10 kwietnia 2018

Jako pierwsi przeciwstawialiśmy się oficjalnym kłamstwom ws. smoleńskiej katastrofy

Po latach mamy gorzką satysfakcję, gorzką iż jako pierwsi wskazaliśmy na propagandowe kłamstwa ws. „katastrofy smoleńskiej”. Czyniliśmy to już 10 kwietnia 2010 r., w kolejnych dniach i następnych miesiącach. Na szczęście w tej walce o prawdę, przeciw kłamstwu, dołączyło bardzo wiele osób i środowisk.

Już 10 kwietnia pisaliśmy: W jednej chwili wszystkie ośrodki przeciwwagi w państwie dla rządu zniknęły. Katastrofa zatem jest podwójna – zarówno ludzka (tragedia nagłej śmierci wielu znanych osób) jak i państwowa (pozostał jeden ośrodek władzy, który może teraz wszystko uczynić, bo nie ma przeciwwagi). Marszałek Sejmu już podąża do Warszawy, by objąć władzę. Rozumiemy ciągłość władzy, ale czy naprawdę tak musi się spieszyć. Mówi się o wypadku, o katastrofie, być może tak było. Rosjanie już zrzucają winę na pilotów. To wygodne. Jest jednak wiele znaków zapytania. Samolot rozbił się podchodząc do lądowania, niby zahaczył o drzewo. Podobno pas lotniska był za krótki dla tego typu samolotu. Czyżby tego nie wiedziano? Słyszymy o złej pogodzie, ale godzinę wcześniej samolot z dziennikarzami zdołał lądować, a z niektórych relacji dziennikarzy nie wynikało by mgła była aż tak gęsta. Chcemy wierzyć, że był to tylko tragiczny wypadek, że nie było tam działania lub zaniechania działań osób trzecich. Chcemy wierzyć, ale mamy wątpliwości. Na zachodzie pytają czy nie był to zamach terrorystyczny?... Właśnie w celu uniknięcia wątpliwości i podejrzeń, musi powstać niezależna komisja do wyjaśnienia tej katastrofy, by prawda jakakolwiek by była, ujrzała światło dziennie.

Za ten artykuł o katastrofie, zostaliśmy ostro skrytykowani. 11 kwietnia zatem odnieśliśmy się do tego stwierdzając: Kilka osób napisało, iż niedobrze zrobiło się im czytając ostatni Serwis21, gdyż propaguje teorie spiskowe. Otóż o żadnym spisku Serwis21 nie napisał, natomiast wyrażał wątpliwości co do oficjalnych podawanych w mediach okoliczności i wersji wydarzeń, gdyż informacje nie są spójne. Napisaliśmy także, iż pojawiły się pytania na zachodzie o możliwym zamachu, ale takie pytania stawiają także internauci na forach (rozumiemy skąd takie podejrzenia, zważywszy iż zginął prezydent, najważniejsi ministrowie prezydenccy, najwyższe dowództwo wojska, szefowie wielu instytucji państwowych, najważniejsi politycy partii opozycyjnej). Wreszcie uznaliśmy, że wątpliwości powinna wyjaśnić niezależna komisja. Dlaczego? Otóż zbyt szybko próbowano obciążyć pilotów, chociaż nie przeprowadzono pełnego postępowania dowodowego. Należy zauważyć, iż w sprawie katastrofy samolotu prezydenckiego więcej było do tej pory dezinformacji, niż informacji. W rezultacie jest wiele kwestii, wymagających rzeczowego wyjaśnienia.

Postawiliśmy też kilka pytań i wątpliwości:
1)    Rosyjska agencja Interfax pisze, że samolot rozbił się na lotnisku pod Smoleńskiem przy czwartej próbie lądowania. Z kolei według ministra ds. sytuacji nadzwyczajnych Rosji samolot rozbił się przy drugim podejściu. A zatem ile było prób lądowań 2, 3 czy 4? Przypuszczalnie tylko 2, a przedtem samolot pozostawał w tzw. standingu (czyli latach wokół lotniska w oczekiwaniu na lepszą pogodę).
2)  W Pierwszych relacjach słyszeliśmy, iż zbyt krótki był pas startowy dla samolotów typu 154, jednak później przeczył temu rosyjski minister ds. nadzwyczajnych. Samoloty tego typu miały wcześniej lądować na tym lotnisku. A zatem?
3) Według agencji RIA Novosti przyczyną katastrofy mógł być błąd pilota, który zdecydował się na lądowanie w gęstej mgle. Przeczą temu jednak niektóre świadectwa osób, którzy twierdzą, iż mgła nie była tak gęsta jak nam się oficjalnie podaje. A zatem czy mgła była rzeczywiście tak gęsta jak się oficjalnie twierdzi? Być może Rosjanie mają rację co do mgły, ale przecież samoloty mają systemu naprowadzania.
4)  Wieża kontrolna miała radzić załodze prezydenckiego samolotu lądowanie w Mińsku lub w Moskwie. Skoro warunki były tak złe jak twierdzą pracownicy rosyjskiej wieży kontrolnej, dlaczego zatem nie zamknięto lotniska, zwłaszcza iż wcześniej inny samolot otrzymał podobno zakaz lądowania?
5)  "Podejście do lądowania załoga wykonywała regulaminowo do wysokości 100 metrów i odległości 2 km. W odległości 1,5 km szefostwo lotów spostrzegło, że samolot zbyt szybko schodzi do lądowania. Szef lotów polecił załodze ustawienie samolotu w położenie horyzontalne. Gdy załoga nie wykonała dyspozycji, kilkakrotnie wydał komendę, by samolot udał się na lotnisko zapasowe" - podał generał Aloszyn. Inne źródła donoszą, że: „Samolot zachowywał się bardzo dziwnie- trajektoria jego lotu pokazywała że rozminął się z drogą startową raz o 150 metrów, innym razem o 70 metrów. Ale przecież Samolot mógł zebrać dane z radiolatarni NDB (bardzo prymitywne i archaiczne nadajniki), co powinno pozwolić zlokalizować pas startowy nawet w przypadku braku systemu ILS (Instrumental Landing System).”
6)  Polski samolot miał wylatane 5004 godziny i wykonał 1823 lądowania - poinformował Aleksiej Gusiew, dyrektor zakładów lotniczych Awiakor w Samarze, gdzie w 2009 roku maszyna ta przeszła remont kapitalny. 5000 godzin to wcale nie tak dużo dla samolotu, jednak mogło dojść do jakiejś wady technicznej, które w trakcie remontu nie zauważono. Przypomnijmy, że było już kilkadziesiąt wypadków z tym rodzajem samolotów. Być może załoga nie mogła zatem poprawić położenia samolotu, z przyczyn obiektywnych?
7)  Jeden ze świadków mówił o dziwnym brzmieniu silnika samolotu, który podchodził do lądowania. Być może to jedynie subiektywne przeświadczenie dziś po wypadku, ale wymaga to weryfikacji. Wiemy, iż doszło do przynajmniej 2 eksplozji. Czy było to w wyniku zahaczenia o drzewo czy też z innych przyczyn?

Na koniec artykułu stwierdzaliśmy: Te i inne pytania wymagają odpowiedzi. Najprawdopodobniej doszło do serii tragicznych zdarzeń, błędów lub zaniechań, które – jak często w takich przypadkach – doprowadziły do katastrofy. Twierdzenie że w obliczu katastrofy, nie powinno stawiać się pytań a także wyrażać wątpliwości, jest nieodpowiedzialne. Nie wiemy, czy piloci lub wieża kontrolna popełnili błędy, czy była awaria techniczna lub też nastąpił inny nieszczęśliwy zbieg okoliczności. Jednak chowanie głowy w piasek i zrzucanie winy a priori na pilotów (zanim nie przeprowadzono pełnego dochodzenia), którzy przecież także zginęli w tej katastrofie (a zatem nie mogą się bronić) nie najlepiej świadczy o woli wyjaśnienie całej sprawy. Stąd też propozycja niezależnego dochodzenia wydaje się tak oczywista.

19 kwietnia otwarcie wzyzwaliśmy „PRZESTAŃCIE KŁAMAĆ WS. KATASTROFY” cyt. Nie minęło kilka dni, a wiele nowych okoliczności i świadectw zostało ujawnionych przez krajowe niezależne media, spragnionych prawdy blogerów a także przez niektóre zagraniczne gazety. Wiele z tych wątpliwości okazało się uzasadnionych. Nie było czterech prób lądowania, nie było nawet 2 prób o których mówił rosyjski minister ds. nadzwyczajnych, była tylko jedna, co przeczy wszystkim teoriom o uporze pilota czy rzekomych naciskach prezydenta ws. lądowania. Nie potwierdziły się doniesienia o nieznajomości języka rosyjskiego przez pilotów. W trakcie społecznego dochodzenia, internauci, znawcy lotnictwa wskazali na wiele innych problemów wymagających wyjaśnień (kwestia paliwa, systemu nawigacji, złego stanu technicznego lotniska itd).
Byliśmy zatem świadkami wielkiej dezinformacji ze strony rosyjskiej (z ich strony to zrozumiałe, chcieli zmyć z siebie odpowiedzialność za katastrofę), ale i polskich oficjalnych mediów, które przemilczały lub pomniejszały niektóre fakty, okoliczności i świadectwa. Czego się obawiały czynniki rządowe i zwolennicy „słusznej linii”? Nie wiemy czy był zamach (tego wykluczyć nie można) czy było szereg zaniechań i błędów po stronie rosyjskiej (a być może także polskiej), które spowodowały katastrofę. Nie dostrzegamy jednak (obym się mylił) prób oficjalnego rzetelnego wyjaśnienia, rozwiania wątpliwości. Nie ma transparentności postępowania.

Ostatnio "Rzeczpospolita" ustaliła, że Służba Kontrwywiadu Wojskowego na bieżąco otrzymywała informację na temat tragicznego lotu Tu-154. Według służb działo się tak, ponieważ samolot był własnością wojska. Informacje, które wpływały do SKW były zbliżone do tych przesyłanych przez zwykłe urządzenia GPS. Były to dane między innymi o położeniu maszyny, jej wysokości i prędkości. Z ustaleń "Rzeczpospolitej" wynika. że SKW najprawdopodobniej już w momencie katastrofy posiadała też nagrania między innymi rozmów pilotów samolotu z wieżą kontroli lotów. Wojskowe służby mają bowiem tajną stację nasłuchową. SKW nie chce jednak oficjalnie komentować sprawy. Nasłuch ze strony SKW mnie nie dziwi, jest normalne, ale dlaczego teraz nie ujawnia posiadane dowody?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz