20 marca 2012

WYSTĄPIENIE KANI PRZED SĄDEM OKRĘGOWYM 5.01.2012


Stanisław Kania

Wystąpienie przed Sądem Okręgowym w Warszawie po zakończeniu przewodu sądowego - 5.01.2012r.

Wysoki Sądzie,

nasz proces zbliża się do finału. Jeszcze niedawno nie było to oczywiste. Realna była obawa, że rozprawy trwać będą jeszcze kilka lat i nie dojdzie do sądowego rozstrzygnięcia o zasadności monstrualnego oskarżenia.

Jest jednak inaczej. Przychodzi pora decyzji, na które wytrwale oczekuję, budzą one też zainteresowanie liczących się kręgów społeczeństwa. Ciąży na mnie hańbiący zarzut udziału w związku zbrojnym, który miał mieć na celu popełnianie przestępstw, zwłaszcza udział w przygotowaniu stanu wojennego i likwidacji Solidarności".

Przypominam sobie czas, kiedy przedstawiono mi oskarżenia, przypominam sobie to uczucie zdumienia i sprzeciwu, które trwa. I nie może być inaczej. Nie zawodzi mnie jeszcze pamięć o minionych wydarzeniach i jest też dużo, dostatecznie dużo wiarygodnych, powszechnie dostępnych dowodów, polskich i zagranicznych - by znać prawdę o moich działaniach, o mojej postawie w okresie, w którym usytuowane jest oskarżenie.



2

To wszystko uzasadnia wnioski o zasadniczo innym charakterze niż te, które przedstawił prokurator IPN - mój oskarżyciel. Moje działania wówczas stanowiły egzamin z obowiązku wobec Polski. I ja się oceny tego egzaminu nie obawiam, jeżeli jej podstawą będą fakty.

Swoje stanowisko w sprawie oskarżenia przedstawiłem w Wyjaśnieniach..." przed Sądem na początku procesu. Mówiłem wówczas: Trzeba dojść Wysoki Sądzie do oczywistej konkluzji - z jednej strony jest monstrualny zarzut prokuratury IPN, a z drugiej zupełna pustka dowodowa, swoista czarna dziura".

Chciałbym podkreślić, że w prokuratorskich dokumentach nie ma żadnych śladów jego starań by swoje oskarżenie uzasadnić odpowiednimi dowodami. Prokuratora zobowiązuje do tego prawo (art.332 §2 kpk). Powtórzę, że w aktach sprawy na ponad 13 tysięcy kart nie zauważyłem ani jednej (podkreślam - ani jednej) odnoszącej się do głównego i jedynego - kwalifikowanego zarzutu o zbrojnym związku przestępczym. Żaden ze świadków, w czasie prokuratorskich przesłuchań, nie przekazał informacji na ten temat i żaden też nie był o to przez prokuratora pytany. Tak było u progu procesu.

Wysoki Sądzie,

jest rzeczą naturalną, że wobec nicości dowodów oskarżenia, oczekuje się co przyniesie w tej sprawie sam proces, co wniesie on do rozpoznania i rozstrzygnięcia sprawy. Było oczywiste, że proces nie jest w stanie przynieść prawdziwych dowodów na wsparcie fałszywego oskarżenia.

3

Liczyłem jednak, że może będzie podjęty chociażby wysiłek prokuratora na rzecz wskazania nawet subiektywnych faktów, w których on widział, dostrzegał choćby symptomy istnienia związku zbrojnego. Spodziewałem się stosownych pytań prokuratora na rozprawach wobec świadków. Nic takiego się jednak nie wydarzyło. W toku całego procesu nie pojawiły się takie zeznania świadków, które przyniosłyby dowody wspierające oskarżenie. Stało się tak, bo takie dowody po prostu, nie istnieją.

Dominującą grupę świadków oskarżenia zgłoszonych przez prokuratora do przesłuchania w Sądzie stanowili generałowie Ludowego Wojska Polskiego. Przedstawiali oni, ze znajomością rzeczy i zaangażowaniem, fakty i oceny uzasadniające wprowadzenie stanu wojennego i informacje o przygotowaniach do tej operacji. Żaden ze świadków zeznających na rozprawach, nie informował o istnieniu związku zbrojnego i żaden nie był przez prokuratora o to pytany. Było tak samo jak przed procesem, w toku postępowania przygotowawczego.

Tak więc zeznania tych świadków oskarżenia na procesie, oznaczają wsparcie nie dla oskarżyciela, ale dla oskarżonych o wprowadzenie stanu wojennego. Świadkowie oskarżenia stali się świadkami obrony. Nie było w tym, ze względu na okoliczności, żadnego zaskoczenia. Generałowie byli po prostu sobą.

Ten całkowity brak dowodów na wsparcie oskarżenia, po latach śledztwa i procesu, ma jednak swoją wartość. Trudno nie uznać, że taki brak dowodów, w takich okolicznościach, jest też dowodem, jest nowym świadectwem na bezzasadność oskarżenia. I jest to dowód jednoznaczny, teraz już definitywny, mający - jak sądzę - istotne znaczenie dla rozstrzygnięcia sprawy.

4

Ostatnie wystąpienie prokuratora po zakończeniu przewodu sądowego jest kontynuacją praktyki rzucania oskarżeń bez ich oparcia na faktach i wiarygodnych dowodach. Ma to juz więc charakter i patologiczny i chroniczny.

Dziwnym faktem w naszym procesie jest to, że na świadków oskarżenia prokurator nie przedstawił ani jednej osoby ze środowiska Solidarności"! Wiadomo przecież, że to właśnie środowisko było najbardziej pokrzywdzone w stanie wojennym. Zabiegałem o ten udział w przekonaniu o pożytku skonfrontowania przed Sądem racji tych pokrzywdzonych i nas oskarżonych. Moje wystąpienie w tej sprawie pozostało bez echa.

Myślę, że przy okazji tych rozważań warto przypomnieć jeszcze jedno. Przed laty Sąd Apelacyjny w Warszawie zajmował się sprawami naszego procesu. W wydanym postanowieniu znajdujemy ważne stwierdzenie. Brzmi ono następująco: Nie można zapominać, że w polskim procesie karnym materialny ciężar dowodu spoczywa nie na sądzie, lecz na oskarżycielu publicznym i to prokurator ponosi ryzyko niezgodnego z jego oczekiwaniami rozstrzygnięcia sprawy, w sytuacji nie przeprowadzenia dowodów winy" (Postanowienie SA z 30 czerwca 2008r, str.1O). Jest oczywiste, że ta fundamentalna zasada, choć nie nowa jest wciąż aktualna

Wysoki Sądzie,

są w naszym procesie pewne uchybienia, które mogłyby budzić sprzeciw. Szkoda, że nie udało się, za sprawą decyzji Sądu, wysłuchać

5

na    rozprawach     moich    świadków    i     przedstawić    dokumentów dowodowych. Tak jest zresztą i w odniesieniu do innych oskarżonych.

Czy świadkowie i dokumenty zmieniliby obraz istoty i okoliczności moich działań? Tak tego nie oceniam. Faktycznie byłby to obraz o tej samej wymowie, ale jednak bardziej wyrazisty, odsłaniający bezpodstawność oskarżenia.

Staram się jednak zrozumieć stanowisko Sądu w sprawie świadków i dokumentów. Proces, łącznie z postępowaniem przygotowawczym, trwa już długo. Pierwsze zawiadomienie o podejrzeniu trafiło do mnie w marcu 2006r, w kwietniu 2007r. był akt oskarżenia, a w grudniu 2008r. po różnych komplikacjach zacząłem prezentować Sądowi Wyjaśnienia...", co trwało aż do czerwca 2009 roku. Tak więc, od początków postępowania przygotowawczego do zakończenia procesu upływa już prawie sześć lat. To rzeczywiście długo.

W tym czasie kruszyła się coraz bardziej ława oskarżonych. Proces rozpoczął się od oskarżenia 9 osób, ale wkrótce zmarł generał Tadeusz Tuczapski i Krystyna Marszałek-Młyńczyk. Ciężkie choroby sprawiły trwałe wyłączenie z naszego procesu generała Wojciecha Jaruzelskiego, generała Floriana Siwickiego i Emila Kołodzieja. Schorzenia i inne przyczyny uzasadniały prawie stałą nieobecność na rozprawach generała Czesława Kiszczaka i Eugenii Kempary. Uchylono oskarżenie wobec Tadeusza Skóry ze względu na jego bezprawność. Wcześniej, w okresie śledztwa zmarł Kazimierz Barcikowski - główny negocjator Porozumień Sierpniowych ze strony rządowej w Szczecinie, który miał być także tu sądzony. Zmarł też w fazie śledztwa generał Mirosław Milewski.

6

W ostatnich miesiącach na ławie oskarżonych zostałem sam, procesowi nadano moje imię. Przyszło mi więc uosabiać i ten wytworzony w prokuratorskiej wyobraźni zbrodniczy związek zbrojny i sprawców stanu wojennego i likwidatorów Solidarności".

Nieraz jestem przez swoich przyjaciół pytany, czy słyszę w tym wszystkim szyderczy chichot historii. Tak, ja słyszę i po ludzku gorzko odczuwam, ale myślę, że nie tylko ja słyszę.

Tempo procesu coraz bardziej gasło. W takich to okolicznościach prokurator wystąpił do Sądu ze zdumiewającą propozycją. Przypominam, że chodziło o odczytanie na rozprawach tysięcy kart z prokuratorskich materiałów dowodowych. To dobrze, że Sąd wspomniany wniosek oddalił bo uznał, że w sposób oczywisty zmierza jedynie do przedłużenia postępowania a nie zaś do realizacji jakichkolwiek celów postępowania karnego". Warto zauważyć, że na to czytanie trzeba by przeznaczyć, przy dotychczasowym rytmie rozpraw jeszcze cztery lata. Sąd zaliczył dokumenty prokuratora do materiałów dowodowych, bez ich czytania na rozprawach. Te akta okazały się bardzo przydatne dla obrony przed oskarżeniami. Przeczytałem je wszystkie i korzystałem z nich z pożytkiem dla potrzeb swojej obrony.

Trudno zaprzeczyć, że ten przykład z czytaniem dokumentów na rozprawach dowodzi jak wyraźne jest parcie na takie przedłużenie procesu, by sądowe rozstrzygnięcie sprawy stało się niemożliwe.

Ta kwestia ma dla mnie nade wszytko wymiar moralny. Zostałem naznaczony przez prokuratora hańbiącym piętnem. Poniża to moją godność. Nierozstrzygnięcie o prawdzie czy fałszu tego piętna niesie z

7

sobą jeszcze inne konsekwencje. Oznaczałoby to, że na moich najdroższych żonę, córkę, syna, dorosłą już wnuczkę i wnuka, na całą rodzinę i przyjaciół spłynie hańbiący spadek", to piętno z którym ja sobie mogę poradzić a im było by trudniej. Dlatego właśnie z takim uporem występowałem przeciw zagrożeniom nierozstrzygnięcia sprawy przez Sąd, bo... zabraknie czasu.

Byłem zdeterminowany, że trzeba zrobić wszystko by sprostać sytuacji, w której ludzie oczekujący i tu na sprawiedliwość tak szybko odchodzą, porażeni niemocą lub na zawsze. Rzecz w tym by zdążyć przed Panem Bogiem" jak to obrazowo wyraziła Hanna Krall w tytule swojej mądrej książki. Ostatnie tygodnie świadczą, że my jednak zdążamy i chyba zdążymy.

Dlatego właśnie ja nie tylko nie zgłaszam zastrzeżeń do decyzji Sądu, w sprawie świadków i dokumentów, ale je popieram bo one po prostu chronią proces, stwarzają możliwość oczekiwanego wymiaru sprawiedliwości.

Wysoki Sądzie,

znaczne uszczuplenie możliwości mojej obrony i innych oskarżonych uzasadniają potrzebę szczególnej uwagi dla dowodów w tej sprawie, które są dostępne.

Taką prośbę, taki postulat kieruję do Wysokiego Sądu w sprawie wnikliwego traktowania i korzystania z moich Wyjaśnień..." przedstawionych na początku procesu. Jest to obecnie mój jedyny, uznany i dostępny zbiór dowodów i faktów oraz ocen służących potrzebom obrony i może być pomocny w ocenie zasadności oskarżeń.

Chciałbym potwierdzić wiarygodność tego dokumentu, każda zawarta w nim  ocena,  każdy sprzeciw wobec oskarżenia znajdują

8

oparcie w sprawdzalnych faktach, ściśle adresowanych w Wyjaśnieniach...". Jest to też dokument wnikliwy, nie pomija żadnego z wątków oskarżenia.

Mówiłem już jak bezpodstawna jest prokuratorska teza o istnieniu związku zbrojnego i moim w nim udziale. Brak jest w tej sprawie jakichkolwiek, wspierających prokuratora, pisanych dowodów i zeznań świadków, co ma swoją jednoznaczną wymowę. Warto spojrzeć na ten zarzut jeszcze inaczej, kierując się jak każe prawo (art. 7 kpk) zasadami prawidłowego myślenia - a więc po prostu logiki.

To mając na uwadze wyraziłem w Wyjaśnieniach..." pogląd, że przedstawiany przez prokuratora związek zbrojny nie tylko nie istniał, ale i nie mógłby istnieć. Prokuratorskie założenie jest pozbawione jakiegokolwiek sensu. Na przeszkodzie stałby fakt, że członkami związku miałyby być osoby sprawujące najwyższe stanowiska w państwie, mające pełnię władzy. Osoby takie dysponują możliwościami przeprowadzenia dowolnych decyzji i dlatego nie odczuwają potrzeby tworzenia innych struktur niż konstytucyjne. Jest więc logiczne, że nie ma miejsca na proklamowany przez prokuratora spiskowy związek zbrojny.

Jestem przekonany, że te konkluzje rozumowania odnoszą się do każdej najwyższej władzy państwa, a nie tylko do tej z czasów Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej

Jest więc oczywiste, że omawiany związek zbrojny jest tworem fikcyjnym, pojawił się w oskarżeniach jako wirtualna konstrukcja, nie jako wynik analizy faktów, poszukiwania prawdy, ale z odległych od niej potrzeb politycznych.

9



Wysoki Sądzie,

oskarżyciel eksponuje, że głównym celem związku zbrojnego miała być likwidacja Solidarności", ale początki realizacji tego celu dostrzega jeszcze przed jej powstaniem - bo już w sierpniu 1980r. Ten zamiar jak dowodzą fakty jest tak samo prawdziwy" jak istnienie związku zbrojnego. Niestety, te fałszywe słowa są groźne, bo rzuca się je nie na wiatr, ale kieruje na sądową wokandę.

Byłem wówczas w samym centrum omawianych wydarzeń. Powierzono mi, z inicjatywy Edwarda Gierka, koordynację działań w skali państwa w sprawie wielkiej fali strajków Sierpnia 1980. Pamiętam czas, kiedy ważyła się na obradach Biura Politycznego sprawa zgody na powstanie nowych związków zawodowych (jeszcze nie było nazwy Solidarność"). Opisuję to w swoich Wyjaśnieniach...". Było to bardzo trudne, bo brzemienne w wewnętrzne i międzynarodowe następstwa. Mimo różnych oporów tę decyzję, bezprecedensową w całym świecie socjalistycznym podjęliśmy i był to bardzo odważny krok, ze świadomością, że będzie to rozwiązanie nie na jeden sezon.

Już w dwa dni po Porozumieniach Sierpniowych 2 września 1980r. odbywa się duża, zamknięta narada z udziałem członków Biura Politycznego, rządu i szefów wojewódzkich struktur partyjnych. Przedstawiłem tam stanowisko, że treścią naszych stosunków z nowymi związkami zawodowymi nie może być walka. Oświadczyłem, i miało to charakter dyrektywny, że członkowie PZPR mogą do tych związków wstępować i droga w tej sprawie jest, z naszej strony, otwarta. Nie były



10

to puste słowa.  Udział członków PZPR w Solidarności", w połowie 1981 r. osiągnął wielkość ok. jednego miliona osób.

Znamienne było też, że wśród delegatów na Nadzwyczajny Zjazd PZPR w lipcu 1981 r. było 20% takich, którzy należeli do Solidarności". Taki też odsetek, stanowili oni wśród nowo wybranych na Zjeździe, w tajnych wyborach, członków Komitetu Centralnego PZPR. To tylko cząstka faktów o wyrazistej wymowie, świadczących o przychylnym stosunku do solidarnościowego partnera i orientacji na trwałe, konstruktywne usytuowanie Solidarności" w życiu społecznym i państwowym.

Nawiązując do czasów, które omawiamy, trudno zapomnieć, że ich ważnym znamieniem były różnorodne konflikty, strajki, protesty, demonstracje. Prokurator widzi odpowiedzialność za te zjawiska tylko po stronie władzy. Prawda była inna. I władza nie była wolna od błędów i Solidarność" nie była siłą niepokalaną. Nam - władzy, trudno było oswoić się z tym, że Solidarność" to nie tylko związek zawodowy, ale wielomilionowy ruch społeczny, który jest też rzecznikiem milionów ludzi. Do dziś uważam jednak za słuszne nasze zarzuty pod adresem Solidarności" o nadużywaniu kosztownych strajków, traktowanie ich jako środka powszedniego użytku. Pojawiła się też niebezpieczna praktyka wyprowadzania konfliktów na ulice. Było to już igranie z ogniem. Budziło to najgorsze skojarzenia z tragicznymi wydarzeniami w przeszłości.

Wiązaliśmy te groźne zaostrzenia wystąpień, również z faktem, że Solidarność" wchłonęła do siebie znaczące siły opozycji politycznej, którą  krytykowaliśmy  za   parcie  do   siłowej   konfrontacji,   do  zmian



11

ustrojowych.   Kiedyś  spotykało  się to z zaprzeczeniami,   a  dziś jest powodem do dumy i zaszczytów dawnych działaczy Solidarności".

Ważne było to, że realizowano wówczas z inicjatywy PZPR wielki program reform i demokratyzacji kraju, co tworzyło korzystny klimat do działania dla wszystkich sił demokratycznych. Utrzymywała się wciąż praktyka rozwiązywania konfliktów środkami politycznymi i przekonanie, że możliwe jest zbudowanie porozumienia narodowego.

Nie udało się - ale to już inna sprawa Wysoki Sądzie,

jeszcze kilka uwag o stanie wojennym, o którym obszernie traktują moje Wyjaśnienia". Prokurator IPN zarzuca mi, w akcie oskarżenia, tylko udział w przygotowaniu, a nie we wprowadzeniu tej operacji. Oskarżyciel przekonał się jak widać, że przestałem pełnić swoją funkcję I sekretarza na prawie dwa miesiące przed stanem wojennym, a ściślej 18 października 1981 r. Wcześniej z tym przekonaniem różnie w prokuraturze IPN bywało.

Prokurator traktuje przygotowania do stanu wojennego jako przestępstwo. Mój oskarżyciel bardzo się myli. Prawo stanowi bowiem, że przygotowania mogą być uznane za przestępstwo tylko wtedy gdy są podjęte w celu popełnienia czynu zabronionego i są oparte na zamiarze bezpośrednim ukierunkowanym na osiągnięcie celu" (art. 16 kk, Lech Gardocki - Prawo karne", str. 101).



12

Jest bezsporne, że w żadnym momencie okresu, który określa czasowe granice mojej odpowiedzialności nie wyznaczaliśmy takiego celu jak wprowadzenie stanu wojennego, i nie uznaliśmy go za zamiar bezpośredni. Przemawia za tym dostatecznie dużo dowodów opisanych w moich Wyjaśnieniach...".

Przygotowania do stanu wojennego prowadzone były nie po to, aby tę operację przeprowadzić, ale by uzyskać zdolność wykonania takiego przedsięwzięcia. Stan wojenny był możliwy tylko wtedy, gdy uzasadniało najwyższe racje, najwyższa państwowa konieczność. Decyzje w tych sprawach musiałyby podjąć najwyższe władze państwa a nie żadni spiskowcy.

Wysoki Sądzie,

trudno jest zrozumieć całą złożoność problemów stanu wojennego bez korzystania z bogatych, zagranicznych zasobów archiwalnych, zwłaszcza z Moskwy, Berlina, Pragi, Waszyngtonu i NATO. Dlatego też na uznanie zasługuje Instytut Pamięci Narodowej za staranne wydanie wielkiego zbioru dokumentów zagranicznych, taktujących o Polsce lat 1980-1982, pod tytułem Przed i po 13 grudnia". Ten zbiór daje świadectwo jak trudna była międzynarodowa sytuacja Polski, jaka była postawa polskiego kierownictwa wobec ocen i żądań sojuszników, ale świadczy też i o tym, że niestety były karty hańby zapisane przez zachowania niektórych polskich działaczy.

Oceniam zagraniczne dowody odnoszące się do polskich spraw, poza nielicznymi wyjątkami, jako wiarygodne, chociaż niepełne. Interesujące dowody zagraniczne opisane są też w moich Wyjaśnieniach...",



13

Gdy sięgam do wspomnień to najbardziej wyraziście jawi mi się to wszystko co jest związane z groźbą radzieckiej interwencji zbrojnej w Polsce, w grudniu 1980r Było to i potworne i realne. Za sprawą różnych przyczyn, w tym i mojego przeciwdziałania, do interwencji nie doszło. Po kilku miesiącach, bo już w marcu 1981 r. to niebezpieczeństwo znowu się pojawiło, ale z trudem udało sieje zażegnać.

Ważne jest, że w późniejszych miesiącach, taka groźba, wbrew temu co się niekiedy pisze i mówi, nie wystąpiła już w realnym wymiarze. Jestem głęboko przekonany, że i jesienią 1981 r. zagrożenia Polski radziecką interwencją zbrojną,   nie było.

Jest dostatecznie dużo przesłanek by stwierdzić, że radziecka orientacja na usytuowanie interwencji na dalszym planie miała charakter trwały. Nadal jednak wyznawana była w Moskwie doktryna, że polskie problemy mogą być rozstrzygnięte tylko siłą zbrojną. Bardzo ważne jest jeszcze jedno - miała to być tylko polska siła. Nasi sąsiedzi wręcz demonstrowali stanowisko, że Polska, jej armia, siły bezpieczeństwa wewnętrznego i inne struktury są zdolne do samodzielnego przeprowadzenia operacji stanu wojennego.

Wydaje się pewne, że radziecka interwencja mogłaby nastąpić tylko wówczas gdyby w Polsce dokonywał się przewrót ustrojowy i nastąpiło zerwanie więzi iż Układem Warszawskim, czy też gdyby doszło do załamania operacji stanu wojennego z tragicznymi skutkami.

Dla Moskwy największym problemem było jak przełamać opór polskiego kierownictwa wobec stanu wojennego. Dźwigam ciężar wciąż

14

żywych wspomnień o swoich rozmowach, w tej sprawie, z najwyższymi przedstawicielami radzieckiego kierownictwa, zwłaszcza z szefem radzieckiego mocarstwa Leonidem Breżniewem. Tych rozmów było dużo i były bardzo trudne.

Presja na nas w sprawie stanu wojennego miała charakter stały i nasilający się. Posługiwano się też szantażem ekonomicznym, prowadzono szerokie dywersyjne oddziaływanie na kadry kierownicze. Kierowano słowa perswazji, ale i krytyki za brak zdecydowania w sprawach stanu wojennego i pod moim adresem i Wojciecha Jaruzelskiego. Zastanawiano się jak nas zastąpić. Później, jesienią 1981 r., cały radziecki krytycyzm skupiał się już tylko na mnie, na tym jak spowodować moje odejście ze stanowiska. Jest to obszernie opisane w dostępnych, kiedyś tajnych, radzieckich dokumentach.

W archiwach jest zachowany symboliczny dowód z Moskwy. Odnosi się on do posiedzenia Biura Politycznego KPZR z 17 września 1981r. Rozpatrywano wówczas propozycję zwołania w Moskwie narady szefów partii Układu Warszawskiego, również z moim udziałem, na której miano się zwrócić do mnie o rezygnację z funkcji I sekretarza. Wspomniano o kandydacie na moje miejsce - miał nim być Stefan Olszowski. Wymowa tego dokumentu jest oczywista (Księga IPN, t.ll, str 683).

Nie trudno jest udowodnić moje zmagania, potwierdzić mój stały sprzeciw wobec radzieckiej presji na stan wojenny, nie mogli więc sojusznicy mieć złudzeń, że możliwa jest tej sprawie moja uległość. Ten sprzeciw wyrastał z mojego przekonania i determinacji, że nie ma racjonalnych powodów do wprowadzenia stanu wojennego. Tak było w całym okresie, kiedy sprawowałem swoją funkcję I sekretarza PZPR, aż

15

do momentu mojej rezygnacji ze stanowiska. Nie dla wszystkich, takie podejście, było oczywiste. Ta kwestia była przedmiotem ostrych sporów w kraju, zwłaszcza w kierowniczych gremiach partyjnych i państwowych.

Były takie momenty, że wydawało mi się, iż radziecka presja i towarzyszące jej różne zdarzenia są już poza granicami ludzkiej wytrzymałości. Wystarczyło jednak sił by być sobą, by bronić swoich racji - bo byłem do nich przekonany, bo taki też był interes Polski, bo odczuwałem poparcie mojej partii i szerokich kręgów społecznych.

Nie ma więc podstaw do prokuratorskich oskarżeń mnie o przestępcze przygotowanie do stanu wojennego, bo przygotowań o takim charakterze po prostu nie było.

Wysoki Sądzie,

zbliża się doniosły moment ważenia przez Sąd oskarżeń oraz faktów, dowodów składających się na obronę bo jak wskazuje prawo -Podstawę wszelkich rozstrzygnięć powinny stanowić prawdziwe ustalenia faktyczne" (art.2 §2 kpk).

Ośmielam się wobec Wysokiego Sądu stwierdzić, że moja sytuacja procesowa wypełnia znamiona odpowiednich przesłanek procesowych prawa karnego (art.17 §1 pkt1 i 2 kpk) i uzasadnia przyjęcie dyspozycji zawartych w art. 414 §1 Kodeksu Postępowania Karnego.

Zwracam się więc, tak jak moi obrońcy, o uniewinnienie -sprawiedliwe rozstrzygnięcie sprawy.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz