5 stycznia 2015

Dlaczego lekarze nie chcą podpisywać umów z NFZ?

Konflikt na linii MInisterstwo Zdrowia - lekarze z Porozumienia Jeleniogórskiego trwa. Ich ofiarami są pacjenci, zamknięte gabinety uniemożliwia lub utrudnia leczenie wielu naszych rodaków. Problem w tym, że cały system zaproponowany i wprowadzany przez Bartosza Arłukowicza rozwala służbę zdrowia i pacjentów docelowo pozbawi bezpłatnej opieki medycznej. Poniżej znalezione w sieci, list lekarza rodzinnego wyjaśniającego o co im chodzi.


Bardzo poważnym problemem POZ (myślę, ze nie tylko) są starzejący się lekarze. W województwie opolskim średnia wieku lekarza pracującego w POZ przekroczyła 57 lat. Gdyby w tej chwili z systemu odeszli emeryci to system by się zawalił. Młodych kształcących się lekarzy jest niewielu.

Ja miesięcznie przyjmuję ponad 1200 pacjentów. Średnio 50-70 osób dziennie. Zdarzają się dni, gdzie tych pacjentów przyjmuję i 100. (no chyba przesada z tą liczbą pacjentów - od. red.) Każdego roku dochodzi nowa praca. Część jest widoczna dla wszystkich, bo większą część czasu patrzę w monitor i stukam w klawiaturę. Dużej części państwo nie widzicie. Skraca się czas poświęcony na kontakt z pacjentem, a wydłuża czas biurokratyczny. Lekarze i tak nie są w stanie prowadzić kartotek w sposób zgodny z przepisami i bezpieczny dla siebie, bo starają się wypełnić swoje podstawowe zadanie leczenia pacjentów.

W nowej umowie na rok 2015 jest kilka niemożliwych do przyjęcia zadań. Jest ona skierowana przeciwko pacjentom i stawia pacjentów i lekarzy naprzeciwko siebie. Tylko razem jesteśmy w stanie zawalczyć o wspólne dobro.

Po pobieżnej lekturze nasuwają mi się liczne uwagi. Pierwsza sprawa - pakiet kolejkowy. Wszystkiego nie wiem, ale to do czego doszłam jest bulwersujące. Lekarz endokrynolog, jak wszyscy wiedzą, leczy najczęściej choroby tarczycy. W nowej umowie to lekarz POZ będzie zobowiązany do leczenia niedoczynności tarczycy. Wszyscy państwo, którzy jesteście pod kontrolą poradni endokrynologicznej, teraz wrócicie do POZ. Lekarz nie będzie mógł państwa skierować do specjalisty. Rozwiązany problem kolejki u endokrynologa? Ma pan minister sukces? Łagodny przerost gruczołu krokowego też w gestii lekarza POZ. Zniknie kolejka do urologa? Takich jednostek chorobowych wrzuconych do POZ jest więcej.

Na wykonanie tych zadań lekarz POZ nie dostaje żadnych dodatkowych pieniędzy, a minister może zaoszczędzić na wykupieniu tych wizyt u specjalistów. Tyle że specjaliści mieli wykupioną konkretną ilość wizyt, a my nie mamy limitu. Przyjąć należy wszystkich pacjentów.

Niestety nie potrafię już w sposób bezpieczny dla pacjentów przyjmować większej liczby ludzi.

Liczni moi koledzy mają już przyjmowanie na godzinę. Pacjent endokrynologiczny na kontrolnej wizycie będzie musiał zająć 30 minut tak jak u specjalisty. Już ostatnio pojawiły się kłopoty gdzieniegdzie z dostaniem się do lekarza w dniu rejestracji. Niestety teraz obejmie to już wszystkie praktyki.

Co zrobić z pacjentami potrzebującymi zwolnienie do pracy? Z nagłymi zachorowaniami? Ludźmi z wymiotami, biegunkami, bólami, gorączkami? Nie potrafię w sposób uczciwy w stosunku do pacjenta przyjąć na siebie nieskończonej ilości zadań i przejąć pacjentów moich kolegów specjalistów tylko po to, by minister miał wyborczy sukces.

Kolejna sprawa - umowa. Umowa ma być bezterminowa. Tą umowę może zmieniać aneksem NFZ bez jakiejkolwiek konsultacji. Ja tylko mogę ją wypowiedzieć. Będzie można do POZ wrzucać wszystko co się nie zmieści gdzie indziej. My staniemy się pierwszą twarzą NFZ w opozycji do pacjenta. Sami już niewydolni będziemy tak jak teraz dostawać nowe zadania i nasza niemożność wykonania zadań będzie uderzała w pacjentów.

Kolejna sprawa - skierowania do okulisty i dermatologa. Okulistycznie leczymy zapalenia spojówek i powtarzamy zalecone przez okulistę leki. Po co wypisywać skierowania do okulisty na dobranie okularów? Ja i tak nie mogę nic w tej dziedzinie zrobić. To jest i Wasz i nasz czas. Żeby pójść z dzieckiem po korektę szkieł będziecie musieli zarejestrować się wpierw do POZ po skierowanie. Kolejny dzień u lekarza w kolejce. Podobnie u dermatologa. Do dermatologa zawsze szło się bez skierowania. Była to najskuteczniejsza metoda wczesnego leczenia chorób wenerycznych. Teraz najpierw do mnie a później dalej.

Kolejna rzecz - pakiet onkologiczny. To już jest grubsza sprawa. W mojej praktyce mam w ciągu roku od 7-10 wykrytych pierwszorazowych zachorowań na nowotwór. Z tego 1-3 pacjentów to tacy, którzy nigdy nie byli wcześniej u lekarza i przychodzą w stanie zaawansowanym. Wielokrotnie tych kieruję od razu do szpitala bo są w złym stanie i wymagają natychmiastowego leczenia. Oni też zawsze byli przyjęci od razu, najczęściej na internę. Kilka pacjentek to pacjentki z nowotworami piersi i narządów rodnych. Tutaj swoją rolę jak dotąd widzę na wpajaniu pacjentkom konieczności wizyt u ginekologa i namawianiu na badanie piersi. System działa. Zostaje więc kilku pacjentów z pozostałymi nowotworami. Skupię się na nowotworach jelita grubego. Przez kilka lat funkcjonowało przesiewowe badanie kolonoskopowe i to dawało rezultaty. Za rządów ministra Arłukowicza to zostało zaniechane, albo mocno okrojone. Fakt, że moi pacjenci nie mają do tych badań dostępu. Pozostaje planowana kolonoskopia. Większość placówek ma wykupione przez NFZ to badanie bez znieczulenia.

Bardzo bym chciała zobaczyć twarz pana ministra po wykonaniu tego badania bez znieczulenia...

Jeżeli rak jelita grubego daje jednoznaczne objawy to często jest już za późno na pełne wyleczenie. Jest to więc wyjątkowy wyścig z czasem. Jakie są wczesne objawy raka jelita grubego? Mogą być pojawiające się biegunki, mogą być zaparcia, może być krew w kale, mogą być pobolewania, może być utrata wagi. Dotąd dawałam skierowanie na kolonoskopię. U większości pacjentów były polipy, które lekarze od razu usuwali. Wszyscy ci pacjenci to potencjalni chorzy na raka. Radość z wyleczenia i uniknięcia tragedii. Teraz spośród tych pacjentów mam wybrać lepszych i dać im zieloną książeczkę. Wszystkim nie mogę. Jeżeli nie dam komuś, u kogo w trakcie stania w jeszcze dłuższej kolejce rozwinie się rak, to pacjent będzie miał żal do mnie, a nie do ministra, a ja będę musiała z tym żyć.

Dlaczego nie mogę dać wszystkim? Bo muszę mieć trafienia! "Trafienia" to jest określenie ministra na pacjenta z chorobą nowotworową. Wydam 30 książeczek Pacjent przejdzie diagnostykę i teraz oceni moją pracę urzędnik. Jeżeli będę miała 0-1 trafienia to zostanę skierowana na karne szkolenie a za wykonaną pracę mi nie zapłacą. Czyli badając w kierunku choroby nowotworowej 30 pacjentów nie znajdę u nikogo rozwiniętego raka, to będę ukarana szkoleniem i finansowo. Teraz badam nawet stu ludzi, żeby wykryć u jednego raka. Moja sytuacja się poprawi, jeżeli będę miała 2 trafienia, dostanę wtedy 20 złotych i nie będę karana upokarzającym szkoleniem. Ta kwota rośnie i przy stosunku jedno trafienie na pięć sięga ponad 100 złotych. Cały czas cytuję umowę! Staniemy więc z pacjentem po przeciwległej stronie - on będzie się cieszył, że nie ma raka, ja będę miała poważny problem. Będę więc unikała zielonych książeczek jak ognia, albo wydam je wszystkim.

Jeżeli nie wydam, to minister wygrał, bo lekarze są źli i nie chcą pracować, jak wydam, to nie wytrzymam finansowo (bo za tą diagnostykę zapłacę z puli POZ) i dołożę do pracy kolejne wypisywanie książeczek, sprawozdań. Wydłuży się więc kolejka pacjentów u mnie. Wąskie gardło w postaci zbyt małej ilości zakontraktowanych kolonoskopii pozostaje.

Tyle, że teraz za to odpowiadam ja, nie minister.

Kolejna sprawa to EWUŚ. Jak państwo wiecie, musimy sprawdzać EWUŚ, czyli czynne ubezpieczenie pacjenta. Dwa razy w tygodniu trafia się pacjent, który EWUŚ wyświetla w kolorze czerwonym – pacjent nieubezpieczony. W większości są to pacjenci, którzy mają ubezpieczenie i faktem, że świecą na czerwono, są oburzeni. Teraz pacjent wypisuje oświadczenie, że jest ubezpieczony i my przyjmujemy takiego pacjenta nieodpłatnie. NFZ płaci za takiego pacjenta. Teraz NFZ przestaje płacić za pacjentów świecących na czerwono (w mojej praktyce 11%). Czyli jak pacjent świeci na czerwono i wypisze nam oświadczenie, to za jego leczenie i wizytę nie zapłaci nikt. Pieniądze zostają w funduszu. Kolejna oszczędność ministra.

Takich pułapek jest więcej, a list i tak zrobił się długi. Jest to jednak nasza wspólna sprawa - pacjentów i lekarzy.

W tym roku mija 30 lat mojej pracy i zawsze byłam po stronie pacjenta, bo sama też jestem pacjentką i to z wiekiem coraz częściej i boleśniej. Ministrowie się zmieniają a ja od 30 lat o 8.00 wołam proszę (teraz parę minut później bo ładuje się komputer).

Tej pracy nie chcą wykonywać młodzi lekarze i jak nic się nie zmieni, to po pięciu latach nastąpi poważny kryzys w służbie zdrowia na poziomie POZ. Wtedy obecny minister będzie już miał inną posadę, równie prestiżową i pozbawioną osobistej odpowiedzialności jak teraz, ale my zostaniemy na dole, pacjenci i lekarze.

Dlaczego inni podpisali? My nie podpisaliśmy, i jakie mamy kłopoty, a strach pomyśleć, co nas czeka. Straszą nas przez telefon, jeżdżą do prywatnych domów. Ruszyły zmasowane kontrole. Nagonka bezpardonowa w mediach. Kłamstwa, półprawdy, wyrwane z kontekstu słowa. Ja się boję bardzo i nie dziwie się, że inni też się boją. Tylko zwarta grupa może się przeciwstawić.

Jeżeli my przegramy, to tak naprawdę przegrają pacjenci.

Z poważaniem -

Lekarz rodzinny z 30 letnim stażem w jednej placówce

ŻADNEJ PODWYŻKI STAWEK DLA LEKARZY NIE MA

Rząd i PO cały czas twierdzą, iż zwiększono 40 zł stawkę jaką na pacjenta otrzymuje w ramach kontraktów lekarze PO. Tymczasem jak informuje Porozumienie Zielonórskie - równocześnie zlikwidowano wpływy za choroby przewlekłe, za osoby które z jakichś powodów nie figurują w EWUŚ czy za infekcje. Reasumując w 2014 roku lekarz POZ otrzymywał łącznie na pacjenta 136 złotych, w kontrakcie na 2015 r. po rzekomej podwyżce otrzymuje tyle samo, z tym że dołążono obowiązków w tym niepotrzebnych (np. skierowań do dermatologów i okulistów). Dodajmy, iż w budżecie NFZ na rok 2015 na POZy żadnego dodatkowego miliarda złotych nie wyasygnowano, a jedynie 80 mln zł. Nie jesteśmy zwolennikami dosypywania pieniędzy do systemu zdrowotnego (lepiej pomyśleć o lepszym ich zarządzaniu), tylko po co minister zdrowia kłamie?

NIEZŁOMNI: Pożegnanie Mariana Jurczyka

 Marian Jurczyk  
(ur. 1935  zm. 30.XII.2014 w Szczecinie ) – związkowiec i polityk, antykomunista, działacz opozycji w PRL, senator, prezydent Szczecinaw latach 1998–2000 oraz 2002–2006.
Absolwent technikum ekonomicznego (tylko wykwalifikowany robotnik!), które ukończył zaocznie w latach 50.  Od 1954 r. pracował w Stoczni Szczecinskiej im. A.Warskiego. Brał udział w protestach robotniczych w grudniu w 1970 roku, a w 1980 r. kierował strajkiem w Stoczni Szczecińskiej, w konsekwencji stanął na czele Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego w Szczecinie w pamiętnym sierpniu 1980. Był sygnatariuszem porozumień sierpniowych (było ich pięć zawartych w: Szczecinie, Gdańsku, Jastrzębiu, Hucie Katowice i Ustrzyckie z rolnikami).
Marian Jurczyk wielokrotnie krytykował kunktatorską politykę i sposób postępowania Lecha Wałęsy. Kieruje następnie Międzyzakładową Komisją Robotniczą „Solidarności”, a w 1981 objął w demokratycznych wyborach stanowisko przewodniczącego zarządu Regionu Pomorze Zachodnie NSZZ "Solidarność".

Wszedł w skład ścisłego kierownictwa Solidarności tzw. komisji krajowej związku.

Po wprowadzeniu stanu wojennego komunistyczna hunta Jaruzelskiego (WRONa) internowała go bezprawnie poczawszy od 13 grudnia 1981 do 18 listopada 1982. Przebywał w „ośrodkach odosobnienia” m.in w Goleniowie.Pod koniec 1982 jako internowany został  aresztowany, umieszczony w więzieniu nr. 1  na Rakowieckiej  i oskarżony o „przygotowanie do obalenia ustroju PRL poprzez kierowanie ekstremą Solidarności”.
 Zaś Lecha Wałęsę w 1982 r. władze komunistyczne… zwolniły do domu.
W czasie stanu wojennego tj. podczas pozbawienia wolności Mariana Jurczyka (1982 rok) wpierw synowa Dorota zginęła tragicznie, wypadając z okna kamienicy w Szczecinie. Po uzyskaniu informacji o śmierci żony tego samego dnia z innego budynku wypadł/wyskoczył (?) jej mąż Adam, będący synem Mariana Jurczyka, również ponosząc śmierć.
IPN podejrzewa, że w ich śmierć byli bezpośrednio zamieszani funkcjonariusze służb PRL (SB lub WSW). Pogrzeb pary przerodził się w antyrządową demonstrację, w trakcie której doszło do poważnych starć oddziałów ZOMO z żałobnikami.
W 2007 IPN zakończył badanie tej sprawy, umarzając postępowanie wobec stwierdzenia braku wystarczających dowodów pozwalających na przedstawienie zarzutów funkcjonariuszom służb specjalnych PRL.
Marian Jurczyk został zwolniony w związku z ogłoszoną amnestią dopiero w 1984 (pod presją zachodu)  jako jeden z ostatnich działaczy opozycji wraz z liderami Konfederacji Polski Niepodległej (spędził w więzieniu wyjątkowo długo jak na działacza związkowego).
Wszedł w skład demokratycznej i legalnej władzy „Solidarności” tzw. Grupy Roboczej Komisji Krajowej (członków Komisji Krajowej wybranych legalnie na zjeździe Solidarności w 1981), opozycyjnej wobec  ugodowych „władz” związku ustanowionych nieformalnie i dyktatorsko  przez L. Wałęsę   (uzurpatorzy typu Geremek, Michnik, Kuron, Mazowiecki, Buzek  itp. „doradcy” zatwierdzeni przez  MSW, PZPR i SB)

III  RPRL

Marian Jurczyk był zadeklarowanym przeciwnikiem porozumień z komunistami w Magdalence i zmowy Okragłego Stołu.
Założył w konsekwencji związek zawodowy pod nazwą "Solidarność 80" (w opozycji do zarejestrowania przez Wałęsę drugiej „Solidarności” z nowymi niedemokratycznymi władzami i statutem  napisanym pod dyktando Kiszczaka). UWAGA: obecna NSZZ Solidarność nie jest w konsekwencji „porozumień okrągłego stołu” kontynuacją ruchu Solidarności z 1980 roku !
W wyborach parlamentarnych 1997 r. Marian Jurczyk  jako kandydat niezależny uzyskał mandat senatora IV kadencji z województwa szczecińskiego, uzyskując 124 897 głosów.
W kolejnym roku zorganizował własne ugrupowanie pod nazwą Niezależny Ruch Społeczny, który wszedł w skład bloku Ruch Patriotyczny Ojczyzna (koalicji z Ruchem Odbudowy Polski Jana Olszewskiego i KPN-Obóz Patriotyczny Adama Słomki). Koalicja przekroczyła 5 % próg poparcia wyborców w kraju.  Z ramienia koalicji RP-Ojczyzna Marian Jurczyk uzyskał mandat radnego sejmiku zachodniopomorskiego I kadencji, który zamienił 18 listopada 1998 na urząd prezydenta Szczecina wybranego przez radę miasta
31 grudnia 1998  tego samego roku, tuż po objęciu stanowiska, jako zadeklarowany przeciwnik niemieckiej ekspansji (i ochrony polskiej przedsiębiorczości) zerwał umowę dotyczącą budowy hipermarketuw miescie, którą poprzednie władze miasta podpisały kilka miesięcy wcześniej z niemiecką spółką Euroinvest Saller.
Niemcy  w postępowaniu sądowym uzyskali pózniej od miasta zwrotu wadium i kosztów wraz z odsetkami /5 mln. zł/.
W 2005 Marianowi Jurczykowi i pozostałym sześciu członkom zarzadu miasta w związku z powyższą decyzją prokurator przedstawił zarzut "niedopełnienia obowiązków i narażenia miasta na znaczne straty materialne".
5 lipca 2007 Sąd Rejonowy w Szczecinie skazał Mariana Jurczyka na karę 2 lata więzienia z warunkowym zawieszeniem  wykonania na pięcioletni okres próby. Sąd ten orzekł także grzywny, zakazy zajmowania stanowisk w administracji publicznej oraz zobowiązanie do naprawienia szkody. W 2008 sąd odwoławczy, uwzględniając m.in. apelację prokuratora od wyroku co do uniewinnienia pozostałych członków zarządu miasta, uchylił w całości orzeczenie sądu I instancji wobec Jurczyka, przekazując jednak Jego sprawę do… ponownego rozpoznania 
W grudniu 2009 ponownie rozpatrujący tę sprawę sąd I instancji uniewinnił Mariana Jurczyka i członków zarząd miasta od stawianych im zarzutów. [czyli po blisko 10 latach gry w pseudo prawniczą „kotka i w myszkę” i medialnego opluwania!]
Ze stanowiska prezydenta Szczecina Marian Jurczyk zrezygnował 24 stycznia 2000 po decyzji Trybunału Konstytucyjnego, który stwierdził (rzecz zastanawiającą), iż funkcji prezydenta dużego miasta na prawach powiatu nie można łączyć z mandatem senatorskim [ale można piastować nieskończoną ilość kadencji].
W marcu tego samego roku sąd lustracyjny w Warszawie  prawomocnie uznał go za tzw. kłamcę lustracyjnego, co doprowadziło do utraty przez niego mandatu senatora (mandat senatorski wygasł 24 marca 2000). Sąd Apelacyjny w Warszawie (sędziowie mianowani przez jaruzelskiego) stwierdził, że Marian Jurczyk zataił fakt zmuszenia go w 1977 przez funkcjonariuszy SB groźbą pozbawienia życia do współpracy, a okoliczności jej nawiązania nie zwalniały z obowiązku złożenia oświadczenia lustracyjnego  odmiennej treści  czyli przyznania się do świadomej i dobrowolnej współpracy ze słuzbami PRL... 
Sąd Najwyzszy, uwzględniając  kasację, uchylił jednak ten prawomocny wyrok. Po ponownym rozpoznaniu sprawy w 2001 Marian Jurczyk został jednak ponownie w obu instancjach uznany za kłamcę lustracyjnego. W 2002 w ramach drugiego postępowania kasacyjnego Sąd Najwyższy uchylił prawomocne orzeczenie sędziów Sadu  Apelacyjnego w Warszawie  i orzekł, że jego oświadczenie lustracyjne było prawdziwe, gdyż współpraca z SB nie miała charakteru tajnego, a przekazywane informacje były pozbawione wartości operacyjnej, a ponadto sama SB oceniała tę współpracę jako mało przydatną m.in z powodu braku lojalności. To orzeczenie ostało się jako ostateczne i prawomocne. 
[Warto o tym pamietać w kontekście m.in. lustracji: W.Chrzanowskiego, L.Moczulskiego i prof . W.Kiezuna]
W wyborach samorządowych 2002 r. Marian Jurczyk ubiegał się ponownie o stanowisko prezydenta Szczecina. W I turze uzyskał 27,81% głosów, zaś w II turze otrzymał 53,43% poparcia, pokonując kandydata  SLD (ze wsparciem „liberałów”) i wygrywając tym samym wybory pomimo nieustającej  nagonki „całości niezależnych mediów” i użytecznych funkcjonariuszy państwowych wszelakich „służb”.
23 maja 2004 przeprowadzono z inicjatywy postkomunistów i liberałów referendum w sprawie jego odwołania z zajmowanego urzędu. Jednak referendum okazało się nieważne z powodu bardzo małej frekwencji, która wyniosła tylko 19%.
W wyborach samorzadowych 2006 r. Marian Jurczyk bez powodzenia ubiegał się ponownie  o reelekcję. W I turze zajął 4. miejsce z poparciem 4013 wyborców (2,94%)
4 grudnia 2006 zakończył kadencję Prezydenta Szczecina, po czym całkowicie wycofał się z życia publicznego, przechodząc na emeryture. Ciężko zachorował.
Zmarł 30 grudnia 2014 na skutek nowotworu w szpitalu w Szczecinie.
Marian Jurczyk w 1990 został odznaczony przez prezydenta RP na uchodźstwie Ryszarda Kaczorowskiego Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski
Prezydent B.Komorowski nadał mu pośmiertnie Krzyż Komandorski tego „samego” orderu. Odznaczenie rodzinie przekazał podczas pogrzebu doradca Prezydenta Komorowskiego p. Krzysztof Król.
Pogrzeb Mariana Jurczyka odbył się w sobotę 3 stycznia 2015 poprzedzony uroczystościami w  Szczecińskiej katedrze pod przewodnictwem księdza Arcybiskupa Andrzeja Dziędy, Metropolity Szczecińsko-Kamieńskiego.  
Marian Jurczyk został pożegnany przez tysiące ludzi i spoczywa na pięknym Cmentarzu Centralnym w Szczecinie.




BiP-Niezłomni


Szersze relacje fotograficzne z pogrzebu

RELACJA FILMOWA TV REPUBLIKA: