6 lipca 2024

Zatapialny czy nie zatapialny prezes?

Wielu wieszczyło jego odwołanie? Minister i były poseł PIS, odpowiedzialny za przekazanie danych PESEL Poczcie Polskiej w/s wyborów kopertowych. Wydawało się, że w ramach dePISyzacji jego los jest przesądzony. A jednak Marek Zagórski, bo o nim mowa, wciąż się trzyma jako prezes Krajowej Grupy Spożywczej
- zauważa portal https://zyciestolicy.com.pl w artykule "Marek Zagórski, niezatapialny prezes KGS?"

W czym tkwi siła Marka Zagórskiego i stworzonego przez niego układu zarządzającego w KGS? - zastanawia się portal

Otóż Marek Zagórski to człowiek kojarzony z Arturem Balaszem (Don Arturo jak mawiają złośliwcy). Zagórski należał bowiem do Stronnictwa Konserwatywno-Ludowego był nawet prezesem tej partii (2009-2014), kierował m.in. gabinetem politycznym ministra rolnictwa i rozwoju wsi Artura Balazsa, z rekomendacji Samoobrony był sekretarzem stanu MRiRW w latach 2006-2007.

Wybrany 2001 r. posłem z listy Platformy Obywatelskiej, a w 2010 roku był członkiem komitetu poparcia Bronisława Komorowskiego na prezydenta. Po włączeniu SKL do Polski Razem Jarosława Gowina, a następnie przystąpieniu tejże do Zjednoczonej Prawicy, związał się z Prawem i Sprawiedliwością uzyskując mandat poselski w 2015 roku.

Był m.in. sekretarzem stanu w Ministerstwie Skarbu, sekretarzem stanu a następnie ministrem resortu cyfryzacji, sekretarzem stanu w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów i pełnomocnikiem rządu do spraw cyberbezpieczeństwa. W marcu 2023 zrezygnował z mandatu poselskiego i objął stanowisko prezesa zarządu Krajowej Grupy Spożywczej.

Wraz z Markiem Zagórskim w KGS zaczęły dominować osoby kojarzone z „Balaszowcami”. Do zarządu wszedł wówczas także Mirosław Narojek – prezes PZZ Stoisław. Rolę „szarej eminencji” (co najmniej w stosunku do spółek zależnych) odgrywał dyrektor nadzoru właścicielskiego Rafał Małecki, który zarazem pełnił rolę przewodniczącego rady nadzorczej PZZ Stoisław. Do rady nadzorczej Elewarru trafili wówczas Piotr Kocięcki (prokurent PZZ Stoisław) i Mariusz Obszyński (powiązanego z Zagórskim, którego następnie oddelegowano do zarządu Elewarru), a do Zamojskich Zakładów Zbożowych – Jacek Łukaszewicz (dyrektor PZZ Stoisław). 

Zatem politycznie ma dobrych znajomych po różnych stronach barykady.


Być może tym też należy tłumaczyć dziwne zdarzenia przed sejmową komisją śledczą ds. wyborów kopertowych - stwierdza portal, który opisuje okoliczności związane z przesłuchaniem Marka Zagórskiego.

Sejmowa komisja śledcza ds. wyborów kopertowych przyjęła w grudniu ubiegłego roku listę świadków, na której znalazło się również nazwisko Marka Zagórskiego. W marcu portal wp.pl dowiedział się jednak, że przesłuchanie byłego ministra cyfryzacji może nie dojść do skutku. – Nie było go w planach prezydium.

W momencie organizacji wyborów kopertowych Marek Zagórski pełnił funkcję ministra cyfryzacji. Jako szef resortu odpowiadał za przekazanie Poczcie Polskiej bazy danych PESEL obywateli na płycie DVD. W 2021 roku Wojewódzki Sąd Administracyjny uznał takie działanie za niezgodne z prawem, a w marcu tego roku orzeczenie podtrzymał Naczelny Sąd Administracyjny.

Po ujawnieniu tych dziwnych okoliczności przez wp.pl, ostatecznie doszło do przesłuchania Marka Zagórskiego 17 kwietnia, ale nie było ono przełomowe.  Pod koniec maja portal money.pl pisał jednak, że: Kolejnym byłym członkiem rządu PiS, wobec którego ma być złożone zawiadomienie do prokuratury, jest Marek Zagórski, ówczesny szef resortu cyfryzacji. Chodzi o przekazanie przez niego Poczcie Polskiej na płycie DVD danych Polaków z rejestru PESEL, co w marcu 2021 r. Wojewódzki Sąd Administracyjny ocenił jako działanie bez podstawy prawnej, a w marcu br. potwierdził to NSA. 

Czy tak będzie? Nie wiemy, podobno, stosowne delegacje nakłaniają, by do tego nie doszło.

https://zyciestolicy.com.pl powątpiewa, by Marek Zagórski miał odejść ze stanowiska, choć zastrzega: zważywszy na intensywność obecnie walnych zgromadzeń akcjonariuszy KGS (w praktyce co miesiąc, najbliższe 16 lipca), posiedzeń rad nadzorczych, nic nie można wykluczyć, wszak walka o stołki w Grupie wciąż się toczy. Przesądzić może zawiadomienie sejmowej komisji śledczej do prokuratury ds. wyborów kopertowych w sprawie Zagórskiego, o ile ono nastąpi. Oczywiście w tej walce nie mają znaczenia kompetencje i doświadczenia w zakresie menedżerskim czy ekonomicznym (widać to zresztą po dotychczasowych nominacjach), a tylko polityczne koneksje - konkluduje autor artykułu.

1 lipca 2024

Poruszający list księdza Michała Olszewskiego z więzienia. Jest torturowany?

Poruszający list księdza Michała Olszewskiego z więzienia.  „Ale to już było…” 

TV Republika opublikowała list od uwięzionego księdza Michała Olszewskiego z Fundacji Profeto. https://zyciestolicy.com.pl - ujawniło także pełną treść listu zastrzegając przy tym: Jeżeli zdarzenia opisane w liście są prawdziwe, to w sposób w jakim jest traktowany jest jednym wielkim aktem oskarżenia pod adresem prokuratury i służb. Żadne zarzuty dot. kwestii finansowych nie stanowią podstawy do stosowania tortur, jakimi są ograniczenie osoby prawa do załatwienia podstawowych potrzeb fizjologicznych, ograniczenie snu czy głodzenie (60 godzin bez posiłku)

26.03, 6.00 Dom Przyjaciół Obudził mnie krzyk dobiegający z dołu, że „przyjechali w kominiarkach”, usłyszałem walenie do drzwi, trepy dudniące po drewnianym tarasie. Za chwilę po schodach na strych wbiegli mężczyźni w kominiarkach, usiadłem na łóżku, zostałem zakuty w kajdanki na plecach, po czym funkcjonariusz ABW (chyba dowodzący akcją) wylegitymował się, pokazał mi nakaz aresztowania na zlecenie prokuratury krajowej, a następnie położył na moich kolanach białą kartkę A4 zatytułowaną „Prawa osoby zatrzymanej”. Jednym z punktów był „Niezwłoczny kontakt (z treści zrozumiałem mój bezpośredni) z adwokatem.”

Gdy chciałem zadzwonić do adwokata, oznajmiono mi, że uczyni to dowodzący, a nie ja. Po kłótni odmówiłem podpisania „praw” i wskazałem na mój telefon, w którym znajdował się numer do mecenasa Krzysztofa Wasowskiego. Pan dowodzący (tak go będę nazywał) przeszukał mój telefon i znalazł numer. Zadzwonił, poinformował mecenasa, że zostałem zatrzymany. Na pytanie mecenasa „gdzie”? Odpowiedział: „w Małopolsce” i się rozłączył.

Pan dowodzący zapytał jeszcze, czy chcę powiadomić jeszcze kogoś z bliskich, ale zaznaczył, że on to zrobi. Podałem numer brata Piotra, ale włączyła się skrzynka pocztowa. Gdy chciałem, żeby zadzwonił do drugiego brata, usłyszałem, że „limit się wyczerpał”. Rozkuto mnie i pozwolono się ubrać.

Sprowadzono mnie na dół i rozpoczęto przeszukanie (bardzo drobiazgowe) w domu moich przyjaciół. Zabrano wszystkie telefony i komputery moich przyjaciół – nawet rzeczy (komputery i tablety) ich dzieci. Chciano mnie wstępnie przesłuchać, ale odmówiłem składania wyjaśnień bez adwokata i odmówiłem podpisania protokołu z zatrzymania oraz z przeszukań.

Wtedy usłyszałem od pani funkcjonariusz ABW, że „prokurator się wkurzy”, „Ale to pana sprawa”, „Gdyby pan współpracował, to pewno dziś wróciłby pan do domu”, „A tak będzie różnie” itp.

Po zakończonych przesłuchaniach, które trwały kilka godzin, skonfiskowano klucze z mojego samochodu (wynajmowanego od firmy Wadowski) z pytaniem, do kogo należy. Wskazałem, że [nieczytelne] komplety są do [nieczytelne], budowy na Dobrodzieju, studia w Warszawie i biura na Herbu Janina. Pan [nieczytelne] zapytał: „Czy to pana samochód czy fundacji?” Odpowiedziałem, że wynajmowany jest od zaprzyjaźnionej z nami firmy. Wtedy zaczął siedzieć i zarzucać mnie stwierdzeniami „O, tak fajnie mieć takich znajomych, naprawdę? A używany?” Odpowiedziałem, że „jest nieprofesjonalne i nie dam się wkręcić w te żałosne gierki”.

Wtedy kazali wyprowadzić mnie do samochodu. Przyjęli mnie konwojenci, pouczono mnie, że w razie jakiegokolwiek ruchu bez ich zgody użyją siły włącznie z bronią palną. Ruszyliśmy do Warszawy. Poinformowano mnie, że jedziemy do „firmy” (ABW), a później do prokuratury.

W drodze miałem prośbę, bym mógł na MOP-ie skorzystać z WC. Usłyszałem, że za chwilę zjedziemy na stację benzynową. Prosiłem, by było to na MOP-ie, gdyż tam nie ma ludzi, a widziałem, jaką radość mieli funkcjonariusze (szczególnie pani) z tego, co dzieje się od rana w mediach. Zrozumiałem więc, że akcja jest też medialna i na szeroką skalę. Chciałem unikać ludzi. Niestety, nie uwzględniono mojej prośby.

Konwój wjechał na sygnałach na Orlen w Skarżysku obok McDonalda i restauracji „Echa leśne”. Tankowanie samochodu, mnie w kajdankach wyprowadzono do WC na stacji, a po opuszczeniu WC funkcjonariusze ABW zamawiali sobie hotdoga, a ja stałem w kajdankach na środku sklepu na stacji. Ludzie robili mi oraz funkcjonariuszom w kominiarkach zdjęcia.

Prosiłem też, by kupiono mi coś do jedzenia (było już po 12.00), ale dowiedziałem się, że oni „nie karmią”. Pierwszy posiłek zjadłem po 60 godzinach, gdy do sądu mecenas przyniósł mi paczkę od brata. Pierwszy zaś kontakt z mecenasem miałem po 20 godzinach.

Do Warszawy dotarliśmy około 14 (nie pamiętam dokładnie). Najpierw pojechaliśmy do siedziby ABW. Nastąpiło przegrupowanie konwojentów i funkcjonariusz prowadzący przesłuchanie. Zostałem zapytany przez panią funkcjonariusz, która jechała ze mną do Warszawy, „Czy będę zeznawał w prokuraturze?” Odpowiedziałem, że tylko w obecności mecenasa. Wyszła z auta i wróciła z inną panią, rzucając chłodno: „Jedziecie na Wilanów”. Pojechaliśmy do naszego biura na ulicy Herbu Janina. Z powodu szlabanów robiono sceny z włączaniem syren i kogutów, gdyż klucze i pilot z mojego auta miała inna ekipa. Gdy dojechali – wtedy otworzyli szlaban i garaż.

Weszliśmy do biura, tam przeszukanie trwało do wieczora (gdzieś do 18.00). Opuściliśmy biuro, zadano mi pytanie po raz kolejny „Czy będę zeznawał”. Odpowiedziałem, że tylko przy mecenasie. Usłyszałem odpowiedź „No to dziś nie wróci pan do domu”. Pojechaliśmy do naszego studia radiowego na Modzelewskiego. Oczywiście nie mieli kluczy, bo zabrała je inna ekipa. To już była kolejna (w biurze była jeszcze inna). Na Modzelewskiego, po tym jak przeor otworzył pomieszczenie, przeszukanie i zabezpieczenie sprzętu trwało wiele godzin. Następnie odwieziono mnie na dołek.

Od 6.00 rano przez cały dzień (nawet przy czynnościach fizjologicznych) byłem skuty. Ani na chwilę nie zdjęto mi kajdanek. Gdy przyjechaliśmy na dołek, usłyszałem, że o tej porze już nic nie ma, ani kolacji, ani wody. U błagałem ½ butelki wody z kranu przyniesionej w butelce, która pusta stała w celi. Rano, kiedy prosiłem, by zaprowadzono mnie do WC, usłyszałem, że „masz butelkę po wodzie, lej do niej”. Z WC mogłem dopiero skorzystać około 8.00 przed wyjazdem do prokuratury.

W prokuraturze spotkałem mecenasa. Było to 27.03 około południa. Gdy czekałem w klatce w prokuraturze krajowej na postawienie zarzutów, przyszedł pan prokurator ([nieczytelne] główny) i powiedział: „Pan się nie przejmuje, tą pryczą, w areszcie są lepsze, a jest tylko na chwilę”. Musiał nigdy nie być w……areszcie, gdyż te są identyczne, tylko stare z wybitymi siennikami. Po powrocie na dołek też już było po kolacji… Kolejny dzień bez jedzenia. Nie pamiętam tego drugiego dnia. Mam jakąś dziurę w głowie. Pamiętam, że byliśmy w prokuraturze. I nic poza tym…

28.03, 8.00 Po kolejnej nocy na „dołku” wyjechaliśmy przed śniadaniem do sądu. Wtedy zobaczyłem dopiero ten medialny cyrk i całą tę hucpę. Muszę powiedzieć, iż konwojenci z ABW zupełnie zmienili do mnie podejście w dniu następnym po zatrzymaniu. Bardzo byli życzliwi, rozmawiali ze mną, przynosili wodę, chronili przed dziennikarzami. Bardzo miły też był pan prowadzący, który wszystkim zarządzał 27 i 28.03. W oczekiwaniu na decyzję sądu o areszcie zabrali mnie do swojego biura w siedzibie ABW, a nie na dołek.

Po decyzji sądu odwieźli mnie do aresztu śledczego na Służewcu. Gdy wysiadałem, jeden z konwojentów powiedział do mnie: „Pamiętaj, to jest na jakiś czas”. Ale to co jest najważniejsze to to, że serca i głowy nie da się uwierzyć. Tak się rozstaliśmy. Gdy wyszedłem w bramie aresztu było wielu funkcjonariuszy „gapiów”. Czułem się jak małpa. Jeden z nich powiedział „witamy w piekle”. Dowódca zmiany zabrał mnie szybko i [nieczytelne] formalność. Bardzo życzliwy człowiek.

Przez te dni (na dołku) jakoś już wiedziałem, że będą te rozbieranki, choć do dziś jest to dla mnie bardzo trudne, że muszę się rozbierać do naga przy każdej kontroli, którą przechodzę [nieczytelne] oddział (np. idąc do kaplicy). Ale tak jest. Każdy to przechodzi. Wszystko działo się tak szybko. Byłem wykończony. Niewiele spałem przez ostatnie noce, stres swoje zrobił praktycznie dziś wydaje mi się, że oglądałem jakiś film z moim udziałem…

Gdy zaprowadzono mnie do celi, zobaczyłem pomieszczenie, w którym [nieczytelne] na dnie krata od wewnątrz i 2 + pleśni na zewnątrz. Krata od wewnątrz na drzwiach, odrapane stare ściany, metalowa zardzewiała szafka, kibelek i prycza. W rogu na suficie kamera 24/7 monitoruje moje życie. Zaprowadzono mnie na rozmowę z wychowawcą. Nic z niej nie pamiętam, ale…

…było życzliwie i empatycznie. Przyszedł też kapelan ks. Jarek i psycholog. Gdy wróciłem do celi [nieczytelne] po poprzednim lokatorze i padłem jak nieżywy. Po krótkiej chwili nagle zapaliło się światło. Okazało się, że jestem „pod specjalnym nadzorem”. Stąd kamera, kajdanki nawet przy wyjściu na spacerniak, odizolowanie od innych, przejścia pod specjalnym nadzorem i budzenie światłem przez całą noc co godzinę!

Najtrudniejsze były pierwsze dwa tygodnie, nic nie widziałem, od nikogo nie mogłem się nic dowiedzieć. Teraz już sobie „zorganizowałem” o zgrozo życie tutaj i jest lepiej. Ale póki nie było spotkanie z mecenasem nie miałem diety – więc zdrowotnie było ciężko – za każdym razem kajdanki, przeszukanie celi nawet dwa razy w tygodniu, brak kontaktu z kimkolwiek, kamera nawet przy czynnościach fizjologicznych. Teraz jest lepiej, nawet zmiana celi i świadomość jak przez 1,5 miesiąca dojeżdżali mnie w izolatce (choć oficjalnie w niej nie byłem) nie robi już jakiegoś spustoszenia we mnie.

Tu w areszcie śledczym niejednokrotnie słyszałem od oddziałowych czy wychowawców, że „nienormalne są te obostrzenia wobec mnie” ale tak „zarządził organ prowadzący”. Nigdzie nie mogę być poza kamerą, a gdyby ktoś np. nie założył mi kajdanek w drodze na spacerniak czy prysznic (50m), to od razu otrzymuje po głowie. Ogólna atmosfera jest taka, że „organ prowadzący dociska”, ale na pewno nie mnie jednego. Jest jak jest. Walczymy!

PS. – Trudne były przez pierwszy tydzień okrzyki więźniów przez [nieczytelne] „jeb… x Michała”. – List od bratowej z 8.04 przyszedł z prokuratury 17.05. Listy od obcych ludzi wysłane do 10.04 były u mnie przed 20.05. List od bliskich trzymali do połowy maja…


Jak się okazuje list jest relacją księdza, spisaną przez rodzinę. Nie zmienia to faktu, że sposób traktowania aresztowanego jest oburzające.

Od lipca w Polsce najdroższy prąd w Europie?