Jesteśmy po expose premiera Tuska i po zaprzysiężeniu rządu. Jeszcze przed wyborami Platforma Obywatelska stwierdzała, iż Polska jest na ścieżce rozwoju a 300 mld zł Unii Europejskiej pozwoli na kontynuację tego trendu. Minęło 1,5 miesiąca i ton uległ nieco zmianie – mamy zapowiedź wzrostu obciążeń dla obywateli w celu uniknięcia poważniejszych problemów.
Jak wiadomo statystyka jest nauką ścisłą, ale już interpretacja wyników statystycznych zwłaszcza przez polityków jest już - subiektywne. I tak 15% wzrost PKB w walucie nominalnej, uwzględniając poziom inflacji będzie zbliżony do zera, a w walucie Euro przekładałby się na kilkunastoprocentowy spadek (deprecjacja złotówki względem Euro o 1/3 od 2008 roku). A zatem rzeczywista sytuacja gospodarcza kraju jest zła (a nie dobra), uwzględniając takie czynniki jak zadłużenie (ok. 800 mld zł), deficyt budżetu państwa (ponad 30 mld zł), likwidacja czynników realnego wzrostu gospodarczego (np. zamykanie kolejnych zakładów przemysłowych) itd. Dlaczego ten obraz nie pojawił się przed wyborami i w samym expose premiera? Usłyszeliśmy jedynie mgliste twierdzenia o odpowiedzialności w celu uniknięcia poważniejszych problemów.
FISKUS WAM ZABIERZE
Wśród zapowiedzi premiera znalazła się propozycja obniżenia deficytu i długu publicznego. Redukcja deficytu możliwa jest tylko 2 sposobami – albo zwiększaniem przychodów albo redukcją wydatków. Wzrost przychodów możliwy jest albo poprzez uaktywnienie czynników wzrostu gospodarczego albo poprzez zwiększenie obciążeń podatkowych. Skoro tych pierwszych rząd nie potrafi uruchomić, zatem premier zaproponował wzrost obciążeń daninowych, czyli podatek kopalniany, likwidację omijania podatku Belki, likwidację ulgi internetowej (1,5 mld zł) i podwyższenie składki rentowej o 2%. Słowem rząd sięga do naszych kieszeni, bo tak jest najłatwiej. Co to oznacza? Otóż mniej pieniędzy w gospodarstwach domowych (w wyniku wyższych podatków) przełoży się na mniejszą konsumpcję (o ile nie skompensujemy to nowym zadłużeniem poprzez kredyty konsumpcyjne), a zatem spadkiem podaży, czyli zahamowaniem produkcji, co z kolei będzie oznaczać mniejsze wpływy podatkowe z podatków pośrednich. Także wzrost składki rentowej od pracodawców wpłynie ujemnie na sytuację gospodarczą, albowiem pracodawcy będą szukali możliwości zmniejszenia kosztów pracy, a najłatwiej poprzez zmianę statusu zatrudnionych osób (np. jeszcze więcej umów śmieciowych). Jako że kilkanaście miliardów złotych rocznie uzyskanych przez fiskusa nie wystarczą do poprawy sytuacji finansów publicznych, zatem możemy się spodziewać w przyszłości kolejnych obciążeń podatkowych. Ale o tym premier nic nie powiedział.
KOSMETYKA PRORODZINNA i ROLNA
Przed expose, media straszyły zabraniem ulg prorodzinnych. Można podejrzewać, iż władza celowo rozpuszczała podobne pogłoski, by uzyskać efekt wspaniałomyślnego rządu zostawiającego nam ulgi rodzinne. Owszem jest ograniczenie becikowego i ulg dla najbardziej zarabiających (co przyniesie małe w sumie oszczędności), a nawet zwiększenie ulgi o 50% na 3 i 4 dziecko, jednak zazwyczaj rodziny wielodzietne nie należą do zamożnych, a tym samym nie będą miały możliwości odliczenia ulgi ze względu na zbyt niski podatek. Innymi słowy niewiele uległo zmianie.
Także kosmetyczne są propozycje dotyczące składki zdrowotnej dla rolników, albowiem pracownik uzyskujący najniższe wynagrodzenie będzie wciąż płacił 3-krotnie większą składkę niż rolnik posiadający powyżej 15 ha. Nie rozwiąże to zatem problemów dysproporcji składkowych, zrównoważenia budżetu KRUS itd. Ale być może będzie też tak, iż szczegółowe propozycje okażą się bardziej dotkliwe dla rolników (tak się stanie w przypadku przejścia na system podatku dochodowego).. Czas pokaże.
ADMINISTRACJA BEZ ZMIAN, OBCIĄŻENIA DLA EMERYTÓW
Odnośnie redukcji wydatków usłyszeliśmy niewiele. Mamy zapowiedź odchudzenia administracji, ale podobną słyszeliśmy już w 2010 roku. Otóż nie tylko liczba urzędników nie zmniejszyła się, ale nawet uległa zwiększeniu. Nie usłyszeliśmy żadnej zapowiedzi likwidacji konkretnych organów administracyjnych, co by przyniosło realne oszczędności. Jest zapowiedź likwidacji kilku przywilej, ale nie przedstawiono żadnych danych dotyczących korzyści finansowych. Jak zawsze koszty mają ponosić emeryci, którym zamieni się waloryzację procentową na kwotową. Skoro rozwiązanie to ma przynieść do 3 mld zł oszczędności, o tyle mniej otrzymają osoby starsze. Nie sposób nie zauważyć na sprzeczność logiczną przyjmowanych w Polsce rozwiązań – z jednej strony wprowadzony system uzależniający emerytury od zgromadzonych składek na koncie, a z drugiej przy waloryzacji deklaruje się obecnie urawniłowkę. Może należałoby się wreszcie na coś zdecydować.
7 LAT CIĘŻKICH ROBÓT
Najbardziej symptomatyczne była zapowiedź stopniowego podwyższenia wieku emerytalnego dla kobiet i mężczyzn z obecnych 60 i 65 lat do 67 lat, poprzez wydłużenie okresu, co 4 miesiące o 1 miesiąc. Długofalowo wraz z wydłużeniem długości trwania życia, będzie co prawda konieczność wydłużenia okresu składkowania, jednakże należy zauważyć, iż praca w supermarkecie i za biurkiem mają różny stopień uciążliwości, blisko 2 mln osób pozostaje bez pracy (a tym samym nie mogą odprowadzać składek pogłębiając problemy ZUSu), a wiele osób po 50 ma trudności z uzyskaniem jakiejkolwiek pracy. W rzeczywistości zatem ten pomysł nie tyle przyniesie dodatkowe dochody, co zmniejszy stopniowo wysokość wydatków emerytalnych kosztem nowych emerytów.
KONKLUZJA
Oczywiście byłbym nieobiektywny, gdybym nie zauważył, iż niektóre propozycje są sensowne (np. ograniczenie 50% normatywnych kosztów autorskich w przypadku osób zamożnych). Tym niemniej ani w expose ani w innych zapowiedziach, nie było wizji głębokich reform gospodarczych i społecznych, które wiązałoby się z dynamizowaniem gospodarki i rozwojem społecznym kraju. Jest wiele propozycji kosmetycznych, są obciążenia dla ludności (często zupełnie niepotrzebne, wręcz szkodliwe), ale polityki wzrostu, która umożliwiłaby 10-15% wzrost gospodarczy rocznie nie widać. Nie ma także pomysłu na rozwiązanie problemu długu i deficytu budżetowego – to majstrowanie fiskalne może przyniesie efekty, ale nie rozwiążą długofalowej sytuacji finansowej. Warto przypomnieć, iż zobowiązania ZUS względem przyszłych emerytów już dzisiaj wynoszą ponad 2 bln zł, a w kolejnych latach ZUSowi będzie brakować po ok. 60-70 md zł rocznie. Nic nie wiemy także nt. sposobu rozwiązania innych problemów społecznych (służba zdrowia, ochrona środowiska itd.). Zaproponowana polityka niestety nie jest ani odważna, ani prowzrostowa, ale podobnie jak w Grecji wiąże się z zaciskaniem pasa i działaniami kosmetycznymi. Tą drogą niczego się nie rozwiąże i nie zbuduje, może poza biedą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz