31 października 2012

KATASTROFA SMOLEŃSKA - A JEDNAK ZAMACH

 Gdy 10 kwietnia 2010 r. doszło do katastrofy samolotu TU154, Serwis21 pisał: Mówi się o wypadku, o katastrofie, być może tak było. Rosjanie już zrzucają winę na pilotów. To wygodne. Jest jednak wiele znaków zapytania. Samolot rozbił się podchodząc do lądowania, niby zahaczył o drzewo. Podobno pas lotniska był za krótki dla tego typu samolotu. Czyżby tego nie wiedziano? Słyszymy o złej pogodzie, ale godzinę wcześniej samolot z dziennikarzami zdołał lądować, a z niektórych relacji dziennikarzy nie wynikało by mgła była aż tak gęsta. Chcemy wierzyć, że był to tylko tragiczny wypadek, że nie było tam działania lub zaniechania działań osób trzecich. Chcemy wierzyć, ale mamy wątpliwości.... Właśnie w celu uniknięcia wątpliwości i podejrzeń, musi powstać niezależna komisja do wyjaśnienia tej katastrofy, by prawda jakakolwiek by była, ujrzała światło dziennie

NIEUSTANNE KŁAMSTWA WŁADZ
Dalszy ciąg wydarzeń potwierdził jedynie fakt, iż od początku byliśmy okłamywani przez władze rosyjskie (to specjalnie nie dziwi), ale także przez polskie czynniki oficjalne. W kolejnych artykułach publikowanych przeze mnie m.in. na łamach Serwis21 wskazywałem na liczne dezinformacje, a także fałszowanie dowodów w toku prowadzonego dochodzenia. Okłamywano nas ws. godziny katastrofy (miała być 8.56 a była 8.41), przeszukania terenu 3 razy na głębokość metra (szczątki ofiar, ubrań i wraku znajdowano przez wiele miesięcy po katastrofie), udziału polskich patomorfologów w sekcjach zwłok (w ogóle ich przy tym nie było), obecności gen. Błasika w kokpicie (nie było go tam wcale) i innych okolicznościach sprawy. W kłamstwach uczestniczyli najwyżsi przedstawiciele rządu, a prokuratura odznaczała się wyjątkową wręcz opieszałością i brakiem rzetelnego postępowania karnego (świadczy o tym. Jednak mimo politycznej presji, mimo kłamstw władzy i służalczych mainstreamowych mediów, prawda powoli wychodziła na jaw.

ŚLADY MATERIAŁÓW WYBUCHOWYCH?
30.10 Rzeczpospolita ujawniła, iż polskie czynniki oficjalne (prokuratura, premier) mają wiedzę nt. obecności elementów śladów materiałów wybuchowych na blisko 30 fotelach z wraku samolotu. I nastąpił prawdziwy popłoch. Od rana w kancelarii premiera trwały narady różnych osób, ekspertów mających przygotować odpowiedź. Wreszcie o godz. 13.30 prokurator Szeląg nadzwyczaj nerwowy kategorycznie zaprzeczył informacjom o śladach materiałów wybuchowych, po czym poinformował że tak naprawdę to dopiero badania laboratoryjne pobranych próbek pozwolą stwierdzić czy są ślady materiałów wybuchowych czy ich nie ma (to na jakiej podstawie zaprzecza tak kategorycznie informacjom). Ten sam płk Ireneusz Szeląg, stwierdził że urządzenia wykorzystywane w Smoleńsku mogą w taki sam sposób sygnalizować obecność materiału wybuchowego, jak i innych związków np. pestycydów, rozpuszczalników i kosmetyków. Najwidoczniej pan płk nie oglądał Mc Gyver’a, albowiem wówczas wiedziałby że materiały wybuchowe można zbudować naprawdę z rozmaitych czynników nawet powszechnego użytku. Breivik, słynny zamachowiec z Oslo zbudował bombę wykorzystując nawozy, używane w rolnictwie.

MATACZĄ, BO ZAMACH?
Informację nt. obecności zjonizowanych  składników, analogicznych do tych, które występują w materiałach wysokoenergetycznych, w tym materiałach wybuchowych były znane prokuraturze i premierowi Donaldowi T. Dlaczego ukrywano tą informację społeczeństwem, skoro niby nic w tym dziwnego. Skąd nerwowość prokuratury, czemu pośpieszne narady w KPRM? Władze kolejny raz próbują mataczyć, być może uważa się, że część społeczeństwa uwierzy w każdą oficjalną brednię, które będą lansować służalcze prorządowe media (dziwnym trafem z portali mainstreamowych usuwane były 30-31.10 wpisy demaskujące lub ośmieszające oficjalne kłamstwa). Wszak nie brak w społeczeństwie wielu pożytecznych idiotów.
Ale kolejne informacje potwierdzają tezę, że to nie był zwykły wypadek, nawet już nie monstrualne zaniedbanie (jak początkowo można było sądzić), ale wręcz zamach. Obecność materiałów wybuchowych potwierdzili amerykańscy eksperci, którym prywatnie Stanisław Zagrodzki, kuzyn ofiary smoleńskiej Ewą Bąkowskiej,  zlecił zbadanie znalezionego fragmentu pasa bezpieczeństwa samolotu TU 154 M.

-------------------------------
PS: Nie był to zwykły wypadek, wręcz zamach - Te moje słowa mają mają skłonić do refleksji. Powinienem jednak dorzucić - jeżeli nie był to zamach, to należy zadać pytanie dlaczego rząd, Komisja Millera, prokuratura - działały tak jakby to był zamach, bo kłamstwa i mataczenia mają sens jeżeli był to zamach, a nie jeżeli to był zwykły wypadek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz