30 sierpnia 2015

BIULETYN SERWIS21 - SIERPIEŃ 2015

REFERENDALNA GRA, REFERENDALNE OSZUSTWO
Nazajutrz po I turze wyborów prezydenckich, Bronisław Komorowski licząc na przechwycenie głosów oddanych na Pawła Kukiza zarządził referendum nt. Jednomandatowych okręgów wyborczych (choć nie możną tą drogą zmienić zapisu konstytucyjnego), zmiany sposobu finansowania partii politycznych z budżetu państwa (choć nie wiadomo na jaki) i rozstrzygania wątpliwości  na korzyść podatnika (zasady wpisanej do ordynacji podatkowej). Platformerski senat oczywiście poparł wniosek i 6 września 100 mln zł trafi w błoto, bo nawet jeżeli będzie frekwencja (co raczej jest mało prawdopodobne) to pytanie są na tyle nieprecyzyjne, że politycy będą i tak te kwestie rozstrzygali wedle własnego upodobania. Niestety nie przewidziano prawnie możliwość odwołania referendum, choć wszyscy wiedzą iż to jedno wielkie oszustwo.

REFERENDALNE OSZUSTWO – ZMIANA SPOSOBU FINANSOWANIA PARTII POLITYCZNYCH: Zgodnie z postanowieniem Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej z dnia 17 czerwca 2015 r. o zarządzeniu ogólnokrajowego referendum, jedno z pytań brzmi "Czy jest Pani/Pan za utrzymaniem dotychczasowego sposobu finansowania partii politycznych z budżetu państwa?” Na konferencjach prasowych, w przekazanych medialnych tymczasem Platforma Obywatelska wmawia, że Polacy będą odpowiadać na pytanie ws. zaprzestania dotowania z budżetu partii politycznych. Tylko, w żadnym ze słów pytania nie ma informacji, że chodzi o zniesienie finansowania budżetowego.

Obecnie Majątek partii powstaje ze składek członkowskich, darowizn, spadków, zapisów, dochodów z tego majątku, z dotacji i subwencji.  Partia nie może prowadzić działalności gospodarczej i przeprowadzać zbiórek publicznych. Partia polityczna może natomiast zaciągać kredyty bankowe na cele statutowe.
Teoretycznie oczywiście możliwe jest zniesienie dofinansowania budżetowego partii politycznych, ale równie prawdopodobne jest, iż zmiana dotychczasowego sposobu finansowania może polegać np. na zwiększenie wysokości kwoty za jeden głos (obecnie od 5,77 do 0,87 zł w zależności od wyniku procentowego), zamianę corocznej subwencji na jednorazową i np. 4-krotnie wyższym zwrotem kosztów kampanii wyborczej, likwidacji dofinansowania budżetowego dla małych partii (dziś od 3% głosów) i zwiększenia na rzecz większych (np. od 10%) itd. Pytanie referendalne zatem tak skonstruowano, by w zależności od wyniku wyborów parlamentarnych umożliwić politykom dowolne kształtowanie sposobu finansowania, a nie zniesienia dofinansowania budżetowego. A zatem to pytanie referendalne jest zwykłym oszustwem.

REFERENDUM OBYWATELSKIE: Społeczeństwo zaś oczekuje referendum ws. lasów państwowych, wieku emerytalnego czy możliwości wyboru wieku szkolnego (6 czy 7 lat). Pod tymi wnioskami podpisało się ponad 6 mln obywateli. 20 sierpnia Prezydent zapowiedział, po konsultacjach z inicjatorami wniosków referendalnych (a nieprawdą jest iż to są tylko postulaty PISu), wystąpienie do Senatu o przeprowadzenie referendum w tych sprawach 25 października br. tj. wraz z wyborami parlamentarnymi. To realizacja obietnicy, iż 1 mln podpisów pod referendum będzie zobligowało do jego przeprowadzenia. Warto jednak zauważyć, że oddając głos w wyborach na określone partie, oddajemy także przynajmniej w teorii głos w powyższych sprawach. Ale problemu być nie powinno, ponieważ zgodę ws. referendum musi udzielić jeszcze Senat, a ten zdominowany przez PO prawdopodobnie propozycję odrzuci.

AROGANCJA PLATFORMY: Pytanie społeczeństwa bowiem w sprawach bytowych oczywiście oburzyło funkcjonariuszy Platformy i rząd, który najwyraźniej uważają że Polacy są zbyt głupi by wypowiedzieć się w kwestiach ważnych dla obywateli. Mogliśmy słyszeć tyrady o PISowskim prezydencie, PISowskich pytaniach (a przecież inicjatorami ws. wieku szkolnego było Stowarzyszenie Rzecznik Praw Rodziców, a nie żaden PIS), o nieprecyzyjności pytań (nie przeszkadzało to w przypadku referendum zarządzonego przez Bronisława Komorowskiego), o potrzebnie analiz i ekspertyz (ws. referendum Komorowskiego, Senat ich nie potrzebował), o potrzebie dopisywania innych pytań (a czy to nie Komorowski wspominał, że dopisać się można do pamiętnika lub do wycieczki szkolnej) itp. Jak zawsze PO może liczyć na głos lewicy, która próbuje instytucję referendum doprowadzić do absurdu, domagając się teraz dopisania w referendum kwestii religii w szkołach.
Oczywiście referendum prezydenckie z 25.10 (lub jego odrzucenie przez Senat) jest na rękę PISowi, ale jedynie dlatego, że PO zmieliło niegdyś te 6 mln podpisów obywateli pod tymi wnioskami i wciąż podtrzymuje niekorzystne rozwiązania ograniczające wybór obywateli. 

PRECYZJA PYTAŃ z 25 PAŹDZIERNIKA: Zarzut ogólności i nieprecyzyjności jest w części nietrafiony. Pytanie ws. zniesienia obowiązku szkolnego 6-latków i przywróceniem obowiązku szkolnego od 7 roku życia to zmiana art.15 ust.2 ustawy o systemie oświaty. A zatem jest ono jednoznaczne. Pytanie dot. lasów państwowych to utrzymanie obecnego systemu Lasów Państwowych, czyli utrzymanie dotychczasowych przepisów prawnych o Lasach Państwowych (szkoda, że zabrakło konkretnego odniesienia ustawowego jak było to przy okazji zbierania podpisów). Skoro intencją wnioskodawcy jest utrzymanie a nie zmiana dotychczasowego systemu, można także uznać za względnie właściwe, choć co do zasady pytania powinny dotyczyć nowych potencjalnych rozwiązań a nie obecnie istniejących. Albowiem w przypadku odpowiedzi negatywnej, możliwe będą różne rozwiązania prawne. Pytanie trzecie ma charakter ukierunkowujący, tj. ws. możliwości wcześniejszego wieku emerytalnego powiązanego ze stażem pracy. W tej kwestii prezydent nie ustrzegł się braku precyzji. Należało zaproponować konkretne rozwiązanie tj. możliwość przejścia na emeryturę w wieku 60 lat przy 35 latach okresów składkowych i nieskładkowych, oraz 40 lat okresów składkowych i nieskładkowych bez względu na wiek – co oznaczałoby zmianę art.62 ustawy o emeryturach i rentach z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych.

BŁĘDNE REFERENDALNE PRZEPISY: Niezależnie od politycznych rozgrywek referendalnych, jest ważniejszy problem, dotyczący referendów w Polsce w ogóle. W referendum obywatele mają odpowiadać na pytania ogólne, a dopiero później wynik przełoży się w ustawie, nad którą pracować będzie Sejm. Jak mawiano przy okazji Konstytucji, Bóg jest w preambule, a diabeł tkwi w szczegółach. Innymi słowy, szczytną ideę zapisaną w pytaniu, można tak przełożyć by w trakcie prac szczegółowych wyszło jego przeciwieństwo. Ponadto nawet w przypadku precyzyjnego pytania, Sejm nie jest zobligowany czasowo, co powoduje iż można daną ustawę przewlekać. 
Zatem zanim ogłosi się kolejne referenda, warto by zmienić ustawę o referendum, w taki sposób by nie odpowiadać na ogólne pytanie, ale głosować nad pytaniem dot. przyjęcia określonego projektu ustawy. Ponadto tak przegłosowany projekt ustawy nie powinien być przedmiotem obróbki parlamentarnej, a bezpośrednio winien trafić do podpisu prezydenta. W przeciwnym wypadku referendum będzie tylko i wyłącznie grą polityczną.

KONKLUZJA: Niezależnie od powyższego, przyznać trzeba iż większa jest precyzja tych pytań, aniżeli tych zadanych w referendum z 6 września, a to już uzasadnia inne podejście do tego referendum.


6 WRZEŚNIA
NIE DAJ SIĘ OSZUKAĆ
6 września będzie miało miejsce oszustwo referendalne. Pytania ws. JOWów do Sejmu (nie wiadomo jakich), ws. sposobu finansowania partii politycznych (nie wiadomo czy ws. zwiększenia czy zmniejszenia finansowania, bo pytanie nie precyzuje), czy ws. wątpliwości na korzyść podatnika (bezprzedmiotowe, bo już jest zapisane w ustawie) niczego nie rozwiązują, a odpowiedź (pozytywna czy negatywna) o niczym i tak nie stanowi. W tej sytuacji nie będziemy brali udziału w tej farsie zarządzonej przez Bronisława Komorowskiego i Platformę Obywatelską.
Jesteśmy za udziałem w referendach, ale rzeczywistych, takich które realnie o czymś stanowią, a nie w fasadach, pozorowanych głosowaniach, które i tak nie mają żadnego znaczenia, a służących jedynie politykom. Pokażmy rządzącym, nie uczestnicząc w referendum 6 września, iż nie damy się oszukać.

Stowarzyszenie Interesu Społecznego WIECZYSTE



NIE MOGĄ POGODZIĆ SIĘ Z PRZEGRANĄ
Tego należało się spodziewać. Tak jak Donald Tusk nie mógł się pogodzić z wygraną prezydencką Lecha Kaczyńskiego, tak teraz działacze Platformy nie są w stanie pogodzić się z wygraną Andrzeja Dudę.

Właściwie nie ma dnia, by członek rządu, działacz PO lub mainstreamowe media nie atakowały prezydenta, nie próbowały go zdyskredytować czy deprecjonować. Mamy recenzowanie pana prezydenta, informację że za kształtowanie polityki zagranicznej jest rząd a nie prezydent, jest już spór o krzesło dot. delegacji do konferencji międzyrządowej w Chinach w listopadzie br. (prezydent zadeklarował wolę przewodniczenia, skoro nie wiadomo czy i jaki będzie rząd po wyborach, co jest rozsądne, a mimo to wywołuje złośliwe uwagi). Dochodzi nawet do takich paradoksów, iż atakuje się prezydenta, za to że de facto powtórzył tezy ministra spraw zagranicznych Grzegorza Schetyny o potrzebie nowej formuły rozmów dot. Ukrainy. W tej krytyce nie brakuje oczywiście ministra spraw zagranicznych Grzegorza Schetyny. Tymczasem dobrze, iż prezydent publicznie i głośno postawił sprawę, negatywna odpowiedź prezydenta Ukrainy Poroszenki rozwiązuje nam ręce w tej sprawie. Nie musimy się już angażować tak mocno po stronie ukraińskiej, skoro najwyraźniej nas nie chcą przy stole. Zresztą  władze  Ukrainy zrozumiały wkrótce swój błąd i zmieniły stanowisko, uznając że zmiana formuły rozmów może być przedmiotem rozmów.

Prócz recenzji i krytyki, nie brakuje także fałszywych zarzutów pojawiających się w mainstreamowych mediach np. ws. rzekomego finansowania z pieniędzy publicznych przejazdów i noclegów z lat 2012-2014 w związku z wykładaniem przez Andrzeja Dudę na prywatnej uczelni.

AFERA, KTÓREJ NIE MA: Na łamach Newsweek'a Tomasz Lis ogłosił wielką aferę tj. wyłudzenie pieniędzy podatników i poświadczenie nieprawdy przez posła Andrzeja Dudę. O co dokładnie chodzi. Otóż Andrzej Duda, gdy był posłem, w latach 2012-2014, 17 razy podróżował do Poznania i 6 razy nocował w tym mieście. Łącznie koszt przelotów i noclegów miał wynieść 11 tys. zł. Równocześnie Andrzej Duda miał zajęcia w Wyższej Szkole Pedagogiki i Administracji w Poznaniu. Newsweek sugerował, że Andrzej Duda wykorzystywał pieniądze publiczne niby na wykonywanie mandatu posła, a w rzeczywistości służyły mu do finansowania podróży na wykłady, za które brał pieniądze.

Nie wykluczamy, że mogło tak dojść, problem tylko w tym, że informacje podawane przez Newsweek tej tezy wcale nie potwierdzają, tylko insynuują. Z artykułu wynika bowiem, że Andrzej Duda zarobił 280 tys. zł z wykładów w Nowym Tomyślu (a nie w Poznaniu). Tam właśnie Wyższa Szkoła Pedagogiki i Administracji ma wydział zamiejscowy. Dla wyjaśnienia to 68 kilometrów od Poznania. Zatem nie wiadomo po co poseł Duda miałby nocować w Poznaniu (skoro zajęcia miał w Nowym Tomyślu, a w tej miejscowości jest kilka hoteli) i czemu przeloty są do Poznania, skoro mógł wziąć dodatkowo bilety kolejowe do Nowego Tomyśla. Przecież nikt tego nie weryfikował w Sejmie.
Także przytaczane liczby są ze sobą niespójne. Przyjmując stawkę 150 zł/godz wykładu, przy 280 tys. zł wynagrodzenia (o ile ta liczba jest prawdziwa? znaczyłoby, iż Andrzej Duda miał ponad 1800 godzin zajęć, podzielone nawet przez 10 godzin dziennie daje ponad 180 dni zajęć. Z jednej strony 17 przelotów (łącznie) i 6 noclegów, a z drugiej 180 dni.

Najbardziej prawdopodobne jest, iż połączył okazjonalne wyjazdy w jakichś sprawach poselskich z terminem wykładów. Świadczyłaby o tym incydentalna w sumie liczebność zdarzeń (w porównaniu do liczby prawdopodobnych dni zajęć). Ale także ta teza nie jest uprawdopodobniona, są oświadczenia prezesa AKO i innych osób o spotkaniach w Poznaniu posłem Andrzejem Dudą z tamtych czasów. Zatem nie udowodniono żadnej afery, przynajmniej na razie nie zgromadzono właściwego materiału, z którego można by zarzut postawić.

Działacze PO od razu wezwali prezydenta do oczyszczenia się z "zarzutów", a prokuratura wszczęła z urzędu śledztwo (tymczasem zwykła analiza pozwalała stwierdzić, że te zarzuty nie są poparte żadnymi dowodami). Prezydent oczywiście podlega ocenie, ale może warto być w niej - zwyczajnie uczciwym.
Zatem jak będzie wyglądać zatem współpraca z prezydentem, jeżeli pozostało by PO przy władzy można sobie wyobrazić.


GŁODNE DZIECI ROSYJSKIMI PROPAGANDYSTAMI?
Premier Ewa Kopacz w swoich wypowiedziach całkowicie odlatuje. Najpierw stwierdziła, że kolejki do szpitali i przychodni to rezultat ich dobrej renomy, a teraz uznała że Ci, którzy mówią, że dzieci w Polsce głodują wpisują się w rosyjską propagandę. Innymi słowy nie wolno mówić w Polsce o niedojadających dzieciach czy obywateli, bo jest się wtedy rosyjskim agentem wpływu. A zatem sprawdziliśmy kto zdaniem premier jest rosyjski propagandystą:
- Główny Urząd Statystyczny, który opublikował dane nt. ubóstwa. Według najnowszych danych GUS, w skrajnym ubóstwie w 2014 r. żyło 7,4 proc. osób, czyli 2,8 milionów obywateli, z czego 900 tys. stanowiły dzieci. Za żyjące w skrajnym ubóstwie uznaje się rodziny, w których wydatki były mniejsze od tzw. minimum egzystencji.
- Prezydent RP Andrzej Duda, który w orędziu 6 sierpnia stwierdził Polacy tej naprawy potrzebują i to w wielu obszarach. To służba zdrowia, to codzienny poziom życia wielu rodzin, to dzieci, których wiele dzisiaj nie dojada zwłaszcza na obszarach wiejskich. To oni potrzebują pomocy.
- PCK czyli Polski Czerwony Krzyż. W plakatach PCK stwierdza się że co czwarte dziecko jest niedożywione, co ósme żyje w ubóstwie. Proszą o pomoc PCK lansuje hasło głodne dzieciństwo zamienić na godne dzieciństwo
siostra Małgorzata Chmielowska, zajmująca się biednymi ludźmi we wspólnocie "Chleb Życia"  - Są ludzie, którzy urodzili się może gorzej, w rodzinach, które nie są w stanie im dać odpowiedniego wykształcenia, a nawet czasem – i ja się tu zgadzam z panem prezydentem, że są w Polsce dzieci głodne. One naprawdę są (cyt. za niezalezna.pl)
- polityków PIS, dziennikarzy, internautów przytaczających informacje o głodnych dzieciach, także redaktorów niniejszego Serwis21.
- same głodne dzieci. Zatem jak dziecko jest głodne nie powinno się do tego przyznawać, bo będzie wpisywać się w rosyjską propagandę.


Nie chcemy być złośliwi, ale mamy coraz większe wątpliwości co do stanu umysłowego pani premier.


SFAŁSZOWANIE STATYSTYK INFLACJI, BEZROBOCIA I PKB
Wielu z nas ma poczucie rozmijania się oficjalnych statystyk z rzeczywistością. Tzw. ekonomiści, rządzący tłumaczą nam wówczas, iż to nasze subiektywne poczucie, a statystyki są realnością. Otóż o ile sama statystyka jest nauka ścisłą, o tyle wnioskowanie - w wykonaniu polityków, dziennikarzy itp już nie, a poczucie fałszowania statystycznego jest zatem uzasadnione.

Dokonując zakupów w sklepie, zwykli obywatele widzą znaczący wzrost cen. Jeszcze nie tak dawno wydawali np.10 zł w sklepie, a dziś za te same towary 15-20 zł. W tym samym czasie słyszą, iż inflacja wynosi 1-2% albo wręcz iż mamy deflację. Jak to jest możliwe? Zapytany Główny Urząd Statystyczny ws. sposobu liczenia inflacji wyjaśnił, iż do liczenia wskaźnika inflacji przyjmuje się ceny ponad 1800 produktów w tym np. zestaw kina domowego. Oczywiście, nie wykluczam iż są obywatele którzy kupują zestawy kina domowego, ale większość raczej nie ma tego rodzaju wydatków. A zatem zestaw produktów do liczenia inflacji jest nieco inny niż struktura konsumpcji wielu grup społecznych. Niezależnie od powyższego, sama zasada porównania zmiany cen może prowadzić do błędnych wniosków. Według statystyk ceny wielu produktów ulegają obniżeniu np. laptopów, internetu mobilnego itp. Rzeczywiście ten sam laptop, który niegdyś kosztował np. 3000 zł, dziś kosztuje o połowę taniej. Z kolei oferta np. 15 GB mobilnego internetu za 60 zł, dziś kosztowałby ok. 30-40 zł. Oficjalnie zatem wykaże się spadek cen. W rzeczywistości, konsument wydaje tyle samo. Dlaczego? Bo wymagania sprzętowe i programowe w międzyczasie uległy zmianie, i te same 15 GB internetu które użytkownikowi wystarczało, dziś może okazać się dwukrotnie za małe. Zatem zmiana cen nie jest w tym wypadku rzeczywistym miernikiem i wskaźnik zmiany cen prowadzi do mylnych wniosków.

Z oświadczeniami na podstawie danych statystycznych należy być ostrożnym. Najniższe bezrobocie od 14 lat, 10,4% stopy bezrobocia - np. niedawno ogłosiła premier Ewa Kopacz. Niby suche liczby, obiektywne, a w rzeczywistości.... Po pierwsze był już okres w 2008 roku w którym oficjalna stopa bezrobocia była niższa, a było to 7 a nie 14 lat temu. Ponadto oficjalna stopa bezrobocia nie jest obiektywnym miernikiem, gdyż można łatwo ją manipulować? Wystarczy zmienić kryteria bezrobocia lub uprawnienia bezrobotnego. Dziś bezrobotny ma niewielkie czasowe uprawnienia, po 6-12 miesiącach traci prawo do zasiłku, a okres bezrobocia nie zalicza się do okresu emerytalnego. Zatem część osób nie rejestruje się, części odmawia się rejestracji a w rezultacie oficjalna stopa bezrobocia jest niższa niż w rzeczywistości (z tego powodu o ok. 3%). Ponadto niewielkie uprawnienia bezrobotnego, powoduje iż część osób wypychanych jest do sfery jednoosobowej działalności gospodarczej. W teorii ci ostatni są zatem aktywni ekonomicznie, nawet jeżeli przez wiele miesięcy nie mają żadnego zlecenia, żadnych dochodów, nie wlicza się ich do bezrobotnych. Czy wielu z nich nie można uznać za faktycznych bezrobotnych?

Jak wyciąganie wniosków statystycznych bywa mylące niech świadczą wskaźniki produktu krajowego brutto. Rząd PO-PSL przez lata szczycił się zieloną wyspą, dodatnimi wskaźnikami PKB. Ministerstwo Finansów twierdzi wręcz, iż skumulowany wzrost PKB wyniósł 23,8%. Gdyby uwzględnić dane nominalne wzrost  wyniósłby ok. 47% (z 1,17 do 1,7 bln zł). Jednak obraz ten przedstawia się inaczej, gdy PKB liczymy nie w złotówkach, ale w walutach wymienialnych. Przyjmując np. średni kurs NBP z końca roku, to liczony w dolarach PKB wzrósł w okresie 7 lat zaledwie nominalnie 2,3%, a liczono w Euro - nominalnie o 23,9%. Jeżeli uwzględnić także wskaźniki inflacji dla tych walut, to okazuje się PKB w dolarach zmalał, a w Euro wzrósł nieznacznie. Do tego warto dodać, iż obecnie wlicza się w PKB dochody z prostytucji, narkotyków i przemytu (podczas gdy w przeszłości tego nie czyniono). Uwzględniając ostatnie zmiany legislacyjne także dopalacze staną się dodatkowym wektorem gospodarczym. A zatem wyciąganie wniosków dot. dodatniego rozwoju gospodarczego Polski w latach 2007-2015 jest nieuzasadnione.

A zatem nie dajmy się zwieść rzekomymi danymi makroekonomicznymi ogłaszanymi przez rządzących, bo wystarczy zmienić sposób liczenia, by uzyskać zupełne inne dane.

Dr Daniel Alain Korona


ZAGRANICZNE STOPNIE NAUKOWE
NIE DO KOŃCA UZNANE
Wielu naszych rodaków przebywa za granicą, studiuje i uzyskują stopnie naukowe. Przez wiele lat stopnie naukowe nadawane w krajach zachodnich nie były (w przeciwieństwie do tych z byłych krajów socjalistycznych) uznawane w Polsce, o ile nie dokonano tzw. procedury nostryfikacyjnej. Zmieniło się to kilka lat temu i obecnie zgodnie z art. 24 ust. 1 ustawy z dnia 14 marca 2003 r. o stopniach naukowych i tytule naukowym oraz stopniach i tytule w zakresie sztuki (Dz. U. Nr 65 poz. 595 z późn. zm.) - Stopień naukowy lub stopień w zakresie sztuki nadany przez uznaną instytucję posiadającą uprawnienie do jego nadawania działającą w państwie członkowskim Unii Europejskiej, państwie członkowskim Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD) lub państwie członkowskim Europejskiego Porozumienia o Wolnym Handlu (EFTA) – strony umowy o Europejskim Obszarze Gospodarczym, jest równoważny ze stopniem naukowym lub stopniem w zakresie sztuki, o których mowa w ustawie
Lista tych instytucji jest publikowana na stronie internetowej Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego pod adresem: http://www.nauka.gov.pl/uznawanie-wyksztalcenia/akty-prawne.html#Lista_instytucji.

Jednakże nowe przepisy nie do końca rozwiązały sprawę. Stopień doktora uzyskany w USA czy Wielkiej Brytanii jest równoważny ze stopniem doktora w naszym kraju. Tyle tylko, że w Polsce wciąż rozróżnia się stopień doktora i doktora habilitowanego, podczas gdy w krajach anglosaskich nie ma habilitacji, zaś w innych krajach odchodzi ono do lamusa. Zatem niby uznano, a jednak uprawnienia naukowe nie są do końca tożsame, przynajmniej w zakresie habilitowanych. W celu ujednolicenia należałoby zlikwidować habilitację, jednakże jak do tej pory środowiska profesorskie i MNiSzW skutecznie blokowały jakiekolwiek próby zmian. Dlatego w ramach planowanej ofensywy legislacyjnej, Stowarzyszenie Interesu Społecznego WIECZYSTE zapowiedziało złożenie projektu ustawy ws. zniesienia habilitacji. Czy zatem dojdzie do dobrej zmiany w sferze nauki? Czas pokaże.






WZOREM ZSRR:
POD PRZYMUSEM DO PSYCHIATRUSZKI
W ZSRR szpital psychiatryczny był używany jako narzędzie represji wobec obywateli. Wydawało się, że te czasy minęły. A jednak.... w III RP psychiatruszka stała się znów narzędziem pozbywania się niewygodnych osób. Przypadek Zbigniewa Kękuś, znanego z licznych protestów wydaje się tego wymownym przykładem. Oto relacja opublikowana w wolnemedia.net .


20 sierpnia dr Zbigniew Kękuś został zatrzymany przez policję i doprowadzony pod przymusem do szpitala psychiatrycznego im. J. Babińskiego w Krakowie (tzw. Kobierzyn) na tzw. obserwację psychiatryczną. Wg wyroku Trybunału Konstytucyjnego z 10 lipca 2007 roku jest to „forma pozbawienia wolności często co najmniej tak dolegliwa dla oskarżonego, jak tymczasowe aresztowanie”.


Powodem obserwacji są zeznania 3 policjantów, którzy zeznali, że podczas zatrzymania w dn. 5 maja 2014 roku na polecenie sędzi Beaty Stój z Sądu Rejonowego w Dębicy, dr Kękuś próbował się samouwolnić. Zeznania są tak sprzeczne, że adwokat z urzędu dr Kękusia uznał je za wzajemnie się dyskredytujące. Ich zasadności nie potwierdza nawet sporządzony wcześniej w obecności policjantów protokół zatrzymania osoby, w którym nie ma mowy o zajściu.


Dr Zbigniew Kękuś nie ma za sobą ani kryminalnej przeszłości, ani żadnej historii bycia agresywnym. Wręcz przeciwnie, podczas swoich licznych protestów dał się poznać jako bardzo łagodny choć stanowczy w działaniu. Policja nie odnotowała ani jednego przypadku naruszenia porządku podczas gdy głodował, czy też gdy prowadził zorganizowany protest wraz ze sporą grupą pokrzywdzonych przez wymiar sprawiedliwości pod krakowskimi sądami w 2012 roku.

Należy zaznaczyć, że w swojej karierze był nauczycielem akademickim, a następnie pracował na wysokich stanowiskach w największych firmach międzynarodowych i bankach. Pracę stracił na skutek uznania przez nowego pracodawcę – ING Bank Śląski, że jako oskarżony, przynosi ujmę firmie. Sprawa o bezpodstawne zwolnienie nadal jest rozpoznawana przez sąd.


Mimo to sędzia Sądu Rejonowego dla Krakowa Krowodrzy wydz. IX Karny, Katarzyna Kaczmara wydała postanowienie o poddaniu dr Kękusia obserwacji psychiatrycznej, która ma trwać do 4 tygodni. Należy zaznaczyć, że sąd ten jest niewłaściwy miejscowo w tej sprawie, gdyż ulica Królewska, gdzie doszło do zdarzenia, jest we właściwości miejscowej innego sądu. Mimo, że jest to sprzeczne z Kodeksem Postępowania Karnego, Sąd Okręgowy pod przewodnictwem sędzi Lidii Haj, utrzymał je w mocy. Co więcej, jednym z argumentów było to, że dr Zbigniew Kękuś był już wcześniej karany, co jest kłamstwem, gdyż wyrok skazujący sądu w Dębicy został uchylony przez Sąd Okręgowy w Rzeszowie oraz Sąd Najwyższy – po wcześniejszym uznaniu konieczności złożenia kasacji przez Prokuratora Generalnego.


Wczoraj o godz. 17:30, w ramach spotu nt. referendum poszkodowany przez krakowskie sądy Grzegorz Pioterek cały swój czas antenowy poświęcił uwięzionemu w psychiatryku dr. Zbigniewowi Kękusiowi. Oświadczył, że w ramach swoich możliwości nagłośni to gdzie tylko będzie można. Dostałem też informację od nowojorskiej Polonii, że planowana jest pikieta pod Konsulatem RP w Nowym Jorku w celu zwrócenia uwagi na bezzasadne zatrzymanie dr. Kękusia w psychiatryku na obserwacji.


Dr Zbigniew Kękuś przebywa obecnie w oddziale 4B psychiatryka w Kobierzynie, gdzie od razu rozpoczął protest głodowy – nie je, ani nie pije. Jego zdrowie i życie są poważnie zagrożone. Jeśli dojdzie do przymusowego żywienia, to dr Kękuś obawia się, że zostanie zatruty. Jak oświadczył dr Zbigniew Kękuś, winnymi jego prześladowania jest grupa funkcjonariuszy publicznych z Krakowa, w tym prokuratorzy Bartłomiej Legutko i Dorota Baranowska.


Obrońcy dr. Kękusia apelują: „Prosimy wszystkich Polaków, którzy nie chcą by Polska znów nie wpadła w jarzma totalitaryzmu, o natychmiastową reakcję na bezprawne zatrzymanie dr. Zbigniewa Kękusia. Najlepszym pokojowym sposobem na jego szybkie uwolnienie jest nacisk społeczny na Prezydenta RP Andrzeja Dudę, Prokuratora Generalnego Andrzeja Seremeta, Prokuratora Apelacyjnego w Krakowie Artura Wronę oraz prokurator Dorotę Baranowską z Prokuratury Rejonowej Kraków Krowodrza. Dzięki nagłośnieniu sprawy przez wiele osób, w tym w dużej mierze przez Zbigniewa Stonogę, sprawa karygodnego umieszczenia dr. Zbigniewa Kękusia w psychiatryku na obserwacji jest coraz głośniejsza. Zakończmy totalitarny proceder załatwiania spraw sądowych psychiatrykami.”


Cytują też znane słowa Martina Niemöllera: „Kiedy naziści przyszli po komunistów, milczałem, nie byłem komunistą. Kiedy zamknęli socjaldemokratów, milczałem, nie byłem socjaldemokratą. Kiedy przyszli po związkowców, nie protestowałem, nie byłem związkowcem. Kiedy przyszli po Żydów, milczałem, nie byłem Żydem. Kiedy przyszli po mnie, nie było już nikogo, kto mógłby zaprotestować.”


Źródło: http://wolnemedia.net/prawo/uwolnic-dr-zbigniewa-kekusia/



PRZEMILCZANE MORDERSTWA NA PRZYSTANKU WOODSTOCK
Na przystanku Woodstock giną ludzie, ba zdarzają się morderstwa (jak w każdej większym skupisku ludzkim), ale o tym politycy, mainstreamowe media, tzw. warszawka milczą. Bo nie wolno podważać dzieło Jerzego Owsiaka, Fundację Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy i jej pochodne. Ludzie giną, zamordowani, ale nikt się tym nie przejmuje. Bloger Piotr Wielgucki (Matka Kurka) ujawnił właśnie szokujące wręcz materiały, o tym co się dzieje na tej imprezie i jak zachowują się organizatorzy, cyt. za kontrowersje.net:

Do Fundacji WOŚP, fenomenu na skalę światową i organizatora „najpiękniejszego festiwalu świata” przyszła Matka, która w 2014 roku na „Przystanku Woodstock” straciła syna. Michał został znaleziony w lesie, klęczał, na głowie miał ciemne okulary, pod brodą przełożony pasek, bez pętli, po prostu luźno założony i umocowany do gałązki o średnicy góra 4 cm. Pani Pierzchalska razem z Matką Mateusza, innego chłopaka pobitego na śmierć przed sceną główną, usiłowały uzyskać wsparcie od fundacji, nie finansowe, ale ludzkie. Przez 11 miesięcy pisały i telefonowały do wielu pracowników WOŚP i prosiły, na przykład o pomoc w odzyskaniu rzeczy należących do dzieci. Nie doczekały się konkretnej odpowiedzi i wtedy Pani Pierzchalska postanowiła osobiście odwiedzić pałace Jerzego O. Przesłuchało Ją, bo w żadnym razie nie była to rozmowa, dwóch funkcjonariuszy WOŚP, którzy jednocześnie są najbliższymi współpracownikami Jerzego O. W trakcie przesłuchania Matka nieżyjącego dziecka dowiedziała się, że nie potrafi rozgraniczyć pola namiotowego od imprezy masowej, że „Woodstockowicz” jest pojęciem abstrakcyjnym, a pod zezwoleniem na organizację imprezy podpisał się burmistrz i od tego momentu WOŚP jest kryta. Ten zbiór bezdusznych impertynencji doskonale koreluje z tym, co Matka Michała usłyszała wcześniej, od pracownicy WOŚP w trakcie rozmowy telefonicznej: „My nie jesteśmy organizacją charytatywną”. Pomimo tych niegodziwości przesłuchiwana miała odwagę wypomnieć przedstawicielom fundacji łamanie prawa, brutalne akcje „Pokojowego Patrolu” oraz udawanie ślepych, głuchych i zaskoczonych faktem, że na „Przystanku Woodstock” narkotyki i alkohol przewalają się tonami, aż po zgon.
Przesłuchanie miało miejsce miesiąc temu i dziś oddaję je do pełnej dyspozycji każdego wolontariusza, donatora WOŚP i Polaka podatnika, który chce, czy nie chce do cynicznego biznesu się dokłada. Na nagraniu słychać funkcjonariusza Krzysztofa Dobiesa, rzecznika fundacji WOŚP, który swoim chamstwem i sarkazmem schodzi poniżej sprzedawcy kiełbasy zwyczajnej, a swego czasu takim sprzedawcą rzeczywiście był. Drugim śledczym jest Robert Mysłek odznaczony razem z Jerzy O. i "Przystankowym" policjantem, za wzorowe bezpieczeństwo na kostrzyńskim festynie. Przesłuchiwana to „zwykła” kobieta, ciężko pracująca Matka dwóch synów. Pani Wioletta Pierzchalska od 12 miesięcy opłakuje „abstrakcyjnego Woodstokowicza” Michała Pierzchalskiego, który zginał w wieku 23 lat. Rzecznik Fundacji WOŚP Krzysztof Dobies i Robert Masłek, bezpośrednio odpowiedzialny za organizację imprezy masowej, wykluczyli Michała z grona uczestników „najpilniejszego festiwalu”, ponieważ Jego zwłoki znaleziono 700 metrów od dużej sceny. Nagranie pozostawiam bez komentarza, jednocześnie informuję, że materiał pozyskałem w sposób całkowicie legalny, a Pani Wioleta Pierzchalska z upublicznieniem nie ma nic wspólnego. Będą kolejne nagrania pokazujące, co się z Michałem stało i jak ukręcono śledztwo, żeby nie powstała rysa na nieskazitelnej Fundacji WOŚP, a w kłopoty nie wpadły władze lokalne i wojewódzkie, które wydały niezgodne z prawem decyzje.


Z KRAJU I ZE ŚWIATA

20 STOPIEŃ ZASILANIA: Komunikaty o 20 stopniach zasilania i koniecznych ograniczeniach słyszeliśmy za czasów PRL. Poprzedni system upadł, niby jest kapitalizm, dobrobyt, zielona wyspa. Wydawałoby się że te komunikaty należą do przeszłości. Nic bardziej błędnego. W związku z upałami, 10.08 PSE ogłosiło 20 stopień zasilania. Ograniczenia dotknęły największych odbiorców, a do indywidualnych apelowano o ograniczenie zużycia energii. Po 8 latach rządów PO, nie ma zapewnionego bezpieczeństwa dostaw energii elektrycznej, a w sieci internauci komentują to bezlitośnie:

ARESZT WYDOBYWCZY WCIĄŻ STOSOWANY: Sąd Apelacyjny w Warszawie podjął decyzję, by przedłużyć „tymczasowy areszt” dla Macieja Dobrowolskiego o kolejne trzy miesiące, kibica Legii, oskarżonego o udział w przewożeniu z Holandii do Polski marihuany. Ten tymczasowy areszt trwa już 39 miesięcy, a będzie trwał co najmniej 42 jeśli nie dłużej. Tymczasem zarzuty opierają się wyłącznie na zeznaniach Marka H., ps. „Hanior” - członka gangu, dilera narkotykowego, niegdyś stałego bywalca Żylety. Innych dowodów materialnych nie ma, nie ma też żadnych innych zeznań świadków. Sąd nie zgodził się na zastosowaniu innych środków zapobiegawczych typu dozór policyjny, zakaz wyjazdu, itp. Postanowiono przetrzymać Maćka, aż się przyzna (a on odmawia). Dla pikanterii sprawy, wyrok jaki mógłby uzyskać prawdopodobnie byłby nie dłuższy niż czas przebyty w areszcie tymczasowym. Sam proces sądowy wciąż się nie rozpoczął i nie rozpocznie. Przypadek Maćka może dotknąć każdego, wystarczy jedno pomówienie bandziora i będziemy siedzieć w więzieniu bez perspektywy procesu, który mógłby nas oczyścić. Co dalej? Presja społeczna musi się tylko zwiększyć, pani sędzia Kussyk i skład sądu apelacyjnego powinien wiedzieć, że rażąco mocno nagina przepisy (które, nawiasem mówiąc, powinny zostać zmienione). 

CENZURA W TVP: TVP odmówiło wyemitowania 30 sekundowego spotu, Obywatele decydują które PIS nakręciło w ramach kampanii referendalnej. Wprawdzie spot nie nawiązuje do samych pytań referendalnych, ale de facto stanowi promocję idei referendum, zaczyna się od słów Polacy mają prawo decydować o swoim państwie. Kierownictwo TVP, działające na rzecz PO-PSL, odmówiło emisji spotu. Co prawda uważamy, że należało odwołać referendum z 6 września jako bezprzedmiotowe (jedno pytanie jest nieaktualne, drugie o zmianie finansowaniu partii - nic nie znaczy, a trzecie jest niekonstytucyjne), a zamiast prób dopisywania pytań należy po wyborach wprowadzić w życie obniżenie wieku emerytalnego, wybór dla rodziców odnośnie wieku szkolnego i zakazać prywatyzacji lasów państwowych, tym niemniej blokowanie spotów przez TVP jest dowodem jak daleko państwo Platformy Obywatelskiej odeszło od obywatelskości.

CHORZY RÓWNI I RÓWNIEJSI: Wszyscy są równi według konstytucji. Okazuje się, że także w obliczu są chorzy równi i równiejsi. I nie chodzi nam o tych, którzy mają pieniądze (i mogą się prywatnie leczyć oraz tych którzy nie mają zdani na państwową służbę zdrowia. Okazuje się, że nierówność występuje także w państwowej służbie zdrowia, a kryterium nierówność są związki rodzinne z urzędnikami. Jak informuje Fakt.pl - Dla matki minister Beaty Małeckiej-Libery z sześcioosobowej szpitalnej sali usunięto innych chorych. Do opróżnionego pomieszczenia wstawiono nowoczesne łóżko, znacznie się różniące od pozostałych, przestarzałych. Skandal miał miejsce w Szpitalu Specjalistycznym im. Szymona Starkiewicza w Dąbrowie Górniczej. Posłanka PO jest sekretarzem stanu w ministerstwie zdrowia. Tak wygląda reforma służba zdrowia w wydaniu ministrów Platformy Obywatelskiej.

CO 3 DNI PRZELOT DO GDAŃSKA: Jak się okazuje politycy nagminnie korzystali z możliwości bezpłatnych przelotów, przejazdów w kraju, oczywiście zawsze motywowali wykonywaniem funkcji posła i senatora. Przykładowo pani poseł Ewa Kopacz latała do Gdańska, która tam mieszkała i studiowała, prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz jeździ służbowym samochodem na wykłady na uczelni (według informacji burmistrza Bemowa Krzysztofa Zygrzaka), marszałek senatu Bogdan Borusewicz od 2007 roku do stycznia 2013 r.  aż 713 razy latał na trasie Warszawa-Gdańsk, a jego podróże rejsowymi samolotami kosztowały podatników prawie 400 tys. zł. Dziennikarze wyliczyli też, że marszałek Senatu na pokładzie samolotu gościł średnio co trzy dni. Jak donosi Super Expres, nie wszystkie wyjazdy wiązały się z wykonywaniem mandatu parlamentarzysty np. Zdarzało się, że marszałek leciał w trakcie posiedzenia Senatu do Gdańska, by... wyprowadzić psa na spacer. Bo akurat nie miał kto tego zrobić. Latał też, żeby po prostu zajrzeć do domu. Politycy zawsze będą nadużywali pieniędzy publicznych do swoich prywatnych celów. Jedyny sposób by zahamować ten niekontrolowany wyciek pieniędzy – to ograniczenie liczby instytucji, osób w nich urzędujących i pieniędzy jakimi mają do dyspozycji. Nie wyeliminuje się patologii, ale przynajmniej ograniczy się skalę.

GWIZDY NA WŁASNE ŻYCZENIE: W trakcie oficjalnych uroczystości 71 lecia Powstania Warszawskiego na cmentarzu Powązkowskim doszło do wygwizdania premier Ewy Kopacz. Oburzają się działacze PO, politycy i mainstreamowe media. Fakt, buczenia, gwizd na cmentarzach być nie powinno, ale cyniczne wykorzystywanie rocznicy Powstania Warszawskiego przez oficjeli z PO budzi wywołuje właśnie taką reakcję. A mogło być inaczej, gdyby PO nie wykazała się małostkowością. Prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz Waltz, wiceprzewodnicząca PO nie zgodziła się, by na uroczystościach mógł przemawiać prezydent elekt Andrzej Duda. Niby nie ma takiego zwyczaju. W 2012 r. we Francji prezydent Nicolas Sarkozy zaprosił prezydenta-elekta Francois Hollande do wspólnego obchodzenia 8 maja - rocznicy zwycięstwa w II wojny światowej. Tam takiego zwyczaju nie było, a jednak .... Odchodzący Prezydent Komorowski w swoim przemówieniu zamiast koncentrować się na hołdzie powstańcom politycznie atakował oponentów politycznych, a jego przemówienie wpisywało się w kampanię wyborczą. Pani premier zaś uczestniczyła w wyreżyserowanej przechadzce po stolicy razem z działaczką kombatancką. Skoro politycy rządzący zrobili z rocznicy powstania imprezę polityczną, to niech nie dziwią się że reakcje są polityczne. Gwizdy i buczenie mają zatem na własne życzenie.

INNA USTAWA UCHWALONA, INNA DO PODPISU: Jak donosi Dziennik Gazeta Prawna - Posłowie przyjęli inną wersję nowelizacji ustawy, niż przesłali do podpisu prezydentowi. Na dodatek proces legislacyjny odbył się z naruszeniem konstytucji. Chodzi o nowelizację ustawy o kuratorach sądowych (druk sejmowy nr 3409), którą wymusił wyrok Trybunału Konstytucyjnego. Na ostatnim posiedzeniu (4-5.08) Sejm zajmował się poprawkami Senatu. Zgodnie z Konstytucją, poprawkę zaproponowaną w uchwale Senatu uważa się za przyjętą, jeżeli Sejm nie odrzuci jej bezwzględną większością głosów w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby posłów. Poddając poprawkę pod głosowanie, Marszałek Sejmu zatem zwraca się kto jest za odrzuceniem senackiej poprawki. Tymczasem pani marszałek Małgorzata Kidawa-Błońska spytała posłów, kto jest za przyjęciem poprawek do ustawy o kuratorach sądowych (a nie za odrzuceniem). Przytłaczająca większość posłów była za. Sejm więc poprawki przyjął. Ustawa została skierowana do podpisu prezydenta w wersji z poprawkami odrzuconymi (chociaż Sejm je przyjął). Jak na całą reagują posłowie PO np. Robert Kropiwnicki, najpierw negował fakty, a później uznał że nic złego się nie stało.  Zdaniem posła ważniejsze są ściągawki poselskie, nic formalne pytanie dot. głosowania. Innymi słowy ustawa głosowana i ta którą przekazuje się prezydentowi wcale nie muszą być zgodne.


KOMOROWSKI NA NASZ KOSZT? Jak prezydent Komorowski dbał o interes publiczny, niech świadczy fakt iż jego decyzją nowa kancelaria będzie nadal utrzymywała Bronisława Komorowskiego. W związku z tym, że w jednym z dwóch jego mieszkań (74-metrowym) mieszka jego dziecko, a drugie (wart 2 mln zł 169-metrowy apartament). Komorowski wynajmuje firmie zajmującej się doradztwem podatkowym, były prezydent otrzymał lokal tymczasowy. Jak wynika z uzyskanych przez Gazetę Polską Codziennie, Kancelaria Prezydenta podpisała umowę wynajmu dla Komorowskiego mieszkania w Warszawie na okres 12 miesięcy, a docelowo eksprezydent ma w nim mieszkać do 2020 r. Lokalizacja, w której mieszkać ma Komorowski, jest owiana tajemnicą. A zatem przez kolejne 12 miesiące polski podatnik ma nadal finansować mieszkanie tego darmozjada. Takimi przywilejami jednak nie obdarza się rodziny, której z powodu biedy odbiera się dzieci. Przypomnijmy także, iż pan eksprezydent będzie mógł korzystać z emerytury prezydenckiej (ponad 9 tys. zł brutto, za czasów PO-PSL podwyższono tą emeryturę o połowę) i z ponad 12 tys. zł miesięcznie dotacji na biuro.


MEDIALNE PRZEKŁAMANIE: Arcybiskup Depo wygłosił kazanie w trakcie uroczystego nabożeństwa dla pielgrzymów zgromadzonych na Jasnej Górze. Jak można było się spodziewać w mainstreamowych mediach dokonano od razu przekłamania słów. Zastosowano prostą metodę wyrwania zdania z kontekstu, częściowej zmiany jego treści - w taki sposób by nadać inną wymowę, kontrowersyjną. I tak w czołowych środkach przekazu pojawiły się tytuły rzekomych słów arcybiskupa - "Jakakolwiek próba rozłączania państwa od kościoła jest niewłaściwa i sztuczna". Takie tytuły m.in. pojawiły się w Dzienniku Gazecie Prawnej, na portalu TVN24, Polska the Times, itd. Cel zabiegu był jasny wmówić czytelnikom, iż arcybiskup, Kościół kwestionuje rozdział Państwa od Kościoła. 
Jeżeli jednak przyjrzeć się bliżej wypowiedzianym słowom przez Arcybiskupa, okazuje się że padło zupełnie inne zdanie o innej wymowie. Cyt. wszędzie tam, gdzie naruszane są prawa natury, prawa do życia, prawo do godności ludzkiej, wszędzie tam każdy chrześcijanin ma obowiązek obrony tych wartości. – Dziś chrześcijanin musi bronić nie tylko wiary, ale także rozumu, dlatego że zwolennicy nowej ideologii zwalczają także rozum u myślących logicznie i odpowiedzialnie ... dalecy jesteśmy w naszym myśleniu od mesjanizmu. Jednakże zadania konkretne, które Naród ma do wypełnienia, my – biskupi katoliccy, ale i polscy zarazem – powinniśmy widzieć i być z nimi związani. Dlatego jakakolwiek próba rozłączania, oddzielania: ”To należy do Kościoła„, a ”To należy do narodu„, a ”To należy do państwa„ – jest niewłaściwa i sztuczna, chociażby ze względu na jedność psychiki ludzkiej”
Arcybiskup w tej wypowiedzi nie kwestionował instytucjonalnego rozdziału Kościoła od Państwa, ale próbę rozdziału postaw, poglądów katolika. Nie można prezentować innego poglądu w kościele, a innego np. na stanowisku państwowym, gdyż jest się jedną osobą. Ponadto było to wskazanie potrzebny współdziałania, skoro przedmiotem troski społecznej, państwa i kościoła jest ta sama osoba. Zatem nie było w tej wypowiedzi wezwania do zniesienia rozdziału państwa i kościoła.

NASZE PODATKI NA SIŁOWNIE, FITNESS I PŁYWALNIE: Wydawanie publicznych pieniędzy bez opamiętania za rządów PO-PSL nie zna granic. Prezydent Warszawy wydawał już pieniądze na gadżety unijne, prezydent RP Bronisław Komorowski na różową porcelanę, a cały rząd wydaje pieniądze na wożenie mebli z Warszawy do Łodzi, Wrocławia - bo pani premier Kopacz zachciało się wyjazdowe posiedzenia. Teraz jak podaje "Puls Biznesu", Ministerstwo Finansów ogłosiło przetarg na otwarte karnety dla pracowników na siłownie, fitness i pływalnie. Pracownicy fiskusa i Ministerstwa Finansów będą mogli uprawiać boks, joga, korzystać z sauny i jacuzzi. Koszt "inwestycji" ma wynieść 200 tys. Euro. Ciekawe jakie inne bzdurne wydatki wymyślą?

NIE DLA UZGADNIANIA PŁCI: Pomimo wielkiej fali społecznego sprzeciwu i tysięcy podpisów pod listem protestacyjnym, obie izby parlamentu przegłosowały skrajny projekt ustawy o uzgadnianiu płci, zgodnie z którą płeć nie jest kwestią natury, biologii, ale prawno-społeczną (co oznacza możliwość jej dowolnej zmiany, z wynikającymi prawnymi konsekwencjami). Oczekujemy zatem na zablokowanie ustawy przez prezydenta Andrzeja Dudę.

OBYWATELSTWO W 2 DNI DLA ZIĘCIA KOPACZ: Gdy zwykły obywatel chce coś załatwić w urzędzie, musi czekać aż procedurom stanie się zadość. Zupełnie inne jednak zwyczaje panują, gdy chodzi o przyznanie obywatelstwa zięciowi pani premier Ewy Kopacz - kanadyjczykowi Andriejowi Petranyuk'a. Jak informuje Do Rzeczy oraz niezalezna.pl  Urząd województwa pomorskiego wysłał do MSW wniosek 25 lipca, zwykłą pocztą. Dopiero 4 sierpnia dotarło ono do MSW. Mimo, że zgodnie art. 21 ustawy o cudzoziemcach, MSW ma obowiązek zwrócić się o opinię ws. wniosku do Komendy Głównej Policji i szefa ABW, by dowiedzieć się, czy nie ma jakichś przeciwwskazań – już tego samego dnia, 4 sierpnia, ministerstwo wysłało wniosek do Kancelarii Prezydenta. Mimo braku takiej opinii, już 5 sierpnia pismo trafiło do kancelarii (jeszcze) prezydenta Bronisława Komorowskiego. Dostaje je na biurko referentka i zauważa, że brakuje w nim podstawowych dokumentów: danych o tym jak ma się (już jako Polak) nazywać Andriy Petranyuk. W przypadku małżeństwa z Polką, może być ono np. podwójne. Jeden telefon i obywatelstwo zostaje przyznane 5 sierpnia o godz. 21.00, Jak widać są równi i równiejsi, do tych ostatnich należy obcokrajowiec zięć pani premier Ewy Kopacz.

ODDALENIE PYTANIA: 31 lipca Trybunał Konstytucyjny wydał wyrok ws. zgodności ustawy o SKOK z konstytucją. Uznał, iż jeden przepis jest niezgodny (w zakresie jakim nadzór KNF dotyczy małych kas), kilka innych jest zgodnych, a 90% zarzutów wogóle nie rozpatrzył, tylko umorzył postępowanie w tym zakresie. 3 sędziów złożyło zdania odrębne. Nie rozpatrywanie zarzutów - w tak masowej skali - to nowa "jakość" w orzecznictwie Trybunału. TK zachował się tak jak Minister zdrowia prof. Zembala, które na pytanie dziennikarki ws. dopalaczy - oddalał pytanie, zamiast na nie odpowiedzieć. Trybunał mógł orzec ws. zgodności z konstytucją kwestionowanych zapisów, ale najwyraźniej nie chciał się w sprawie wypowiedzieć. Kolejny raz, TK zastosował instytucję odroczenia wyroku o 18 miesięcy. Innymi słowy przepis uznany za niezgodny z konstytucją będzie wciąż obowiązywał i będzie stosowany, przez 18 miesięcy, o ile Sejm nie zmieni ustawy. W niektórych wypadkach konieczne jest vacatio legis aby nie doszło do chaosu prawnego, ale tak długi termin ws. odroczenia wyroku przepisu niekonstytucyjnego nie ma żadnego uzasadnienia. Wyrok Trybunału tylko upewnia, iż dziś na sprawiedliwość w Trybunale Konstytucyjnym nie ma co specjalnie co liczyć, gdyż ten stoi na straży porządku (nie)konstytucyjnego III RP i prawdopodobnie nie będzie lepiej w przyszłości, skoro w roku bieżącym przyjęto ustawę o zmianie ustawy o Trybunale Konstytucyjnym niekorzystną dla obywateli.

OGROMNA KORESPONDENCJA: Objęcie prezydentury przez Andrzeja Dudę wywołało taką nadzieję wśród Polaków, iż do Kancelarii Prezydenta napływa ogromna ilość korespondencji. W związku z informacją, iż "nie można odnaleźć" pisma złożone do prezydenta elekta z dnia 3 lipca m.in. wystąpienia Stowarzyszenia Polskiej Partii Niepodległościowej (PPN) i Stowarzyszenia Walczących o Niepodległość 1956-89 (SWN) dot. m.in. ustawy o działaczach opozycji antykomunistycznej oraz pisma Stowarzyszenie Interesu Społecznego WIECZYSTE z propozycjami projektów ustaw (ws. kwoty wolnej od podatku, ws. wcześniejszego wieku emerytalnego) i fakty że wnioskodawcy nie otrzymali do tej pory żadnej odpowiedzi, Serwis21 zwrócił się o informacje nt. "zagubienia" złożonych pism do prezydenta elekta. W odpowiedzi biuro prasowe Kancelarii Prezydenta poinformowała, że: W odpowiedzi na Pana pytanie uprzejmie informujemy, iż korespondencja kierowana do Prezydenta Elekta Andrzeja Dudy była przyjmowana w Kancelarii Głównej Kancelarii Prezydenta RP i przekazywana codziennie do Biura Prezydenta Elekta. Uprzejmie informujemy, iż korespondencja, o którą Pan pyta również została przekazana do Biura Prezydenta Elekta. Jednocześnie uprzejmie wyjaśniamy, iż część przekazanej korespondencji, która nie została rozpatrzona w Biurze Prezydenta Elekta wróciła aktualnie do Kancelarii Prezydenta RP, gdzie jest na bieżąco rozpatrywana. Uprzejmie wyjaśniamy również, iż ze względu na ogromne ilości stale napływającej korespondencji, udzielenie odpowiedzi na pisma, o które Pan pyta, może się opóźnić. A zatem obywatele powinni na razie uzbroić się w cierpliwość, Kancelaria Prezydenta stała się ofiarą sukcesu i nadziei jaką wzbudził Andrzej Duda, i stąd opóźnienia w udzielaniu odpowiedzi. Być może sytuację rozładuje się po wyborach z 25 października, gdy nastanie nowy rząd, a część oczekiwań obywateli będzie skierowana do Kancelarii Premiera.

PACJENCI WINNI KOLEJEK: Takiej tezy nikt by się nie spodziewał. To pacjenci (czyli chorzy) winni są kolejek do specjalistów. Jak stwierdziła pani premier Ewa Kopacz w rozmowie z redaktorem Gugałą w Polsat News - Kolejki wydłużają się w tych przychodniach i w tych szpitalach, które mają swoją renomę, które mają dobrą kadrę, do której większość naszych pacjentów chce trafić Są szpitale, które mają te same oddziały, w których wykonuje się identyczne zabiegi, ale tam czas oczekiwania jest zerowy, albo bardzo krótki. Innymi słowy to wina pacjentów, że są kolejki do specjalistów. Tymczasem czas oczekiwania w publicznej służby zdrowia do specjalisty jest bardzo długi i to niezależnie jaką renomę ma szpital lub jego personel, o czym przekonuje się każdy kto ma chorego w rodzinie.  Panią premier należałoby zatem odesłać specjalistów (okulisty i laryngologa) - wszak mimo podróży po kraju, mimo że była ministrem zdrowia, ani nie widzi ani nie słyszy co się dzieje w służbie zdrowia.

PEDALSKA TĘCZA ZNIKNĘŁA Z PLACU: Tęcza wreszcie zniknęła z Placu Zbawiciela w Warszawie. Polski podatnik przestanie łożyć na ochronę i na kolejne odbudowy tej instalacji. Początkowo miała to być instalacja tymczasowa na pół roku, ale wkrótce władze Warszawy zdecydowały przedłużyć jej żywot na Placu Zbawiciela. Taki mały pokaz władzy, siły homoseksualnej wobec Kościoła i wobec Narodu.  W reakcji kilkakrotnie została spalona, były demonstracje przeciw Tęczy, a Stowarzyszenie Interesu Społecznego WIECZYSTE wnioskował do organów nadzoru budowlanego o demontaż tej samowoli budowlanej (nie było pozwolenia na budowę), jednak te ostatnie odrzucały wnioski ze względów formalnych. W końcu władze ustąpiły i Tęcza zniknie z końcem sierpnia. Mała rzecz a cieszy, przynajmniej nie będą marnowane pieniądze na pilnowanie tej brzydoty.

PRZEKŁAMANIA GOOGLE’A: 5.08 TV Republika poinformała, iż w wyszukiwarce Google'a wpisując sformułowanie "znaki hitlerowskie", w obrazach pojawia się także kotwica - znak Polski Walczącej. Sprawdziliśmy tak jest w istocie. Nie należy doszukiwać się jednak złośliwości Google'a, ale błędu w systemie wyszukiwarki. Google działa na zasadzie szukania słów w tekstach, w przypadku znaki hitlerowskie będzie szukał zatem takie lub słowa tekstach. Tak się składa, iż np. w tekście wikipedii dot. znaku polski walczącej znajdziemy dwa słowa znak oraz hitlerowskiej, wprawdzie nie obok siebie, ale wyszukiwarka automatycznie je kojarzy. W ten sposób obraz Polski Walczącej został skojarzony z innymi obrazami zawierającymi znaki hitlerowskie. Gdyby wpisać sformułowanie w cudzysłowie "znaki hitlerowskie", takiego kojarzenia nie było, ale się pojawiło albowiem teraz wyszukiwarka odnajduje i podaje już - obraz zamieszczone przez TV Republika i inne portale, który właśnie pokazywał znaki obok siebie.

ŚCIGANY ZA KLIP WYBORCZY: Pod rządami Platformy Obywatelskiej, słyszymy frazesy o demokracji, o wolności. A jak wygląda to w praktyce - media, ludzi są ścigani za publiczne wygłaszane poglądy staje się normalnością. Oto jeden z ostatnich przykładów, policja ściga Wojciecha Cejrowskiego za klip z 20 maja 2015, w czasie którego podarł plakat wyborczy Bronisława Komorowskiego.

USTAWIONE KONKURSY? Prokuratura Apelacyjna w Katowicach wystąpiła z wnioskiem o uchylenie immunitetu prezesowi NIK Krzysztofowi Kwiatkowskiemu (b. prominentnego polityka PO) oraz szefowi klubu PSL Janowi Buremu. Prokuratura zarzuca szefowi NIK wpływanie na wyniki konkursów na wicedyrektora delegatury Izby w Rzeszowie oraz dyrektora delegatury w Łodzi. Miał też wpływać na rozstrzygnięcie konkursu na wicedyrektora Departamentu Środowiska w centrali NIK. Bury natomiast miał wpływać na niego, by w kierownictwie rzeszowskiej delegatury znalazł się jego człowiek. Podstawą zarzutów są nagrania rozmów podsłuchanych przez CBA. Zainteresowani oczywiście zaprzeczają. Jednakże problem jest szerszy, niż tylko sprawa samego NIKu. Nie od dzisiaj wiadomo, że konkursy to fikcja, że otrzymywanie stanowisk w administracji publicznej, niby następuje w konkursach, a faktycznie w wielu wypadkach decydują koneksje. Tak jest w przypadku ofert pracy, miejsc w radach nadzorczych czy zarządów spółek skarbu państwa, itd. Uczciwiej byłoby być może nominować bez konkursu, byłoby to zresztą tańsze (odpadły koszt pozornych konkursów). No ale przecież należy stwarzać pozory apolityczności, kompetencji. Zazwyczaj wszystko przechodzi gładko, czasami sprawami wychodzi na jaw. W ZUSie gdy konkurs na prezesa wygrała kandydatka nie akceptowana przez układ władzy, w ostatnim etapie tzw. ustnym odrzucono ją, niby że nie miała wystarczającej wiedzy. Teraz ujawnia się kwestia konkursów w NIKu. Ale to tylko wierzchołek góry lodowej, patologia jest znacznie szersza.

ZŁOTA GORĄCZKA: 2 mężczyzn poinformowało, iż odkryli na terenie Wałbrzycha legendarny niemiecki pociąg, który podczas wojny miał wywieźć z Wrocławia cenne kruszce? Rozbudziło to wyobraźnie i emocje, uaktywnili się poszukiwacze skarbów, organizowane są konferencje, rozpisuje się prawa, już mamy roszczenia żydowskie, rosyjskie  i niemieckie. Jest to o tyle zabawne, iż wciąż nie wiadomo gdzie ten legendarny pociąg się znajduje (osoby, które go rzekome znalazły nie chciały wskazać miejsca).


ZWYCIĘSTWO. ZNIEWAŻANIE POMNIKA UMORZONO: Prawie po czterech latach od „znieważenia” Pomnika „Czterech śpiących” przez dwóch, wówczas 19-latków, Daniela i Wojciecha, jeszcze nie prawomocnie, ale już po raz drugi postępowanie umorzono! Sąd podkreślił również że pomnik Czterech Śpiących i wdzięczności armii radzieckiej gloryfikują komunizm i tym samym powinny być usunięte!

MAURETANIA: W żadnym innym kraju problem niewolnictwa nie jest tak dotkliwy jak w Mauretanii. Szacuje się, że nawet do 20% ludności tego kraju może znajdować się obecnie w niewoli.  Dopiero w 2007 roku niewolnictwo uznano tam za przestępstwo. Dziś jest ono w Mauretanii nielegalne. Tamtejszy parlament przyjął ustawę o zwalczaniu niewolnictwa, opracował plan całkowitej likwidacji niewolnictwa oraz zatwierdził prawo, zgodnie z którym niewolnictwo jest „zbrodnią przeciwko ludzkości”. Jednak mimo tych wszystkich zmian jak dotąd osądzono i ukarano tylko jednego właściciela niewolników. Ludzie, którzy walczą z tym nielegalnym i okrutnym procederem, są więzieni i torturowani. Biram Dah Abeida całe życie walczył z niewolnictwem. Otrzymał prestiżową Nagrodę Praw Człowieka przyznaną mu przez ONZ, a w ostatnich wyborach ubiegał się o fotel prezydenta Mauretanii. Jednak władze kraju odmawiają prawnego uznania jego organizacji, a teraz skazano go na dwa lata więzienia za wystąpienie publiczne (Avaaz)

MEKSYK: W Meksyku znaleziono zwłoki zamordowanego fotoreportera Rubéna Espinosy. Przed śmiercią był torturowany. Razem z nim zginęła obrończyni praw człowieka Nadia Vera i trzy inne kobiety… Rubén to już czternasty dziennikarz zamordowany w stanie Veracruz, którego gubernator Javier Duarte nieraz otwarcie groził reporterom. Niemal żadna z tych zbrodni nie doczekała się wyjaśnienia (Avaaz)


USA: Do sieci wyciekły nagrania, na których widać, że amerykańska aborcyjna organizacja Planned Parenthood (w Polsce podobne działania podejmuje organizacja "Federacja na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny") sprzedaje ciała abortowanych dzieci. Takie przestępcze praktyki spowodowały oburzenie nawet w USA, gdzie aborcji wykonuje się dużo więcej niż w Polsce. Po tym, jak wybuchł skandal i konsumenci zaczęli wysyłać protesty do firm finansujących działania tej organizacji, kilka z nich już wycofało się ze wsparcia! Usunięcia z listy sponsorów zażądała m.in. Coca Cola, Xerox, Ford…AT&T. Co więcej, główny kupujący ciała abortowanych, czyli StemmExpres dzieci wycofał się z tej "współpracy" (CitizenGo)

biuletyn Serwis21 - sierpień 2015 do pobrania i wydruku

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz