3 lipca 2016

Budżet partycypacyjny w Warszawie, ale bez udziału mieszkańców spółdzielni

Władze samorządowe wmawiają, że o wydatkach publicznych współdecydują mieszkańcy. Tymczasem prawda jest inna. Tzw. budżety partycypacyjne to mało znaczący ułamek wydatków publicznych. Ale okazuje się, że nawet w sprawie tych skromnych ułamków wydatków samorządowych, mieszkańcy nie mają nic do powiedzenia, o czym świadczy poniższy protest z 22 czerwca do Prezydent Hanny Gronkiewicz Waltz. Protest oczywiście jest właściwie tylko pro-forma i tak władze Warszawy prawdopodobnie go zignorują.


Pani Prezydent Hanna Gronkiewicz Waltz,
Pan prezez Spółdzielni Mieszkaniowej Gocław Lotnisko


Protest w Sprawie Procesu Głosowania i Promocji projektów Budżetu Partycypacyjnego 2017

Uważam, że konstrukcja projektu Budżetu Partycypacyjnego nie jest przejrzysta ani sprawiedliwa w zakresie promowania projektów i że w jej wyniku głosowanie (ze względu na małą wiedzę mieszkańców) może prowadzić do nadużyć. Jednocześnie uważam, że organy spółdzielni mieszkaniowej nie tylko nie reprezentują mieszkańców ale wykonują działania przeciwko mieszkańcom, oferując obsługę bardzo niskiej jakości, np.  niszcząc ich ogłoszenia i dusząc tym samym wszelką inicjatywę obywatelską, zrażając do niej kompletnie ubezwłasnowolnionych mieszkańców.

Uzasadnienie:

Piszę w związku z odbywającym się głosowaniem w ramach Budżetu Partycypacyjnego. Mieszkańcy dzielnicy Gocław Lotnisko złożyli szereg projektów dotyczących bezpośrednio naszego otoczenia. Ul. Umińskiego, skwerków na ter. Wilgi Iskry, bezpieczeństwa i estetyki drogi do szkoły SP 312, pasażu  przy "kanałku".

Nasze ogłoszenia (cała lista projektów mieszkańców Wilgi-Iskry), nie tylko te związane z budżetem partycypacyjnym, ale również dotyczące organizowania się mieszkańców w innych sprawach i tematyce, jak np. bezpieczeństwa (monitoringu) sąsiedzkiego (sprawa porysowanych samochodów), bezpieczeństwa dzieci na pracach zabaw i wandalizmu, sprawa uwłaszczenia i wieczystych użytkowań, również ogłoszenia rad nieruchomości - są natychmiast, najczęściej wszędzie, rano, usuwane przez pracowników administracji.  Pracownicy spółdzielni (Adm Wilga Iskra) informują nas, że nie jesteśmy właścicielami obszarów, w których znajdują się te ogłoszenia i mogą je usuwać. My nie mamy zaś prawa się tam ogłaszać.

Tym razem ogłoszenia dotyczące projektów Budżetu Partycypacyjnego dotyczących naszego otoczenia (wszystkich, nie tylko mojego) zostały usunięte. Tak się stało przynajmniej w blokach w pobliżu administracji Wilga-Iskra. Spółdzielnia rozwiesiła zaś "projekt NR 13 na liście projektów o charakterze lokalnym obszaru Saska Kępa. Zupełnie nie związany z naszym osiedlem (Gocław) i naszą administracją. Dzisiaj gdy udałem się do administracji przy Wilga Iskra, pan (o nazwisku poinformuję na żądanie) nie przerywając śniadania poinformował że spółdzielnia "nie usuwa i nie umieszcza ogłoszeń" miejskich i że z tym mam się zwrócić "do miasta". Poinformował, że nie ma z tym nic wspólnego i że "mnie dobrze zna", natomiast poinformowanie Urzędu Miejskiego o tym procederze będzie jego zdaniem "kłamstwem".

Co projektodawca projektu z Saskiej Kępy takiego zrobił, że administracja Wilgi Iskry rozmieszcza ogłoszenia z innej dzielnicy na plakatach A3, niszcząc ogłoszenia i plakaty mieszkańców? Są one równo rozmieszczone z innymi ogłoszeniami dotyczącymi np. aktywności np. Domu Kultury. Można więc podejrzewać, że ich dystrybucja wiąże się z działaniami Urzędu Miejskiego. Jednak pojawiły się w tym samym czasie i zostały rozlepione do kogoś kto ma dostęp do domofonów we wszystkich blokach. I usunięto ogłoszenia mieszkańców. Wcześnie rano, nim wyjdziemy do pracy.

W rozmowie z mieszkańcami wiem, że wiedza o odbywającym się głosowaniu i o istnieniu projektów dotyczących ich otoczenia, projektów, z których projektodawcy nie będą mieli żadnych korzyści - ta wiedza jest praktycznie żadna. Ogłoszenia na klatkach schodowych, na słupach w pobliżu bloków, są często jedyną szansą, by ich o tym poinformować. Rysuje się obraz mieszkańców dużej warszawskiej dzielnicy, pozbawionego faktycznie możliwości organizowania się, dostępu do informacji, decydowania o swoim otoczeniu. Podległego feudalnie miastu i zarządcy budynku..  W żadnym razie nie w równorzędnej relacji, z władzą, która posiada wszelkie przewagi (ekspertyzy prawne, finansowe,dostęp do informacji, za pieniądze mieszkańców).. Pomimo tego, że płacimy podatki miastu, zapłaciliśmy daninę za zmianę statusu z mieszkania spółdzielczo-własnościowego na własnościowe,  płacimy uż. wieczyste i bardzo wysokie czynsze, a zapłaciliśmy rynkowe cenę za swoje mieszkanie, często oszczędnościami całego życia naszych rodziców . Niemal w każdej kwestii, czy to bezpieczeństwa na placach zabaw, czy wandalizmu, czy gospodarowania miejscami parkingowymi wokół naszego bloku, czy też przejść dla pieszych - kontakt polega na wymianie masy pism, zaprzeczeniach i kreowaniu w nich zupełnie innej rzeczywistości niż jest istotnie, jest mordęgą, zabiera czas i nerwy. 

Dzwoniłem do Pani Koordynator Projektów Pratycypacyjnych. (nazwisko znane) i dowiedziałem się, że Miasto w tej sprawie nic nie może zrobić, bo projekty mogą składać również spółdzielnie i że one są władne by zarządzać swoim terenemCzy w ten sposób? Czy spółdzielnia może wykorzystywać przewagę w możliwości promocji nad mieszkańcami? Jeśli tak, to proces promocji i głosowania nie jest uczciwy.

Proszę Panią Prezydent w imieniu rodziców, projektodawców i potencjalnych beneficjentów projektów budżetu partycypacyjnego o zmianę w pow. kwestii, o interwencję, która wyrównałaby szanse i przywróciła uczciwość w promowaniu projektów partycypacyjnych.

Jacek Kotowski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz