25 listopada 2013

Skąd statystyczny Polak ma wiedzieć, jakie owoce zbierału Alina i Balladyna

_ W których polskich górach znajduje się Orla Perć? _ Nie wiem
_ Jakie owoce zbierały dwie siostry w ''Balladynie'' Słowackiego? _ Jabłka
_ Jaki tytuł nosi obraz Edouarda Maneta, gdzie obok 2 ubranych mężczyzn widzimy nagą kobietę? _ Nie wiem
_ Czy strzałka zegara odmierzająca sekundy to sekundant? - Tak
_ Jakie imię nosiła córka Juranda ze Spychowa w powieści Sienkiewicza ''Krzyżacy''? _ Nie wiem
_ Jaki tytuł szlachecki nosił angielski poeta Byron? _ Baron
_ Czy sztuka pisania listów to epistemologia czy epistolografia? _ epistemologia
 Pytania i odpowiedzi pochodzą z teleturnieju ''Jeden z dziesięciu'', który można oglądać codziennie od poniedziałku do piątku przed 19.00 w programie II TVP. Odpowiadający nie są przypadkowymi ludźmi z ulicy. Przyszli do studia w przekonaniu, że dużo wiedzą; tak dużo, że mogą się tą wiedza publicznie popisać, a nawet zdobyć nagrodę. A jednak w każdej (podkreślam: w KAŻDEJ) edycji quizu zauważycie co najmniej kilka takich przykladów. Chyba szczególne szczęście ma wśród tych erudytów Krzysztof Kamil Baczyński. Jeszcze chyba nikt nie odpowiedział poprawnie na pytanie, w którym polskim powstaniu walczył i zginął poeta. A trzeba Wam wiedzieć, że Tadeusz Sznuk, znakomicie i z wielką KULTURĄ prowadzący ten program, ma zwyczaj odkładać na bok pytania, na które nie uzyskał prawidłowej odpowiedzi, i powtarzać je w póżniejszych edycjach. Jak dotychczas, według mojej wiedzy, kolejne ofiary tego pytania wybierają najchętniej Powstanie Styczniowe lub Listopadowe.
 Ci ludzie - niestety! - są typowymi Polakami anno 2013; jeśli czymś się od ''przeciętnego'' Polaka różnią, to tylko wybujałymi aspiracjami. Za żałosny stan wiedzy, za powszechną nieznajomość elementarnych znaków kultury polskiej i swiatowej, można oczywiście i nawet trzeba winić szkołę: nieszczęsną ''podstawę programową'', przepastnym wór, z którego przeciętny, statystyczny nauczyciel musi wybierać, ale wybrać już nie umie, bo nikt go nie nauczył, jak odróżniać ziarna od plew.
 Ale jeszcze bardziej należy winić polską politykę kulturalną, a raczej brak takiej polityki. Bo choć jestem zwolennikiem teorii spiskowych (tylko one bywają prawdziwe), to dobrze wiem, że przynajmniej w pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych to nie było świadome, celowe niszczenie świadomości kulturalnej Polaków. Była to zwykła bezmyślność rządzących, którzy odcięli dopływ jakichkolwiek państwowych pieniędzy do placówek kulturalnych, głosząc np., ze dobry teatr sam się utrzyma. No i w samej rzeczy, niektóre teatry się utrzymały. Tyle że przestały być dobre. W poszukiwaniu środków utrzymania, w pogoni za jakimkolwiek widzem, który chciałby zapłacić za bilet _ zaczęły schlebiać najprymitywniejszym gustom.
 Dopiero po paru latach pojawili się sponsorzy polityczni, gotowi suto wesprzeć wulgarną bulwarową tandetę za promocję ich ideologii. Przeróbka Strindberga na pornosa-macabre, Krasińskiego na porażający dowód polskiego antysemityzmu, a Tennessee Williamsa na manifest homoseksualny _ to tylko najnowsze osiągnięcia tej nowej świeckiej tradycji.
 We współczesnym polskim teatrze bardzo trudno jest już trafić na przedstawienie szanujące tradycyjne wartości i wielkie dzieła kultury. A, jeśli już się takie zdarzy, cena biletu znacznie przekracza możliwości przeciętnej polskiej rodziny. Więc skąd niby ten statystyczny Polak ma wiedzieć, jakie owoce zbierały Alina i Balladyna?


W. Kalinowski, Klub Myśli Pozytywnej
Polskie Radio Armii Krajowej JUTRZENKA

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz