31 sierpnia 2009

Serwis21 z dn. 2009.08.31

KŁAMSTWA MEDIÓW I MNiSzW ws. AHE

Akademia Humanistyczno-Ekonomiczna w Łodzi - to największa w Polsce uczelnia niepaństwowa z 35 tyiącami. studentów. W 2009 r. uzyskała 5 miejsce w Polsce wśród wyższych szkół niepublicznych AHE w Łodzi posiada 25 tysięcy metrów kwadratowych powierzchni w budynkach w Łodzi i oddziałach zamiejscowych, ponad 1500 komputerów podłączonych do Internetu. Uczelnia ma własne wydawnictwo i drukarnię, a także bibliotekę zaopatrzoną w około 30 tysięcy woluminów oraz czasopisma polskie i zagraniczne. Część budynków AHE jest dostosowana do potrzeb studentów poruszających się na wózkach inwalidzkich. Do dyspozycji studentów są też specjalistyczne pracownie informatyczne, montażownia video, atelier fotograficzne, pracownia radiowa, sale treningowe, siłownia, aule z nowoczesną aparaturą audio-video. Posiada własne Biuro Kariery oferujące usługi doradztwa personalnego i zawodowego na etapie studiów (Wikipedia).

W lipcu br. uczelnia ta stała się przedmiotów ataków Gazety Wyborczej i Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego, które zarzuciło uczelni rażące naruszenie prawa. Jakie przestępstwo popełniono? Oszukano finansowo studentów, nie wydawano dyplomów – skądże, nic z tych rzeczy. Uczelnia prowadziła kształcenie poza siedzibą uczelni (porażające). Tyle tylko, że ustawa Prawo o Szkolnictwie Wyższym (art.20) wymaga pozwolenia na kierunek studiów, ale w żadnym miejscu nie wymaga takowego na miejsce kształcenia studentów, które może przecież odbywać się poza siedzibą uczelni. Interpretacja Ministerstwa przypomina jak żywo sposób myślenia z czasów PRL.

Dziwnym trafem także państwowa Komisja Akredytacyjna na czele której stoi senator Rocki (PO) negatywnie oceniła niektóre kierunki AHE. Jednak o zarzutach wobec uczelni nie decydowały kryteria dydaktyczno-naukowe (a przynajmniej nie tylko). AHE jest największą prywatną uczelnią i stanowi poważną konkurencję dla państwowych uczelni oraz innych szkół wyższych, na czele których stoją osoby często sympatyzujące z PO. Artykuły prasowe, zarzuty, negatywne oceny, postępowania administracyjne wobec uczelni mają stworzyć atmosferę smrodu, niepewności. Wiele przyszłych studentów w takiej sytuacji może zrezygnować ze studiowania w tej uczelni i właśnie o to chodzi. W warunkach spodziewanego spadku liczby studentów, walka o każdego studenta pomiędzy uczelniami staje się bardziej ostra. A jest o czym walczyć – opłaty wpisowe studentów do AHE to według szacunków uwzględniając liczbę studentów kilkadziesiąt milionów złotych.

Czy cel jaką jest osłabienie AHE, odebranie części studentów zostanie osiągnięty przekonamy się wkrótce. Efekty działań urzędowych nie są jednak w pełni dla władz zadawalające. Już po artykułach GW do AHE, groźbach odebrania uprawnień itp. zgłosiły się osoby zainteresowane pracą w tej uczelni (AHE zatrudnia w przeciwieństwie do wielu innych instytucji). Ponadto wykorzystywanie organów i służb administracyjnych do nękania prywatnych instytucji i uczelni (WSKM, Lux Veritatis, SKOKI, teraz AHE i EWSPA) wzbudza u wielu osób negatywną reakcję.



Racjonalnie zwolnią?

(27.08) Prezydium Komisji Krajowej NSZZ „Solidarność” negatywnie oceniło projekt ustawy i racjonalizacji zatrudnienia w państwowych jednostkach sektora finansów publicznych. Za nieuzasadnione związkowcy uznają założenie ustawy, iż większą efektywność osiągnie się poprzez zwolnienia pracowników. Takie założenie należy uznać za mające na celu odwrócenie uwagi od prawdziwego celu projektu, jakim jest ograniczenie środków publicznych przeznaczonych na wynagrodzenia w tych podmiotach.

Sprzeciw związkowców budzi również:

• odgórne narzucanie przez ustawodawcę obowiązku zmniejszenia zatrudnienia o co najmniej 10 proc. bez względu na rzeczywistą efektywność zatrudnienia w poszczególnych jednostkach;

• wyłączenie szczególnej ochrony trwałości stosunku pracy praktycznie każdej grupy zatrudnionych, której taka ochrona w normalnych warunkach przysługuje;

• wskazanie daty 30 czerwca 2009 r. jako punktu odniesienia do przeprowadzenia tzw. racjonalizacji zatrudnienia;

- Po raz pierwszy zwalnia się pracowników z mocy ustawy. Tego jeszcze nie było - uważa Janusz Łaznowski, przewodniczący Regionu Dolny Śląsk, ekspert prawa pracy. Formułowanie tego typu przepisów może służyć do eliminowania "niewygodnych" pracowników i jest sprzeczne z idą dialogu i negocjacji. Wyłączenie ochrony stosunku pracy osób wskazanych przez zakładową organizację związkową narusza konwencje Międzynarodowej Organizacji Pracy dotyczącą wolności związkowej i ochrony praw pracowników (za Działem Informacji KK)



===================================================================

OTRZYMANE MAILEM/OD CZYTELNIKÓW



DZIENNIK ZWYKŁEGO OBYWATELA



BEZRADNA POLICJA: Byłem ostatnio na policji jako świadek. W komisariacie nie mieli niczego prawie służbowego. Wszystko prywatnie muszą przynosić z domu lub korzystają z nieformalnych „oubli” interesantów. Długopisy, papier, zszywki, drukarka – wszystko to sprzęt prywatny. Skaneru komisariat nie posiadał, a ksero (jeden na cały komisariat) był już dobrze wypróbowany. Darować komisariatowi policji rzeczy nie wolno, co najwyżej można prywatnie umówić się by odebrali jakiś sprzęt i inne materiały. Minister Schetyna zaś zamiast fundować sprzęt i materiały policjantom, woli wnioskować o kolejne stopnie generalskie. Nie zapewni to jednak lepszego funkcjonowania policji.

MIASTECZKO W SOPOCIE: Stoczniowcy przez weekend koczowali w miasteczku namiotowym przed domem premiera Tuska w Sopocie. Politycy PO są zniesmaczeni, zaś PISu – krytyczni, gdyż narusza się mir domowy. Ale to premier, ten rząd, politycy są współodpowiedzialni za problemy stoczniowców, za tragedie w domach stoczniowców zwalnianych z pracy. Owszem jestem zniesmaczony – politykami. Po co okłamywano i zwodzono stoczniowców Gdyni i Szczecina obietnicami przywrócenia do pracy – dla kilku punktów procentowych w eurowyborach. Po co wymusza się restrukturyzację czyli zmniejszenie produkcji w Stoczni Gdańskiej, gdy równolegle zamawia się statki w Chinach. Czy robotnik chiński ma mieć pracę, a polski ma głodować.

JEST TAK DOBRZE, ŻE AŻ ŹLE: Tymczasem GUS, premier i Minister Finansów obwieszczają fantastyczne wyniki gospodarcze wzrostu o 1,1%. Jest takie stare powodzenie - Skoro jest tak dobrze, dlaczego jest tak źle? Planuje się właśnie zwolnienia 30 tys. urzędników, 500 pracowników Cegielskiego i ponad 300 kolejnych stoczniowców? Cdn.

DAK





W ROCZNICĘ SIERPNIA (ANNA WALENTYNOWICZ)

Strajk w sierpniu 1980r zaczął się pod hasłem - „Przywrócić do pracy Annę Walentynowicz”. Czas legendarnej działalności NSZZ "Solidarność" był dla Anny chyba najtrudniejszym okresem w Jej życiu. Nie tylko ze względu na ogrom pracy i odpowiedzialności jaki spadł na członków Prezydium MKS-u, założycieli "Solidarności". Droga życiowa, autorytet i popularność spowodowały, że Anna Walentynowicz stała się sztandarową postacią Polskiego Sierpnia. Lech Wałęsa poczuł się zagrożony-chciał być nie tylko przewodniczącym KKP ale również jedynym człowiekiem-symbolem i autorytetem moralnym. Równocześnie nieugięta postawa Anny w obronie niezależności Związku i demokracji wewnątrzzwiązkowej postawiła Ją w ostrym konflikcie z linią polityczną reprezentowaną przez Lecha Wałęsę. Ten podwójny konflikt- personalny i ideowy był dla Anny Walentynowicz ciężką próbą. Nie zrozumiana, po raz pierwszy w życiu, atakowana przez "swoich" kolegów ze Związku i kolegów ze Stoczni, nie miała wielu świadomych obrońców. Broniła Annę popularność, ale stopniowo odsuwano Ją w cień i podważano Jej autorytet. Anna nie ugięła się i nie załamała. Pomimo, że od wyborów w regionie gdańskim była już tylko "osobą prywatną", nadal służyła Solidarności wierząc, że prawda i sprawiedliwość zwyciężą (Joanna Gwiazda 1993 r.).





W POSZUKIWANIU GROBU OSSENDOWSKIEGO

Ten porażający incydent miał miejsce pod koniec II wojny światowej. Związany jestem z postacią znakomitego pisarza podróżnika polskiego Ferdynanda Antoniego Ossendowskiego. Przypomnę, że Ossendowski był również znanym przed wojną uczonym, dyplomatą, poliglotą, jak również szpiegiem awanturnikiem, wojownikiem. Brał czynny udział w kampanii antybolszewickiej (1920-21) na czele której stał generał lejtnant Roman Ungernbaren Von Sternberg – dowódca sławnej azjatyckiej dywizji konnej, zwany czerwonym baronem. Ossendowski był autorem wielu wspaniałych książek m.in. światowego bestsellera z lat 30-tych Pt. „Lenin”. To demaskatorska, zdzierająca maskę rewolucji październikowej i odsłaniająca prawdziwe oblicza jej przywódców, a jednocześnie dogłębna analiza i surowa ocena systemu komunistycznego. Książkę tą uznano w ZSRR za antyradziecki paszkwil.

W nocy z 17 na 18 stycznia 1945 roku pod Dworek w Żółwinie koło Podkowy Leśnej zajechało kilka wojskowych samochodów. Dworek otoczono wojskiem NKWD i przystąpiono do rewizji. Oto relacja naocznego świadka pani Krajewskiej z Brwinowa, która pracowała w tym czasie jako służąca i kucharka.

- Około 4.00 nad ranem usłyszałam ujadanie naszych psów, potem okropne walenie do drzwi i kilkanaście strzałów.

- Otwierać! Otwierać!! Ryczał jakiś głos zza drzwi i ponowne walenie, chyba kolbą od karabinu. Gdy otworzyłam w progu stało kilku mężczyzn. To byli sowieci. Wszyscy ubrani w kożuchy i skóry. Trzymali w rękach pistolety i jakąś inną broń. Nie zważając na nic, mężczyźni wtargnęli do środka i rozleźli się po całym domu. Robili dokładną rewizję, wywracając wszystko do góry nogami. Zeszli do piwnicy i na strych, szwendali się po ogrodzie, zaglądali do szopy, a z piwiarni powyciągali resztki żywności.

- A wy kto? Ryknął jeden z nich na wszystkich zgromadzonych w saloniku.

- Ja kucharka – odpowiedziałam wystraszona.

- No a wy, a wy – i tak wszystkich rozpytywano. Po kolei. Aż wreszcie jeden z nich, chyba najważniejszy spytał gospodynię – Gdzie jest Ossendowski?

- Jak kto gdzie? Umarł!

- Jak to umarł? Kiedy?

- Na jesieni.

- A gdzie pochowano?

- W Milanówku

- No to ubierajcie się. Pojedziemy zobaczyć.

Gdy zabrali nas (mnie i gospodynię) do samochodu, enkawudzista zagroził, że jeśli kłamiemy, to już po nas. Po przyjeździe na cmentarz kazali pokazać grób. Na początku nie mogliśmy tego znaleźć, bo było jeszcze ciemno i napadało dużo śniegu. Po jakimś czasie trafiliśmy. Grób był zasypany śniegiem i grubymi zaspami.

- To chyba tu! Podpowiedziałyśmy.

Kilku żołnierzy weszło na grób i zaczęli rozgarniać śnieg nogami. Po chwili wyjęli metalową tabliczkę i podali oficerowi.

- No da! Charaszo! Budiem kopać Ossendowski.

Gdy ściągnęli miejscowego grabarza, kazali mu kopać. Ten nie radził sobie, bo ziemia była skuta na kamień. Poszli z nim po oskardy i kuli ziemię, aż pokazała się trumna. Wtedy oficer kazał ją otworzyć. W trumnie leżał Ossendowski, jak żywy, wcale nie zmieniony. Wtedy ten oficer wyjął jakieś zdjęcie i przez chwilę przyglądał się, to na trupa, to na fotografię, aż wreszcie odezwał się jakby rozradowany.

- No da. To ton wot sukinsyn!!

Potem wyjął z torby aparat i zrobił kilka fotek grobu. Później zszedł i z bliska zrobił zdjęcia głowy nieboszczyka. Rosjanie zostawili nas na cmentarzu. Grabarzowi zakazali zasypać, bo powiedzieli, że jeszcze tu wrócą. Ja z gospodynią wracałyśmy piechotą. Jak wróciliśmy do Żółwina, to miałyśmy poodmrażane nogi. Było wtedy ze 20 stopni mrozu.



Opracował: Grzegorz Przybysz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz