31 października 2017

Do szkół i do pracy w ciemnościach - czyli czas letni w zimie

Stowarzyszenie Interesu Społecznego WIECZYSTE zwróciło się w związku z poselskim projektem ustawy o zmianie ustawy o czasie urzędowym z petycją do Prezesa Rady Ministrów o uwzględnienie w stanowisku rządu argumentów na rzecz czasu środkowoeuropejskiego zamiast czasu letniego. Równocześnie zaapelowało do Klubów poselskich i posłów o zgłoszenie stosownych poprawek do projektu.

Jak zauważa Stowarzyszenie - Polska leży pomiędzy 15 a 25 południkiem. Strefy czasowe wyznaczają południki co 15 stopni, czyli 0 - GMT, 15 - środkowoeuropejski (GMT+1) i 30 – wschodnioeuropejski (GMT+2). Obszar Polski zatem w 75 proc. leży w strefie czasu środkowoeuropejskiego a jedynie w 25 proc – wschodnioeuropejskiego. Zatem wprowadzając czas letni środkowoeuropejski na stałe czy wschodnioeuropejski doprowadzimy do sytuacji w której większość kraju będzie w nienaturalnej strefie czasowej

Ponadto wprowadzenie czasu letniego przez cały rok czyli także w okresie zimowym przyniesie określone negatywne skutki. Ministerstwo Rozwoju w piśmie z dnia 28 kwietnia 2917 r. DDR.I.053.1.2017.HK. IK 225964 stwierdzało Polska gospodarka i życie społeczne dostosowane są do określonych godzin wschodu i zachodu słońca, co ma szczególne znaczenie w okresach zimowych. Nieprzypadkowo większość urzędów, szkół czy przedsiębiorstw rozpoczyna pracę ok. godziny 8.00. Utrzymanie czasu letniego zimą oznaczałoby że o godz. 8.30 a nawet 9.00 rano, przed którą większość ludzi rozpoczyna swoją aktywność, nadal byłoby jeszcze ciemno. Taka zmiana wymagałaby przemodelowania podstaw życia społecznego, takich jak np. godzin rozpoczynania pracy czy nauki…. W okresie zimowym, okres od świtu do zmierzchu jest na tyle krótki, że korzyści ze stosowania czasu letniego nie są odczuwane.

Stowarzyszenie zwraca uwagę, że przyjęcie czasu letniego oznacza, że pójście do szkoły czy pracy następowałoby faktycznie o godz. 7.00 czasu środkowoeuropejskiego (8:00 czasu letniego). W Warszawie od 22 listopada do 11 lutego wschód Słońca zaczyna się po godz. 7.00 czasu środkowoeuropejskiego, a zatem przy wprowadzeniu czasu letniego na stałe pójście do szkoły, podróż do pracy następowałoby w warunkach ciemności, co może przełożyć się na większą liczbę np. wypadków. Równocześnie skoro wschód Słońca w grudniu następuje tuż przed 16.00 czasu środkowoeuropejskiego, a praca kończy się między 16.00 a 17.00, to przyjęcie czasu letniego w zimie powoduje że powrót z miejsca pracy i tak nastąpi w warunkach dużej ciemności. Zatem nie tylko z przesunięcia czasu o godzinę nie następuje korzyść, ale wręcz odwrotnie zwiększamy ryzyko, im dalej na zachód Polski tym skutek byłby dotkliwszy


Czas środkowo europ.
Czas letni

wschód
zachód
wschód
zachód

25.03
Poznań
5.46
18.11
6.46
19.11
Szczecin
5.55
18.21
6.55
19.21
Warszawa
5.30
17.55
6.30
18.55






29.10
Poznań
6.39
16.31
7.39
17.31
Szczecin
6.52
16.38
7.52
17.38
Warszawa
6.23
16.15
7.23
17.15






31.12
Poznań
8.02
15.46
9.02
16.46
Szczecin
8.17
15.48
9.17
16.48
Warszawa
7.45
15.31
8.45
16.31

Fakt negatywnych skutków czasu letniego przez cały rok potwierdza casus rosyjski. W 2011 roku Rosja wprowadziła czas letni przez cały rok. Jednakże zrodziło to wiele problemów w związku z porannymi ciemnościami. Dlatego też w 2014 rok rosyjski parlament przegłosował na stałe tzw. czas zimowy (czyli czas naturalny). 

Natomiast pozostawienie przez cały rok czasu środkowoeuropejskiego nie miałoby takich negatywnych efektów, albowiem w lecie zaś przy czasie środkowoeuropejskim zachód i wschód Słońca następuje znacznie przed i po godzinach Szkoły czy pracy (25/26 marca wschód Słońca następuje o 5:39, a zachód o godz. 18:00). Dodatkowo czas zimowy przez cały rok może być korzystny z punktu widzenia gospodarczego, albowiem w warunkach gdy pozostałe kraje UE pozostaną przy sezonowości czasu, nasze powierzchnie handlowe w lecie de facto będą otwierane i zamykane o godzinę później. Skoro zakupy najczęściej dokonuje się w godzinach dziennych lub wieczornych, zatem  sklepy będą dłużej otwarte w rejonach przygranicznych z Niemcami, Czechami i Słowacją, a zatem mogą uzyskać większy obrót handlowy. 

Dodajmy także w tej sprawie, że jak wcześniej pisaliśmy stały czas letni byłby niezgodny z literalnym brzmieniem dyrektywy UE. A zatem czy nie lepiej wprowadzić czas środkowoeuropejski przez cały rok?

30 października 2017

Stały czas letni środkowoeuropejski niezgodny z unijną dyrektywą?

Wprowadzenie czasu letniego środkowoeuropejskiego na stałe - jak proponuje Polskie Stronnictwo Ludowe - jest niezgodne z unijną dyrektywą. Problem nie leży w samym zniesieniu zmiany czasu, ale niewłaściwy zapisem co do proponowanego czasu urzędowego.

W motywach przewodnich dyrektywy 2000/84/WE Parlamentu Europejskiego i Rady z dnia 19 stycznia 2001 r.  w punkcie 2 w oryginalnej wersji językowej np. francuskim stosuje się zwrot „étant donné que les états membres appliquent les dispositions relatives a l’heure d’été” czyli zważywszy że państwa członkowskie stosują ustalenia dotyczące czasu letniego. Dyrektywa nie ustanawia obligatoryjnego czasu letniego, ale stwierdza jego stosowanie i w związku z tym wprowadza określone wymogi jego wprowadzenia i odwołania (na ostatnią niedzielę marca i października). Zapis ten w przetłumaczonej polskiej wersji językowej używa zwrot „jeżeli” (a nie zważywszy), czyli zwrot o warunkowości stosowania. 

O ile w obu przypadkach zniesienie czasu letniego wydaje się w świetle dyrektywy – dopuszczalne, natomiast nie jest - pozostawienie czasu letniego na stałe. Dlaczego? Otóż art.2 i 3 dyrektywy określa dla każdego państwa członkowskiego moment rozpoczęcia i odwołania czasu letniego. Poselski projekt ustawy tymczasem używa, iż czasem urzędowym jest czas letni środkowoeuropejski, czyli wprowadza czas letni w sposób trwały, a nie czasowy, co jest sprzeczne z literalnym brzmieniem zapisu art.2 i 3 dyrektywy, który wprowadza określony moment stosowania takiego czasu.

Gdyby projektodawcy użyli innego sformułowania np. iż czasem urzędowym jest czas wschodnioeuropejski (tj. dla południka 30 stopnia) czyli GMT + 2, wówczas takiej niezgodności by nie było, a czas byłby taki sam jak zaproponowany.

Dlaczego zatem PSL użył zwrot "czas letni środkowoeuropejski" a nie "czas wschodnioeuropejski"? Bo słowo letni kojarzy się z latem, z okresem ciepłych miesięcy. Natomiast gdyby użyć słowo "wschodnioeuropejski", wówczas nie tylko nie ma tej pozytywnej konotacji, ale dla niektórych środowisk ma wręcz negatywną. Ponadto wiele osób zaczęło się zastanawiać dlaczego w Polsce mamy stosować czas ukraiński czy białoruski, skoro jesteśmy w sumie w innej strefie czasowej (środkowoeuropejskiej)? A zatem postanowiono Polaków oszukać, mamiąc mitycznym czasem letnim? Tyle, że nie zwrócono uwagi, iż w tym brzmieniu, będzie to niezgodne z literalnym brzmieniem unijnej dyrektywy.

Konstytucja nie rozgranicza weteranów od okresu i form walki

18.10 Rada Miejska w Łodzi uznała petycję Stowarzyszenia Walczących o Niepodległość 1956-89 ws przyznania ulg w komunikacji miejskiej dla osób świadczących pracę w organizacjach politycznych i związkowych nielegalnych w rozumieniu przepisów do kwietnia 1989 roku lub nie wykonujących pracę w okresie przed dniem 4 czerwca 1989 r. na skutek represji politycznych za zasadne. Władze Łodzi muszą jeszcze skonkretyzować uchwałę wprowadzając samą ulgę.

Nie mniejsze znaczenie od samej uchwały nr LVIII/1405/17 jest jej uzasadnienie. Jak stwierdzają łódzcy radni - Art.19 Konstytucji RP stanowi, iż Rzeczpospolita Polska specjalną opieką otacza weteranów walk o niepodległość, zwłaszcza inwalidów wojennych. Nie ulega wątpliwości, iż Konstytucja Rp nie rozróżnia weteranów w zależności od sposobu prowadzenia tej walki. Także Konstytucja Polska nie rozgranicza weteranów w zależności od okresu - przed czy po 1956 roku. Rada Miejska w Łodzi stoi na stanowisku, że skoro kombatanci mają prawo do ulgowej komunikacji miejskiej, takie same uprawnienie powinno przysługiwać tym którzy walczyli po 1956 roku... Biorąc pod uwagę powyższe, petycję złożoną do Rady Miejskiej w Łodzi uznaje się za zasadną.

Za uchwałą głosowało 29 radnych (PO, PIS, a także niektórzy radni z SLD), 2 było przeciw (SLD) a 6 osób było nieobecnych.

29 października 2017

Odmówili zatrudnienia na uczelni z powodów politycznych

Wydział prawa Uniwersytetu Gdańskiego nie przyjął rzecznika Ministerstwa Sprawiedliwości Jana Kanthaka na pół etatu. Jan Kanthak pracował wcześniej w departamencie legislacyjnym resortu sprawiedliwości, był też szefem gabinetu politycznego ministra Zbigniewa Ziobry, a w październiku został rzecznikiem ministerstwa. Jest absolwentem prawa, który ukończył studia z oceną bardzo dobrą. Wniosek o jego przyjęcie zgłosił prof. Radosław Giętkowski. Kandydatura została negatywnie ocena przez radę wydziału, zadecydowały względy polityczne. Prof. Krzysztof Grajewski zapytał Czy jest w interesie wydziału zatrudnienie osoby, która być może będzie kojarzyć się z niszczeniem sądownictwa w Polsce?  Prof. Grzegorz Wierczyński miał zauważyć, że zatrudnienie Kanthaka „marketingowo nie przysłuży się wydziałowi, a prof. Andrzej Szmyt stwierdził, że ważne jest, jak nas będą postrzegać na zewnątrz, poprzez nasze konkretne pociągnięcia.

Czy uczelnie są miejscem swobodnej wymiany poglądów czy też ideologicznej lewackiej indoktrynacji. W ostatnim czasie na polskich uczelniach odwoływane prelekcje z osobami wyrażającymi poglądy antyaborcyjne. Równocześnie jawni lewacy (np. prof Środa) nie tylko mogą wygłaszać prelekcję, ale wręcz są zatrudnieni przez uczelnię. Eliminowanie z polskich uczelni poglądów prawicowych, a zwłaszcza antyestablishmentowych ma miejsce jednak od wielu lat. 

Markowi Migalskiemu stwarzano trudności w kwestii habilitacji, ze względu na fakt, iż wypowiadał się za lustracją. Dyrektor Instytutu Spraw Międzynarodowych Uniwersytetu Wrocławskiego Prof. Tadeusz Marczak został w grudniu 2008 roku odwołany ze stanowiska za zaproszenie na konferencję naukową prof. Jerzego Roberta Nowaka znanego ze swoich wystąpień w TV TRWAM i w Radiu Maryja. W tym samym czasie w Wyższej Szkole Dziennikarskiej M. Wańkowicza sporządzono listę proskrypcyjną wykładowców wyrażających poglądy pro-PISowskie, celem ich ewentualnego zwolnienia. Z kolei w 2010 r. w trakcie rozmowy kwalifikacyjnej na Uniwersytecie Warszawskim zapytano dra Daniela Alain Korona o pana Andrzeja Melaka. W pierwszej chwili myślałem, że była pomyłka, wszak nie miałem z tą osobą nic do czynienia, ale później uświadomiłem sobie, że prawdopodobnie było to związane z faktem, iż napisałem kilka krytycznych tekstów nt. dochodzenia ws. katastrofy smoleńskiej a pan Andrzej Melak brat Stefana jest aktywny w sprawie powołania międzynarodowej komisji. Jeszcze przed rozmową zarzucono mi działalność w Stowarzyszeniu Interesu Społecznego, o którym kilka lat wcześniej Gazeta Wyborcza napisała niepochlebny artykuł, pełen kłamstw i pomówień - opowiada dr Korona -. Jednak moje aplikacje na ogłoszenia konkursowe na uczelniach były albo odrzucone a priori, albo nie mogły doczekać się odpowiedzi. Bardzo szybko zrozumiałem, że nie zostanę zatrudniony, w związku z moją działalnością publiczną.

Potrzebna rzeczywista zmiana na polskich państwowych uczelniach, a jej nie będzie jeżeli poważnie nie naruszy się system stopni i tytułów naukowych czyli likwidacji profesury (jako tytuł, zostawiając je tylko jako stanowisko), stopnia naukowego habilitacji, tych różnych zależności od jedynie słusznych poglądów, paradygmatów wyrażonych przez "starszych" naukowców. Taka zmiana byłaby zresztą zgodna z modelem anglosaskim nauki, która znalazła zastosowanie szerzej także w Unii Europejskiej.

Kto doradzał doradcom Solidarności?

Kto doradzał doradcom Solidarności? - pyta Jan Martini na łamach nr 40/2017. Historia opozycji lat 80-tych, historia Solidarności przez wiele lat była postrzegana przez pryzmat legendy heroicznych, które walczyli z komunizmem i w końcu zwyciężyli. Tymczasem w rzeczywistości, biografie liderów, osób wówczas publicznie znanych i postrzeganych z opozycją mijają się z rzeczywistością.

W artykule Jan Martini przypomina fakty, które nie pasują do obecnie obowiązującej, zatwierdzonej przez historyków wykładni. Kim byli najważniejsi doradcy „Solidarności” Geremek i Mazowiecki? Skąd się wzięli doradcy w stoczni? Jakiejś grupie we władzach zależało na szybkim pojawieniu się ekspertów na Wybrzeżu... Termin wybuchu strajku (14 sierpnia) nie był przypadkowy – I sekretarz PZPR Edward Gierek odpoczywał na Krymie. Także Andrzej Gwiazda – lider Wolnych Związków Zawodowych był na wakacjach. Zakłada się, że strajk zorganizowali Bogdan Borusewicz i Lech Wałęsa. Jednak pierwszego dnia strajku Borusewicza w ogóle nie było na terenie stoczni, a Wałęsa spóźnił się kilka godzin. W końcu „Lechu przeskoczył płot” (czyli został dowieziony wojskową motorówką) i objął kierownictwo strajku... Gdy wiadomość o strajku dotarła do Warszawy, 64 lewicowych intelektualistów postanowiło napisać tzw. Apel 64, w którym zwrócono się do obu stron konfliktu o podjęcie rozmów. Apel powstał w mieszkaniu Bronisława Geremka, który wysłał kopie pocztą do marszałka sejmu i premiera, a do KC partii zaniósł osobiście (z racji starych znajomości). 

Jaka była rola tych doradców?  22 sierpnia Geremek i Mazowiecki zjawili się w Gdańsku z tekstem owego apelu i udali się do I sekretarza KW PZPR Fiszbacha, a później pół nocy konferowali z Wałęsą. Nazajutrz na jego prośbę podjęli się sformowania grupy doradców wspierających strajk. Kilku następnych ekspertów zjawiło się później (strona rządowa zapewniła im bilety lotnicze i miejsca w hotelu), a komisja została formalnie powołana 24 sierpnia 1980 r. z Tadeuszem Mazowieckim jako przewodniczącym.

Anna Walentynowicz: (…) Jagielski spotkał się w nocy 22 VIII w willi w Sopocie z przedstawicielem MKZ Florianem Wiśniewskim (przyjacielem Wałęsy), który, jak się później okazało, był agentem SB. W jego obecności Jagielski zadzwonił do Artura Hajnicza do Warszawy, żeby załatwił doradców dla stoczniowców. On im gwarantuje miejsce w hotelu i przelot samolotem. Następnego dnia zjawili się Mazowiecki i Geremek z poparciem 64 intelektualistów. Borusewicz poinformował mnie, że będziemy mieli doradców. „Po co nam doradcy? Mamy 21 postulatów” powiedziałam. (…)

Co proponowali doradcy?
Anna Walentynowicz: doradcy usiłowali nakłonić nas do rezygnacji z postulatów mówiących o uwolnieniu więźniów politycznych i o powołaniu wolnych związków zawodowych? (…) O czym rozmawiali z ekipą rządową, kiedy udawali się na spoczynek do tego samego hotelu? ... Przybyli intelektualiści próbowali przekonać strajkujących, iż postulat zalegalizowania Wolnych Związków Zawodowych jest absurdalny i nierealistyczny: Uważali, że władze nigdy nie zgodzą się na wolne związki i jeśli z tego postulatu nie zrezygnujemy, dojdzie do sowieckiej interwencji.

Andrzej Gwiazda: W czasie pierwszej rozmowy eksperci przedstawili nam propozycję zażądania wyborów do rad zakładowych w związku CRZZ-owskim: Kiedy odrzuciliśmy, powiedzieli, że mają propozycję drugą, daleko idącą: mamy założyć niezależny związek i zarejestrować się w CRZZ... Podziękowałem im więc za trud i dobre chęci, ale damy sobie radę sami.

Waldemar Kuczyński (doradca): Nasz wpływ był bardzo ważny, bo ... z drugiej strony – trzymaliśmy nogę na hamulcu.

Jadwiga Staniszkis (doradca): część ekspertów, która pojechała do Gdańska, dostała bilety na pociąg w Komitecie Wojewódzkim. Tadeusz Kowalik, doradca Solidarności, był profesorem w szkole partyjnej, do której uczęszczał przyszły premier Jagielski. W świetle tych wszystkich układów, piętrowych zabezpieczeń, tej całej siatki, to Wałęsa był mały pikuś.(…) Wprowadzenie Wałęsy na przywódcę strajku w Gdańsku stanowiło zabezpieczenie przed Moskwą. Rząd mógł powiedzieć: wszystko kontrolujemy... to, co się tam dzieje, tak naprawdę kamufluje coś znacznie głębszego.

Strajki sierpniowe, częściowo wymknęły się spod kontroli władz, a 17 września powstał ogólnopolski a nie regionalny związek zawodowy NSZZ "Solidarność". Tym niemniej doradcy i agenci okazali się na tyle skuteczni, że w późniejszym okresie to oni reprezentowali stronę solidarnościową i podłożyli podstawę pod skorumpowany, patologiczny, post-komunistyczny system III RP.


--------------------------------------------------------------
„Kurier Wnet”, „Śląski Kurier Wnet” i „Wielkopolski Kurier Wnet” są dostępne w jednym wydaniu w całej Polsce w kioskach sieci RUCH, Kolporter i Garmond Press oraz w Empikach, a także co sobota na Jarmarkach Wnet w Warszawie przy ul. Emilii Plater 29 (na tyłach hotelu Marriott), w godzinach 9–15. Wersja elektroniczna „Kuriera Wnet” jest do nabycia pod adresem wnet.webbook.pl. W cenie 4,5 zł otrzymujemy ogólnopolskie wydanie „Kuriera Wnet” wraz z regionalnymi dodatkami, czyli 36 stron dobrego czytania dużego (pod każdym względem) formatu. Tyle samo stron w prenumeracie na www.kurierwnet.pl.

Proces za 2 dni. Wspieramy lek. K. Jachimowicz w jej walce o wolność sumienia dla lekarzy!

W minionym roku poznaliśmy historię dzielnej Polki walczącej o wolność sumienia dla lekarzy w Norwegii. Pani Doktor Katarzyna Jachimowicz nie poddaje się w walce o podstawową wartość, jaką stanowi klauzula sumienia dla niej i innych lekarzy. Jest gotowa prowadzić tę walkę do najwyższej instancji, z sądem międzynarodowym łącznie. Wyraźmy naszą solidarność z Panią Doktor, która w imieniu nas wszystkich toczy tę samotną walkę. Wyraźmy tym samym sprzeciw wobec łamania podstawowego prawa każdego lekarza. Proces przed sądem II instancji rozpoczyna się 31 października i potrwa do 2 listopada.

Przypomnijmy, że lek. Katarzyna Jachimowicz jest lekarzem z 24-letnim stażem i przez 4 lata pracowała jako lekarz rodzinny w Przychodni Rodzinnej w gminie Sauherad (Sauherad legesenter). Przez ten okres nie pojawiła się żadna skarga na pracę pani doktor. Od samego początku dyrekcja wiedziała, że lek. K. Jachimowicz nie zgadza się na zakładanie spirali wewnątrzmacicznych (w Norwegii jest to w kompetencji nie tylko lekarzy ginekologów, ale też lekarzy rodzinnych). Umowa zawarta między przychodnią i Lekarzem zawierała zastrzeżenie, że lek. K. Jachimowicz nie wykonuje tych zabiegów. Problem pojawił się na początku 2015 r. Wtedy miała miejsce w przychodni kontrola wykonywana przez lekarza wojewódzkiego, a raport z niej obejmował stwierdzenie, że klauzula sumienia nie może być stosowana. Gdyby lek. K. Jachimowicz zadeklarowała tylko, że „nie potrafi zakładać spirali wewnątrzmacicznych”, nie zostałaby zwolniona! W rezultacie zarządzająca przychodnią gmina wyrzuciła panią Doktor z pracy w grudniu 2015 r. Nie bądźmy obojętni wobec tej dyskryminacji:

We wtorek rozpoczyna się proces przed sądem II instancji. Zachęcamy wszystkich do podpisania petycji w obronie lekarza – p. Katarzyny Jachimowicz. Petycję kierujemy do norweskiego Ministra Zdrowia o stworzenie takich warunków prawnych, by lekarze mogli wykonywać swój zawód w zgodzie z sumieniem. Solidaryzujemy się również w Panią Doktor w jej trudnej, szlachetnej i... samotnej walce na północy.

Magdalena Korzekwa-Kaliszuk, Dyrektor CitizenGO Polska

28 października 2017

Lekarze "Rezydenci" (Demotywatory.pl)




Kto tym razem podzieli 53 mln euro z funduszy norweskich?

W ostatnich dniach zakończyły się polsko-norweskie negocjacje w sprawie trzeciej transzy Funduszy Norweskich. Minister Jerzy Kwieciński ogłosił, że Polska otrzyma na kolejne lata niebagatelną kwotę 53 mln euro dla organizacji społecznych.

Instytut Ordo Iuris przygotował ocenę prawidłowości podziału tzw. funduszy norweskich, realizowaną przez Fundację Batorego. Raport Obywatele dla demokracji. Ocena prawidłowości alokacji środków Mechanizmu Finansowego EOG (tzw. „funduszy norweskich”) przez Fundację im. Stefana Batorego oraz opis postulowanych zmian obecnego modelu prezentuje dane, które dotyczą lat 2013-2017.

Dyskusja na temat dystrybucji środków w ramach tzw. funduszy norweskich toczy się Polsce od kilku miesięcy. Podlegają one ocenie tak samo jak wszystkie inne wydatki z funduszy publicznych. Przygotowany przez nas raport wskazuje jasno na nieprawidłowości w podziale środków dokonywanych przez Fundację Batorego – powiedział dr Tymoteusz Zych, członek Zarządu Ordo Iuris.

Fundusze norweskie stanowią środki publiczne, uzyskiwane przez Polskę na podstawie umowy międzynarodowej na zasadzie zbliżonej do funduszy strukturalnych Unii Europejskiej. Fundusze nie są zatem charytatywną darowizną przekazywaną Polsce przez bogatsze od niej kraje – a formą ekwiwalentu za konkretne korzyści, jakie uzyskują one dzięki możliwości swobodnego przepływu towarów, usług, osób i kapitału. Podmiotem, któremu w Polsce powierzono dysponowanie środkami Mechanizmu Finansowego EOG, jest Fundacja im. Stefana Batorego, która – w ramach programu pod nazwą "Obywatele dla Demokracji" – w latach 2013-2017 rozdysponowała kwotę niemal 131 mln złotych.

Dotychczasowy model podziału środków między organizacje pozarządowe realizowany przez Fundację Batorego jest niezgodny z zasadą zrównoważonego rozwoju. Niemal połowę z 620 projektów, którym przyznano wsparcie, stanowiły te, realizowane przez organizacje z Warszawy (245) i Krakowa (51), podczas gdy w całym województwie podkarpackim dofinansowanie przyznano 10 inicjatywom, w lubuskim – 7, w świętokrzyskim – 4, a w opolskim – 2. Poza nierównomiernym podziałem terytorialnym wyraźnie widoczne jest bardzo duże wsparcie kierowane do organizacji o liberalnym i lewicowym profilu światopoglądowym. Projekty zgłoszone przez takie podmioty otrzymały łącznie ponad 43% całej puli przeznaczonej na programy w ramach ścieżek „Walka z dyskryminacją” i „Przeciwdziałanie wykluczeniu”. W tym samym czasie organizacje chrześcijańskie uzyskały dofinansowanie w kwocie ok. 1,5 mln zł – i to na projekty, które nie miały na celu propagowania doktryny religijnej (np. wsparcie idei wolontariatu wśród młodzieży).

Faworyzowanie dużych ośrodków miejskich. Spośród 620 projektów zrealizowanych w całym kraju blisko 40% (245 projektów) zrealizowano w Warszawie, dalszych 51 – w Krakowie. Choć w obu tych miastach żyje niespełna 7% polskiego społeczeństwa, zrealizowano tam niemal połowę inicjatyw dofinansowanych przez Fundację Batorego. Dysproporcje są wyraźne (np. w woj.  lubuskim wsparcie otrzymało 7 projektów, w świętokrzyskim – 4, a w opolskim – tylko 2), choć aktywność obywatelska w tych województwach nie odbiega od średniej krajowej; w przeliczeniu na mieszkańców działa w nich zbliżona liczba organizacji pozarządowych. Całkowicie niewiarygodnie w tym kontekście brzmią twierdzenia Fundacji im. S. Batorego, że województwo opolskie „źle wypada od lat we wszystkich statystykach dotyczących III sektora”. W istocie potwierdzają one zarzut nadmiernej centralizacji przy dotychczasowym modelu rozdziału środków. Preferowanie dużych ośrodków kosztem mniejszych jeszcze wyraźniej widać analizując wartość przyznanej pomocy. Projekty zrealizowane w Warszawie pochłonęły aż 51,6% środków przeznaczonych na program w całej Polsce.   

Zaangażowanie w promocję tendencyjnej i fragmentarycznej reinterpretacji pojęć dyskryminacji i wykluczenia. Znaczna grupa projektów, którym przyznano dofinansowanie, należy do dwóch kategorii, określonych jako „Zwalczanie dyskryminacji” i „Przeciwdziałanie wykluczeniu”. Łącznie zrealizowano ich 236 (prawie 40% wszystkich). Dostrzeżenie problemu dyskryminacji i wykluczenia w mechanizmie alokacji środków samo w sobie nie budzi kontrowersji. Poważne wątpliwości budzi jednak wybiórczy sposób rozumienia tych pojęć. 

Wspólną cechą wielu z projektów wspartych przez Fundację Batorego jest adresowanie ich jedynie do kilku grup odbiorców, przy jednoczesnym pominięciu innych grup, również zmagających się w Polsce z problemem nierównego traktowania. Wśród adresatów projektów dotowanych za pośrednictwem Fundacji im. Batorego z łatwością znaleźć można grupy takie, jak członkowie i aktywiści subkultur LGBTQ, kobiety chcące dokonać aborcji, imigranci, feministki. Trudno jednak odnaleźć tam inne grupy podlegające dyskryminacji i atakom spełniającymi kryteria tzw. „mowy nienawiści”, takie jak: rodziny wielodzietne, praktykujący chrześcijanie, małżeństwa, działacze pro-life, chore dzieci w prenatalnej fazie rozwoju.

Brak poszanowania dla polskiego porządku prawnego. Kolejnym istotnym zastrzeżeniem jest wspieranie projektów, których cele i zamierzenia nie dają się pogodzić z polskim porządkiem konstytucyjnym. Nie sposób bowiem nie zauważyć, że część projektów zmierza wyraźnie do ograniczenia poziomu ochrony praw i wolności człowieka, w szczególności w wolności sumienia i religii, jak również kwestionuje zasady ustrojowe (np. dotyczące tożsamości małżeństwa) zawarte w ustawie zasadniczej. 

Raport Ordo Iuris wywołał szeroką dyskusję publiczną, a jej efektem są dążenia do zmiany sposobu rozdzielania funduszy. Już teraz wiadomo, że procedura wyboru nowego operatora funduszy będzie się znacznie różnić od przyjętej poprzednio, a strona polska może mieć większy wpływ na jego wybór.

27 października 2017

Działacze nielegalnych organizacji z czasów PRL bez ulgi komunikacyjnej w Gorzowie Wielkopolskim

Działacze nielegalnych organizacji z czasów PRL nie pojadą ani za darmo ani z ulgą komunikacją miejską w Gorzowie. 25 października Rada Miasta Gorzowa przychyliła się do stanowiska Prezydenta Miasta nie przewidującego takich uprawnień.
uchwała RM - załącznik

Za uchwałą odrzucającą petycję Stowarzyszenia Walczących o Niepodległość 1956-89 głosowało 11 radnych, przeciw 7, nieobecnych było 7. Za przyznaniem ulg opowiedzieli się radni z klubu "Ludzie dla Miasta" oraz "Prawa i Sprawiedliwości", a przeciw radni z Platformy Obywatelskiej, Nowoczesnego Gorzowa i Gorzowa Plus.
Protokół z głosowania

To już drugie podejście, które spotkało się z odmową. Z pierwszą wystąpił w maju radny Grzegorz Musiałowicz z Klubu "Ludzie dla Miasta" który proponował w interpelacji - bezpłatne przejazdy dla działaczy opozycji antykomunistycznej, ale spotkało się to wówczas z odmową Prezydenta http://serwis21.blogspot.com/2017/08/w-antykomunistycznym-gorzowie-wlkp.htmlW lipcu z inicjatywą przyznania ulgi tzw. świadczącym pracę w nielegalnych organizacjach z lat 1956-89 zwróciło się Stowarzyszenie Walczących o Niepodległość 1956-89 - i także bez powodzenia.

Dla lepszego zilustrowania całej sprawy dodajmy, iż 23 czerwca br. Urząd ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych zwrócił się do władz miasta o informację jakie podjęto działania w zakresie udogodnień dla działaczy opozycji. Wówczas w odpowiedzi z 28 lipca zastępca prezydenta miasta Radosław Sujak poinformował Prezesa Urzędu, że nie podejmowano działań w zakresie udogodnień komunikacyjnych, bo nie wpłynęły do Urzędu wnioski w przedmiotowej sprawie.
http://www.kombatanci.gov.pl/images/DOC/Uprawnienia_lokalne/Gorzow_Wlkp_Odp.pdf
A było to już po interpelacji radnego Musiałowicza i otrzymaniu petycji Stowarzyszenia.

Jak widać działacze opozycji antykomunistycznej, nielegalnych organizacji z okresu PRL w Gorzowie nie mogą liczyć na udogodnienia ze strony aktualnych samorządowych włodarzy.

26 października 2017

Ścigane antyaborcyjne billboardy i woluntariusze

Fundacja Pro Prawo do Życia prowadzi ostatnio kampanię, między innymi za pomocą ogromnych billboardów, które udało się powiesić przy głównych drogach dojazdowych do Warszawy i Krakowa. Dziennie widzi je kilkaset tysięcy osób. Każdy billboard nie pozostawia wątpliwości – aborcja to okrutne morderstwo na niewinnym dziecku. 

Oczywiście, nie podoba się zwolennikom aborcji. Próbowali zniszczyć plakaty, ale wiszą zbyt wysoko aby mogli to zrobić. Skoro nie udała się dewastacja, aborcjoniści zaczęli składać donosy na wolontariuszy Fundacji, a policja rozpoczęła przesłuchania! Do stawienia się na komisariacie został zmuszony m.in. niepełnosprawny wolontariusz Bawer Aondo-Akaa! W sprawie jednego z billboardów skierowano już sprawę do sądu. Aborcjoniści chcą w ten sposób zmusić do zaprzestania akcji i natychmiastowego ściągnięcia billboardów.

Właściciel powierzchni reklamowych powiedział, że on również padł ofiarą agresji ze strony zwolenników aborcji, którzy każdego dnia dzwonią do niego z pogróżkami i wyzwiskami. Nie dał się jednak zastraszyć i zgodził się przedłużyć umowę z Fundacją na kolejne miesiące. Prawdy o aborcji pokazywanej na billboardach nie da się zignorować. Dziennie przejeżdża obok nich ponad 200 tysięcy samochodów. W tym gronie są również kobiety nakłaniane do dokonania aborcji.

(źródło: Fundacja Pro Prawo do Życia)

25 października 2017

Kolejny skandal na uczelni - nie wolno mówić przyszłym lekarzom o syndromie poaborcyjnym

Jak informuje Fundacja Pro Prawo do Życia - Irene van der Wende miała mówić o syndromie poaborcyjnym studentom Wrocławskiego Uniwersytetu Medycznego. Irene w młodości została zgwałcona i dokonała aborcji. Potem przez wiele lat bardzo cierpiała i nie potrafiła żyć normalnie. Nie mogła poradzić sobie z myślami, że jej dziecko trafiło w kawałkach do kosza z odpadami… Dlatego Fundacja chciała aby opowiedziała swoją historię przyszłym lekarzom.

Tymczasem spotkanie zostało odwołane na dobę przed rozpoczęciem! Rektor uczelni nie chciał aby prawda o skutkach aborcji dotarła do jego studentów. Na uniwersytet naciskało również aborcyjne lobby, chcąc za wszelką cenę zablokować wykład Irene. Mimo tego spotkanie się odbyło. Woluntariusze Fundacji błyskawicznie zorganizowali inną salę na terenie Wrocławia, dzięki czemu na spotkanie z Irene przyszło sto osób! Wśród nich było wielu studentów medycyny, którzy w przejmującej ciszy wysłuchali pełni zła o aborcji.

Zatrważający raport dotyczący działalności znanej sieci aborcyjnej, która ma aż 70 placówek w Wielkiej Brytanii informuje, że jej pracownicy są zachęcani premiami finansowymi do tego, by skłaniać kobiety do zabicia swoich dzieci! Koszt jednej aborcji w tych „klinikach” wynosi od 546 do 2040 funtów i zależy od wieku dziecka, które chce się zamordować. Aby pozyskiwać klientów, pracownicy tych mordowni kontaktują się z każdą kobietą, która po wstępnych „konsultacjach” nie zdecydowała się na aborcję i namawiają ją na kolejne spotkanie i zmianę swojej decyzji! Raport określa te rzeźnie jako „targowiska z bydłem”, których pracownicy są skupieni na osiąganiu „wyników”. Cała sieć morduje rocznie blisko 70 tysięcy dzieci! Łatwo policzyć, że zarabiają w ten sposób dziesiątki milionów funtów…

Identyczne odczucia miała Irene, gdy jako młoda dziewczyna poszła do „kliniki” w Holandii. Dokonujący aborcji „lekarz” był na nią wściekły za okazywanie jakichkolwiek wątpliwości. Robiono wszystko aby tylko zabić jej dziecko i pobrać za to opłatę. Nikogo nie obchodziło ich życie i zdrowie.

Aby tak się nie działo prawda o aborcji i jej skutkach musi docierać do wszystkich – zarówno studentów medycyny jak i ich przyszłych pacjentów.

(źródło: Fundacja Pro Prawo do Życia)

24 października 2017

Cyrk: Urząd Miasta dokonuje podwyżki opłaty rocznej wieczystego - tylko jednemu z mieszkańców w bloku

Aktualizacja opłat użytkowania wieczystego w Warszawie, to jedna wielka afera. Ilość patologii jest tak duża, że także w tej sprawie powinna powstać komisja weryfikacyjna (na wzór reprywatyzacyjnej). Mamy skandaliczne, urągające logice i prawu orzeczenia sądowe, orzeczenia SKO, mamy arbitralne działania władz miejskich, niespójne przepisy i przywłaszczane kompetencje. Patologia się mnoży, a efektywnego nadzoru i kontroli w sprawie ze strony organów państwa - brakuje. Do tego dochodzić czysta złośliwość urzędnicza, bo jak tłumaczyć aktualizację, podwyżkę dla jednego lokatora w bloku.

W dniu 1.10.2014 r. mieszkaniec bloku przy Sobieskiego 64 na warszawskiej Sadybie pan R. wystąpił do Zarządu Dzielnicy Mokotów o aktualizację opłaty rocznej poprzez zmniejszenie opłaty z 492,15 zł do 63,69 zł (1 zł/m2). Wobec braku odpowiedzi w dniu 19.11.2014 r. zwrócił się do Samorządowego Kolegium Odwoławczego (z powiadomieniem Urzędu). Urząd w piśmie do SKO z dnia 3.11.2015 odniósł się negatywnie do wniosku, ale rozstrzygnięcia w SKO wciąż nie było.

30 listopada 2016 roku zarząd dzielnicy Mokotów  wypowiedział opłatę roczną wieczystego użytkowania współużytkownikom wieczystym bloku przy ul. Sobieskiego 64. Jednak pan R. (chyba jako jedyny w bloku) odebrał pismo 2 stycznia 2017 roku, czyli po terminie 31 grudnia 2016 r. Następnego dnia wsparty przez Stowarzyszenie Interesu Społecznego WIECZYSTE złożył wniosek do Samorządowego Kolegium Odwoławczego ws. bezskuteczności aktualizacji opłaty rocznej w związku z doręczeniem po terminie ustawowym i w związku z brakiem uprzedniego rozstrzygnięcia przez SKO wniosku o zmniejszenie opłaty. 

24 lutego zarząd dzielnicy uznał rację pana R i wycofał wypowiedzenie. 17 maja SKO oddaliło natomiast wniosek z 2014 roku ws. zmniejszenia opłaty rocznej. Wydawało się, że sprawa jest zakończona, zwłaszcza że ustawa o przekształceniu współużytkowania wieczystego nieruchomości mieszkaniowych w prawo własności miała być w tym roku uchwalona. Niestety ustawę do tej pory nie została ani przyjęta przez rząd ani uchwalona w Sejmie. 

W tej sytuacji 16/10/2017 Zarząd Dzielnicy nie mogąc pogodzić się z faktem, iż użytkownik będzie płacił dotychczasową niższą stawkę dokonał wypowiedzenia opłaty rocznej panu R., proponując od 1 stycznia 2018 r. nową wysokość opłaty - 1028,1 złotych. Ale czy można dokonać podwyżki tylko dla jednego współużytkownika wieczystego (bez pozostałych)

Otóż, co prawda Sąd Najwyższy w wyroku o sygn. III CZP/11 stwierdził „Wysokość opłaty za użytkowanie wieczyste jest ustalana w drodze umowy między właścicielem nieruchomości i użytkownikiem wieczystym, a więc indywidualnie w odniesieniu do każdego z współużytkowników wieczystych. Sytuacja prawna poszczególnych współużytkowników, wynikająca ze stosunku umownego łączącego ich z właścicielem nieruchomości, nie wpływa przy tym bezpośrednio na sytuację pozostałych współużytkowników w zakresie wysokości opłat uiszczanych przez nich za użytkowanie wieczyste. Wysokość opłat obciążających poszczególnych współużytkowników, mimo nawet jednakowej wysokości udziałów, może się zatem różnić. Obciążają one odrębnie każdego ze współużytkowników, stosownie do wielkości jego udziału”, tym niemniej SN w ten sposób odnosił się do skutków czynności odwoławczych jednego ze współwłaścicieli, a nie do samego wypowiedzenia.

Co do zasady mając na uwadze, że prawo użytkowania wieczystego dotyczy jednej nieruchomości, zaś podstawą ustalenia nowej wysokości opłat rocznych przez pozwanego była zmiana wartości całej nieruchomości, właściciel gruntu powinien wypowiedzieć opłaty wszystkim współużytkownikom wieczystym w tym samym czasie. Co prawda opłaty roczne określane są indywidualnie dla każdego ze współwłaścicieli, tym niemniej aktualizacja w związku z art.77 ust.1 u.g.n. dotyczy całej nieruchomości. Oznacza to, że wypowiedzenia powinny być dokonane w stosunku do wszystkich współużytkowników wieczystych nieruchomości, przy czym nieskuteczność w stosunku do jednego z nich nie rodzi skutków dla pozostałych. W bieżącej sprawie nie dokonano w 2017 roku wypowiedzenia pozostałym współużytkownikom, co przeczy zasadzie aktualizacji dla całej nieruchomości.

Ponadto ostatnia aktualizacja opłaty rocznej miała miejsce w 2016 r. Wprawdzie w stosunku do pana R. było ono wówczas bezskuteczne, tym niemniej skoro aktualizacja dotyczy całej nieruchomości, to nie można było dokonać wypowiedzenia, albowiem od ubiegłego roku nie nastąpiła zmiana wartości nieruchomości ani też nie minęły 3 lata.

Jednakże w sprawie jest dodatkowy aspekt formalno-proceduralny. Od 3 stycznia 2017 r. przed SKO toczy się postępowanie ws. bezzasadności aktualizacji opłaty rocznej użytkowania wieczystego z wniosku pana R. Co prawda 24 lutego 2017 roku Zarząd Dzielnicy Mokotów uznał wypowiedzenie za nieskuteczne, a zatem na gruncie prawa cywilnego można uznać, że doszło do cofnięcia czynności prawnej wypowiedzenia, tym niemniej jednak skoro procedura aktualizacji opłaty rocznej ma charakter podwójny cywilno-administracyjny, a postępowanie w SKO zostało wszczęte i formalnie nie zakończone, zatem nie można było dokonać aktualizacji opłaty rocznej. W orzecznictwie sądowym uznaje się, iż procedura aktualizacji kończy albo upływ terminu do złożenia wniosku, albo orzeczenie organu administracji lub sądu powszechnego, w zależności od tego z jakichś środków zaskarżenia skorzystano w sprawie. Przepisy KPA jednoznaczną stanowią, iż w przypadku bezprzedmiotowości postępowania, należy wydać decyzję o umorzeniu postępowania. Tymczasem SKO nie wydało w sprawie żadnego orzeczenia ws. umorzenia postępowania a pan R. nie wystąpił o takowe. Zatem postępowanie administracyjne ws. poprzedniej bezskutecznej aktualizacji opłaty rocznej nie zostało zakończone i tym samym nie można było dokonać podwyżki opłaty rocznej.

Sprawę będzie musiał rozstrzygnąć SKO, a być może także sąd. Tym niemniej jedna rzecz w sprawie zadziwia zajadły upór miasta, by podwyższyć panu R. opłatę roczną wieczystego - jednemu z mieszkańców z bloku.

Dość kłamstw o Polsce - piszemy do włoskiej gazety

CitizenGO Polska wraz z Redutą Dobrego Imienia - Polską Ligą przeciw Zniesławieniom już wielokrotnie protestowało przeciwko oczernianiu Polski i Polaków zagranicą, zwłaszcza w kontekście II wojny światowej. Inicjatywy te przynosiły wymierne rezultaty: przeprosiny, sprostowania w zagranicznych mediach. Nie byłoby tego, gdyby nie stanowcza reakcja tak wielu tysięcy spośród Państwa.

Potrzeba naszego protestu kolejny raz:

Jak informuje Autor petycji, czyli Polska Liga przeciw Zniesławieniom, 
"Włoski dziennik Corriere della Sera opublikował artykuł „Wojtyla e la fraternità, non dimentichiamolo” autorstwa Gian Antonio Stella, w którym zarzuca Polakom kolaborację z Niemcami i współudział w zagładzie Żydów. Do tekstu odniosła się już także ambasada RP w Rzymie. Poniżej tekst listu, którego tłumaczenie trafi do redakcji Corriere della Sera, redaktora naczelnego i wydawcy pisma. Prosimy o podpisywanie i wyrażenie sprzeciwu."

W liście piszemy m.in.:
"Stanowczo protestujemy przeciwko artykułowi Gian Antonio Stella „Wojtyla e la fraternità, non dimentichiamolo” zawierającemu oszczercze tezy zarzucające Polakom kolaborację z Niemcami i współudział w zagładzie Żydów. Wzywamy do sprostowania zawartych w nim informacji lub jego całkowite usunięcie. (...) Tysiące Żydów ocalało za sprawą kościoła katolickiego. W wyniku II wojny światowej Polska poniosła największe straty materialne i ludzkie, Warszawa, była bardziej zniszczona niż Hiroszima i Nagasaki. W jednym tylko dniu podczas Powstania Warszawskiego z zimną krwią zamordowano 10.000 kobiet i dzieci. Niemiecki dowódca odpowiedzialny za ten mord żył przez nikogo niepokojony do końca swoich dni jako szanowany niemiecki obywatel i burmistrz miasta. Na terenach wschodniej Polski 100.000 ludzi zginęło w nieludzkich, niewyobrażalnych cierpieniach zgotowanych przez Ukraińców sprzymierzonych z Hitlerem.

W sumie w wyniku wojny rozpętanej przez Niemcy w 1939 r. Zginęło prawie 6 mln obywateli polskich, w tym 3 mln polskich Żydów.

Cierpienia polskich ofiar nie tylko nie zostały w jakikolwiek sposób zadośćuczynione, ale też przez dziesiątki lat przemilczane i nieuhonorowane. Do dziś te fakty nie istnieją w świadomości zachodniej opinii publicznej. (...)

Pisanie o współpracy Polaków i Niemców w trakcie II wojny światowej ramię w ramię jest niewyobrażalnym absurdem, przykładem niespotykanej ignorancji dziennikarskiej i języka nienawiści w celu zniesławienia Polaków z powodów etnicznej dyskryminacji skierowanej przeciwko narodowi polskiemu.

W związku z powyższym jeszcze raz wzywamy do sprostowania lub usunięcia oszczerczego artykułu."

Ewa Senkowska wraz z całym Zespołem CitizenGO