24 listopada 2018

Ratujmy dzieci. Nie pozwólmy ich mrozić i sprzedawać

Zgodnie z oficjalnymi danymi w Polsce żyje ponad 38 mln ludzi. Jednak to liczba zaniżona o dziesiątki tysięcy dzieci zamrożonych w lodówkach klinik in vitro, poddawanych tam nieludzkiej selekcji i eksterminacji. W Europie wiele krajów chroni je lepiej niż Polska. Musimy uratować dzieci skazane na ten los!
Zarówno w mediach, jak i w obowiązujących aktach prawnych in vitro prezentowane jest najczęściej jako metoda leczenia niepłodności. Jest to oczywista manipulacja, gdyż sztuczne zapłodnienie nie leczy problemu i nie uzdrawia dotkniętych nim osób.
Manipulacją jest też zmowa milczenia wokół tak istotnych kwestii jak groźne dla życia i zdrowia procedury mrożenia, związana z in vitro surogacja, eugeniczna selekcja zarodków czy psychiczne cierpienie dzieci nieznających swoich biologicznych rodziców. Z każdym rokiem społeczny problem narasta, wciągając w pułapkę klinik in vitro kolejnych rodziców, dzieci oraz ich zamrożone w hermetycznych zbiornikach rodzeństwo.

Tysiące zamrożonych ludzi

To obecnie obowiązująca w Polsce ustawa tak drastycznie godzi w godność ludzką, dając prawne przyzwolenie na mrożenie niewykorzystanych podczas procedury in vitro dzieci i przechowywanie ich przez lata w lodówkach klinik. Z badań wynika, że nie jest to proces obojętny dla zdrowia – ok. 15 proc. zamrożonych osób na najwcześniejszym etapie rozwoju ginie na skutek rozmrożenia, a znaczna część pozostałych doznaje obrażeń, które następnie są podstawą do ich odrzucenia w eugenicznej selekcji.
Jak mówi lekarz jednej z polskich klinik w głośnym dokumencie „Eugenika. W imię postępu”, tylko w lodówkach tej właśnie kliniki zamrożonych jest około tysiąca zarodków, z którymi nie wiadomo, co zrobić.
Polska ustawa pozwala klinikom na prowadzenie bezdusznych procedur, które zakazane są w wielu krajach Europy. Nasze ustawodawstwo nie dziwi, gdy przypomnimy sobie, że pomimo protestów Ordo Iuris sejmowym ekspertem uczestniczącym w pisaniu złego prawa była wspólniczka jednej z klinik in vitro. W efekcie obowiązujące prawo należy do najbardziej bezwzględnych wobec dzieci w skali całej Europy. Niemcy, Włochy czy Szwajcaria, w których ogranicza się możliwość tworzenia zarodków nadliczbowych, lepiej chronią swoich obywateli przed mrożeniem niż nasz kraj.

Potrzebna jest szybka zmiana prawa

Od uchwalenia ustawy o in vitro minęły już trzy lata. Pomimo wcześniejszych zapowiedzi do dzisiaj ani nie przyjęto zakazu tej procedury, ani nie wyeliminowano zagrożenia dla życia dzieci, które są jej poddawane.
Dlatego gdy grupa posłów reprezentowanych przez Jana Klawitera z Prawicy Rzeczypospolitej postanowiła przeciwdziałać najbardziej skrajnym patologiom obowiązujących dziś regulacji, przygotowaliśmy w oparciu o ich założenia projekt ustawy. Tak jak wiele razy wcześniej i tym razem wspieramy posłów gotowych wzmocnić ochronę życia.
Opracowany przez nas projekt zabrania mrożenia embrionów (kriokonserwacji) i selekcji eugenicznej, likwiduje anonimowość dawców komórek rozrodczych, a także wprowadza zakaz surogacji, czyli tzw. macierzyństwa zastępczego polegającego na wynajęciu kobiety do urodzenia dziecka, które zobowiązuje się ona porzucić i przekazać innej osobie, zwykle za wynagrodzeniem.

Wzmacniamy prawną ochronę życia

Już w kilka dni po złożeniu projektu propozycję poparł w imieniu Zespołu Ekspertów ds. Bioetycznych Konferencji Episkopatu Polski jego przewodniczący bp Józef Wróbel, nazywając ją „dobrym krokiem we właściwą stronę”.
Jako prawnik nie mam wątpliwości, że uchwalenie tej ustawy uratuje ogromną grupę dzieci przed najpoważniejszymi zagrożeniami dla ich życia. To może być zasadniczy krok ku pełnej ochronie życia w naszej Ojczyźnie.
Musimy dołożyć wszelkich starań i zrobić wszystko co w naszej mocy, żeby obronić każde dziecko, zarówno narodzone, jak również to najmniejsze, jeszcze nienarodzone, które odziera się z godności, a w wielu sytuacjach pozbawia prawa do poznania własnej tożsamości. Wierzę, że razem sprostamy temu zadaniu.

adw. Jerzy Kwaśniewski - Prezes Instytutu na rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris

21 listopada 2018

Nowelizacja ustawy o sądzie najwyższym. Polska nie jest suwerenna

Sejm przegłosował kolejną nowelizację ustawy o sądzie najwyższym. Zgodnie z nowelizacją do pracy przywraca się sędziów, którzy odeszli w stan spoczynku z Sądu Najwyższego i Naczelnego Sądu Administracyjnego w związku z uzyskaniem wieku 65 lat. Nowelizację uzasadniano postanowieniem Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej, który nakazał zawiesić Polsce przepisy emerytalne ustawy o Sądzie Najwyższym.
Postanowienie TSUE, a teraz nowelizacja ustawy przez parlament to dowód, że Polska nie jest krajem suwerennym, tylko dominium, neokolonią krajów zachodnich. Nie ma znaczenia wola narodu, reprezentacji tego narodu, ważniejsze okazują się rozstrzygnięcia brukselskich urzędników i sędziów.
Niestety polscy politycy są gotowi na wszelkie kapitulacje wobec Brukseli. Po politykach opozycji (PO, Nowoczesna, PSL) taka postawa nas nie dziwi, oni od początku byli wiernopoddańczo nastawieni. Politycy PIS posługiwali się jednak często retoryką niepodległościową. Okazało się jednak to tylko retoryką.

15 listopada 2018

To najskuteczniejsze narzędzie do zniszczenia Polski

Z dumą obserwowałam 250 000 patriotów, którzy przeszli przez Warszawę, niosąc biało-czerwone flagi i śpiewając patriotyczne pieśni. Myślę, że uczestników Marszu Niepodległości mogło być więcej, ale groźby, z rozmaitych stron, które pojawiły się przed Marszem mogły zniechęcić wielu.
Ćwierć miliona patriotów, którzy wyrażają swoje przywiązanie do Ojczyzny i szacunek dla przodków to coś niezwykle budującego. Media masowe i "europejskie" elity polityczne od dziesięcioleci uprawiają wobec Polaków "pedagogikę wstydu", której celem jest wzbudzenie odrazy wobec naszych przodków i historii Polski. Globaliści chcą wszystkie narody wykorzenić, a szczególnym ich celem jest Polska, ze względu na nasze przywiązanie do religii katolickiej.
Niedzielna manifestacja pokazała, że Polacy są odporni na próby zniszczenia szacunku do Ojczyzny. To wielka radość!
Kiedy patrzyłam na tłumy, młodych w większości Polaków, którzy pokazywali swoje przywiązanie do polskości i barw biało-czerwonych, pomyślałam o tych, którzy w Marszu nie mogli uczestniczyć. Nie miałam na myśli tych, których do udziału zniechęciły media i politycy. Myślałam o tych, którzy nie mogli się urodzić. Ostrożne szacunki mówią, że po roku 1956 aborterzy zabili ponad 10 milionów małych Polaków!
Holokaust nienarodzonych pochłonął znacznie więcej Polaków niż mordy niemieckich i sowieckich oprawców.
Dzisiejsi wrogowie Polski zdają sobie sprawę z tego, że aborcja jest najskuteczniejszym narzędziem do zniszczenia Polski i Polaków. Nie szczędzą więc wysiłków, aby zamordowanych dzieci było coraz więcej.
Wyroki śmierci przeprowadzają "lekarze", dla których aborcja stała się codzienną rutyną. W wyniku trwającej od lat aborcyjnej i eugenicznej indoktrynacji, nie potrafią myśleć o pacjentach inaczej jak tylko w kategorii ich "przydatności" dla społeczeństwa lub bycia chcianym na świecie. Zamiast leczyć - zabijają. Bo tak łatwiej i szybciej można pozbyć się "problemu". Dlatego usilnie namawiają kobiety do aborcji zamiast podejmować się leczenia ich dzieci.
Doświadczyła tego Małgorzata, której świadectwo przeczytałam w internecie:
""Kiedy pani doktor rozpoczęła badanie, na wstępie poinformowała mnie że dziecko żyje, jest tętno. Ucieszyłam się bardzo. Następna wiadomość nie była już tak optymistyczna, to było: "przykro mi ale Twoje dziecko nie ma czaszki. Trzeba wywoływać poród!" Wywoływać poród - nie morderstwo - nie późna aborcja - tylko wywoływać poród."
Właśnie tak działają aborterzy - czasami wystarcza im pierwsza diagnoza, aby wydać wyrok śmierci. Ich celem nie jest poznanie prawdy i faktycznego stanu zdrowia dziecka aby następnie móc mu pomóc. Dla nich najlepszy pacjent to martwy pacjent - bo nie trzeba ponosić odpowiedzialności za długotrwały i często skomplikowany proces jego leczenia.
"Dostałam szoku, rzucało mnie po całym łóżku... Oszukano mnie, że ciąża zagraża mojemu życiu, a była to nieprawda. Tłumaczono, że zrażę się i nigdy nie będę chciała mieć więcej dzieci. Pytam, co o tym mógł wiedzieć lekarz ginekolog, to była bzdura!!!"
Aborcjoniści użyli nacisków i perswazji aby wymusić na kobiecie decyzję o aborcji, przedstawiając jej zabicie dziecka jako najlepszą opcję w jej sytuacji. Mają ułatwione zadanie gdy w grę wchodzi stres i ogromne emocje, naturalne w takich chwilach.
"Wykorzystali fakt, że nikogo nie było przy mnie, byłam sama i w ciężkim szoku. Mój synek dzielnie walczył o życie, nie pomagały żadne kroplówki, do końca biło Jego małe serduszko. Po tygodniu urodziłam swoje dzieciątko na łóżku ginekologicznym, leżał biedny skulony i konał. Wbrew wszystkiemu, jego małe serduszko walczyło do końca."
Zamiast dokładnie zbadać dziecko i jego matkę, "lekarze" przeprowadzili aborcję.
"Do dziś nie wiem, czy mój synek naprawdę był chory, jeśli chodzi o tak małe dzieci zdarza się tysiące pomyłek. Wiem za to na pewno, że ciąża nie zagrażała mojemu życiu. Mogłam donosić ciążę, urodzić, pożegnać się z własnym dzieckiem. Tylko jeden lekarz zadecydował co będzie dla mnie lepsze. Zostałam z tym wszystkim sama, z bólem, którego nie da się opisać żadnymi słowami."
Napisała Małgorzata. Z podobnym traktowaniem i wymuszaniem dokonania aborcji spotykają się kobiety w całej Polsce. Do naszej Fundacji napisała pani Katarzyna, którą spotkał ten sam los:
"U mojej córki zdiagnozowano podejrzenie zespołu Downa. Lekarz prowadzący ciąże (...) wezwał mnie na rozmowę, która miała mnie przygotować na to, co „można teraz zrobić"."
Aborterowi wystarczyło podejrzenie choroby aby mógł przejść do dalszego działania.
"Skupił się na przedstawieniu mi zagrożeń zdrowotnych dziecka upośledzonego w wyniku istnienia zespołu Downa lub Turnera. Pytał, co chcę zrobić, ale nie przedstawił mi innej rady, jak tylko wykonanie amniopunkcji, która pozwoli na uzyskanie większej pewności. Zastrzegł jednak, że takie badanie musi być wykonane jak najszybciej, żeby był czas na „wyhodowanie tkanki" w czasie pozwalającym na terminację płodu w granicach prawa."
Amniopunkcja to inwazyjne i niebezpieczne badanie, którego jedynym celem jest zwiększenie prawdopodobieństwa wykrycia wady genetycznej u nienarodzonego dziecka. Masowo używa się go w Polsce w celach eugenicznych - za jego pomocą wykrywa się jednostki potencjalnie chore i używa jako pretekstu do wykonania "terminacji płodu", czyli zamordowania dziecka.
"W trakcie kolejnego badania USG nie znaleziono markerów świadczących o obecności wad genetycznych, zapis badania był prawidłowy. Lekarz prowadzący po ich odczytaniu, nawet nie skojarzył pacjentki, której miesiąc wcześniej, z dużym zatroskaniem proponował pozbycie się „upośledzonego płodu"."
Tak właśnie wygląda ginekologia w Polsce. To powszechne zjawisko, z którym kobiety spotykają się we wszystkich regionach kraju. Wstępna diagnoza - podejrzenie choroby - namówienie kobiety do aborcji. Lekarza-abortera nie interesuje czy dziecko jest chore czy zdrowe. Jeśli tylko ma możliwość dokonania aborcji, zabije dziecko aby nie opiekować się nim i jego matką. Życie, zdrowie i dalszy los jego pacjentów go nie obchodzi.
"Na kolejną wizytę już się nie umówiłam, centrum ani lekarz prowadzący ciążę, nie uznali za stosowne sprawdzić, czy pacjentka z tak dużym zagrożeniem zdrowia uzyskała pomoc gdzie indziej i czy był powód jej odejścia z placówki."
ubolewa pani Katarzyna, którą nikt w tej placówce się nie zaopiekował. Ale co najważniejsze:
"Moja córka, która właśnie skończyła 4 lata, nie ma wad genetycznych. Dziękuję za Państwa zaangażowanie i determinację."
Jej dziecko okazało się być całkowicie zdrowe! Robione w pośpiechu diagnozy aborcjonisty okazały się nic nie warte. Gdyby pani Katarzyna nie wiedziała czym jest aborcja i nie miała świadomości jak funkcjonują aborcjoniści, wszystko mogłoby się skończyć tragedią, tak jak u Małgorzaty, którą oszukano i zmanipulowano.

Co więcej, mord na zdrowym dziecku odbyłby się całkowicie zgodnie z prawem, według którego wystarczy podejrzenie choroby aby dokonać aborcji. Tak barbarzyńskie prawo funkcjonuje w niepodległej Polsce...

Skala aborcji eugenicznej z roku na rok rośnie. W roku 2017 aborterzy wykonali wyroki śmierci na 1039 dzieciach podejrzanych o chorobę lub wadę genetyczną.

W Polsce rozwija się również aborcja nielegalna, głównie na skutek akcji propagującej pigułki poronne. Kobieta, która zamawia i przyjmuje środki poronne, w świetle obowiązującego prawa jest bezkarna i nie można nawet prowadzić śledztwa w jej sprawie. Teoretycznie zakazane jest natomiast pomocnictwo w aborcji i handel pigułkami aborcyjnymi. Handlarze śmierci jawnie reklamują swoje usługi w Gazecie Wyborczej i innych mediach aborcyjnych. Składaliśmy wielokrotnie zawiadomienia do odpowiednich władz w tych sprawach, jednak w praktyce dzieje się niewiele.

Aborcjonistki i feministki mnożą kolejne strony internetowe, za pomocą których handlują w internecie pigułkami aborcyjnymi. Jeżdżą również po Polsce i na otwartych spotkaniach i wykładach doradzają kobietom jak zamordować dzieci za pomocą tej trucizny. Jedyne działania, jakie podejmowane są w naszym kraju przeciwko nim, odbywają się dzięki wsparciu naszych Darczyńców. Na wyroki dla członków aborcyjnej mafii przyjdzie nam jednak jeszcze poczekać.

Będziemy oczywiście nadal naciskali na służby państwowe aby położyły kres kryminalnym praktykom aborcjonistów. Nasze doświadczenie pokazuje, że konieczne do tego jest prowadzenie szeroko zakrojonych akcji społecznych.


Kinga Małecka-Prybyło, Fundacja Pro Prawo do Życia