2 grudnia 2017

Nakłaniali do aborcji dziecka, które ostatecznie okazało się zdrowie.

Agnieszka oczekiwała trzeciego dziecka - Tomka i wykonywała rutynowe badania lekarskie. Wszystko było w porządku aż pewnego dnia zadzwonił telefon z przychodni.

Bardzo chłodnym tonem została poinformowana, że musi przyjechać na rozmowę w związku z wynikami badań krwi. Drżąc zapytała: „czy coś jest nie tak?”. Zirytowany głos w słuchawce odpowiedział: „Tak!”. Termin rozmowy wyznaczono na kolejny dzień, na godzinę 21:30.

Podczas spotkania lekarz z oziębłą twarzą i bez emocji poinformował ją o zwiększonym ryzyku zespołu Edwardsa u chłopca. Takie maluszki umierają zwykle niedługo po urodzeniu. Lekarz zaczął jej wszystko tłumaczyć w takim tonie, jak gdyby jej dzidziuś na pewno był chory i nic nie dało się z tym zrobić. Ale to nie wszystko.

Następnie próbował namówić przerażoną Agnieszkę na płatne badania genetyczne. Nie brzmiało to jak porada lekarska a zwykła reklama komercyjnego produktu. Zaraz po tym poinformował ją, że przysługuje jej „prawo” do aborcji. Tego już było za wiele.

Agnieszka nie chciała tego słuchać. „Proszę przy mnie nawet o tym nie wspominać!” Chwilę później udało się jej uspokoić i trzeźwym okiem spojrzała na otrzymane od lekarza dokumenty. Doznała szoku.

Ryzyko zespołu Edwardsa u dziecka: 1:115! To mniej niż 1% szans na to, że jej synek jest chory. A lekarz wszystko przedstawił jej tak, jak gdyby było to 99,9%! Gdy powiedziała mu o tym, ginekolog wpadł we wściekłość. „Ludzie mają 0% i dzieci się rodzą chore!” - wrzeszczał.

Ten człowiek chciał zrobić jej wodę z mózgu. Wmówił jej ciężką chorobę dziecka, następnie chciał ją naciągnąć na kupno płatnego testu genetycznego a na koniec namówić do aborcji. To wszystko bardzo odbiło się na zdrowiu Agnieszki, która ciężko przeżywała ciążę. Aż do momentu porodu.

Tomek urodził się całkowicie zdrowy! Jednak zarówno matce jak i dziecku zafundowano ogrom nerwów, stresu i niepotrzebnego cierpienia. Tylko dlatego, że lekarzowi chodziło o pieniądze i skazanie chłopca na śmierć.

Właśnie w ten sposób wygląda wiele wizyt ginekologicznych w Polsce.

Kinga Małecka-Prybyło
Fundacja Pro Prawo do Życia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz