta informacja, z jakiego źródła, zwłaszcza iż profesor wielokrotnie wskazywał, iż do modelów przyjął dane techniczne ogólnodostępne dot. skrzydła Tupolewa (co najwyżej mógłby chcieć potwierdzenia, że przyjął prawidłowe dane). Prof. Binienda nie odmówił także przekazania informacji, zastrzegł tylko że skoro dokonywał badań w ramach swojej pracy naukowej na zatrudniającej go uczelni, dlatego też przed przekazaniem tych wyników badań musi skonsultować się z władzami uczelni. Ponadto niektóre materiały (pliki) wytworzone zostały przez inne osoby z jego zespołu, pracujących dla NASA, a zatem wolałby mieć odpowiednie zezwolenia z NASA. Prof. Binienda wyjaśniał w zeznaniach na czym polegała jego praca, w tym dot. katastrofy. Zatem co innego Wyborcza, a co innego w protokole zeznań.
Jak widać Gazeta Wyborcza, z uporem lepszej sprawy próbuje dyskredytować świadków. Odnośnie prof. Jacka Rońda z AGH pisze, w latach 80. był wykładowcą na Uniwersytecie Technicznym Hamburg-Harburg, gdzie pracował przy programie komputerowym do spawania pod wodą. W latach 90. opracowywał w RPA program do budowy silników turbinowych i rurociągów. Po powrocie do Polski projektował m.in. implanty kości twarzy i czaszki. Nie jest i nigdy nie był specjalistą w dziedzinie lotnictwa. W filmie Anity Gargas "Anatomia upadku" na pytanie, dlaczego eksplozji nie wykryła polska komisja państwowa, odparł: "Nie odważyła się wykonać pewnych badań ze względu na miłość do Putina". Nie pokazał śledczym żadnych obliczeń. GW usilnie stara się dyskredytować kompetencje profesora. Otóż ww. zajmował się w swoim życiu m.in. balistyką, pracował w grupie zajmującej się silnikami lotniczymi. W zeznaniach opisuje jak zaczynając od zwykłych rozważań myślowych, następnie poprzez zapoznanie się z różnymi elementami dowodowymi (informacji i zdjęć z miejsca) doszedł do wniosku, iż mogło dojść do wybuchu.

Zatem protokoły zeznań świadków pokazują zupełnie inny obraz, niż to co przedstawiła w swojej relacji Gazeta Wyborcza. Zastosowano metodę wybierz wycinki z kontekstu dorzuć komentarz, do tego pojawiają się zdania które w protokółach nie ma, plus ironiczne komentarze i otrzymujemy negatywny obraz. A przecież można było polemizować z tezami ww. świadków, profesorów, próbując wskazać gdzie mogli popełnić błędy. Tego się nie czyni, bo celem nie jest przybliżenie do prawdy w sprawie katastrofy, a dezawuowanie jednej ze stron. W latach 80-tych walczyliśmy o wolność słowa, ale nie o wolność manipulacji.

dr Daniel Alain Korona, http://pe2012-dak.blogspot.com 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz