1 czerwca 2019

Nie ukraińskie, a polskie ziarno w magazynach Elewarru

Od blisko 2 tygodni pojawiają się w mediach informacje dotyczące rzekomego skupu ukraińskiego ziarna (kukurydzy i rzepaku) w 2018 roku w magazynach Elewarr-u, a konkretnie w Bielsku Podlaskim. Wszystko za sprawą zawiadomienia skierowanego przez Krzysztofa Tołwińskiego z Federacji Gospodarstw Rodzinnych do Centralnego Biura Antykorupcyjnego. Ostatnio treść zawiadomienia opublikowały cenyrolnicze.pl w artykule "Ukraińskie ziarno w magazynach Elewarru?". Co prawda znak zapytania pojawił się w tytule, ale wiadomo że ludzie tego znaku faktycznie nie zauważą, tylko przeczytają o ukraińskim zbożu.

Należy zauważyć, że Elewarr już w lutym 2019 r. odniósł się do kwestii ukraińskiego ziarna. W połowie lutego zarząd poinformował, że ELEWARR Sp z o.o. nigdy nie importowała zbóż i rzepaku z krajów wschodniej Europy (głównie Ukrainy, Rosji i Kazachstanu). Co więcej w tym roku zażądano oprócz wymogów pochodzenia towaru z UE, GMP+, Redcert2, także wpisania kraju pochodzenia.

Zatem skąd te oskarżenia? Otóż, bo Elewarr postanowił zrezygnować z kontraktacji większych ilości zbóż i rzepaku od dużych wielkopowierzchniowych gospodarstw na rzecz tych mniejszych.
Właśnie duże kontraktacje mogłyby być parawanem do dostaw zbóż i rzepaku z Ukrainy (w przypadku małych gospodarstw byłoby to zbyt kosztowne i czasochłonne). Elewarr odmówił zatem w tym roku dużych kontraktacji i stąd pojawiające się publicznie zarzuty. 

Oprócz zamiaru obsłużenia głównie drobnych rolników, decyzja ws. limitu kontraktacyjnego wynikała z faktu, że kontraktacja wiąże się z koniecznością rezerwowania powierzchni składowej, a w przypadku nie wywiązania się z dostaw przez gospodarstwo - z koniecznością zakupu pod koniec okresu żniwnego już po wyższych cenach (czyli ze szkodą dla spółki, której los zależy od marż uzyskanych pomiędzy ceną kupna i sprzedaży ziaren). Tymczasem lokalny Komitet Protestacyjny i Federacja Gospodarstw Rodzinnych domagają się właśnie znacznie wyższych poziomów kontraktacji niż 50 ton (w przypadku kukurydzy nawet do 500 ton). Co prawda spółka nie wyklucza wyższych umów kontraktacyjnych, ale dopiero po uzyskaniu indywidualnej zgody zarządu spółki, czyli po przejrzeniu się bliżej dostawcy i w zależności od możliwości spółki.

A zatem w całej sprawie chodzi tylko i wyłącznie o pieniądze, które niektóre wielkoobszarowe gospodarstwa chcą zarobić na państwowym Elewarrze. Pikanterii w całej sprawie dodaje fakt, że sam import zbóż i rzepaku z Ukrainy nie jest zakazany, jest wynikiem polityki handlowej Unii Europejskiej, zgodnie z którą UE przyznała preferencje handlowe dla tego kraju (wbrew stanowisku  Ministerstwa Rolnictwa). 

Czy to nie ironia, że Elewarr jest dziś atakowany, właśnie za działanie zapobiegawcze przed ukraińskim ziarnem?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz