27 lutego 2012

WIEK EMERYTALNY, STO LAT MAŁO, DWIEŚCIE

Poniżej wywiad Daniela Alain Korony - prezesa Stowarzyszenia Interesu Społecznego dla Serwis21 z lutego 2012 roku - ws. rządowej propozycji wydłużenia wieku emerytalnego



Pyt: Rząd planuje wydłużenie wieku emerytalnego. Należysz do przeciwników tego rozwiązania. Pytanie dlaczego?

DK: Są 2 powody – formalny i merytoryczny. Odnośnie formalnego, należy powiedzieć, że premier Tusk podjął decyzję jednostronnie bez rzeczywistej analizy, opierając się na jedynie hasłowych propagandowych mit-ach, nie ma z prawdziwego zdarzenia analiz ekonomicznych, zapomina się o wielu czynnikach. Całą sprawę najlepiej ilustruje ten dowcip – 2 osoby przechodzą obok Kancelarii Premiera, skąd słuchać prawie odśpiewane „sto lat, sto lat”. Nie widziałem że premier ma dzisiaj urodziny – mówi pierwszy. Nie, tak ustalają wiek emerytalny – odpowiada drugi. Po jakimś czasie wracają i z kancelarii premiera słyszą „sto lat mało, dwieście, dwieście”.



Pyt: Ale przecież odbywają się konsultacje społeczne w parlamencie?

To pozór konsultacji, premier owszem spotyka się z klubami parlamentarnymi, spotyka się w innych miejscach, ale jeżeli dobrze posłuchać, to on już podjął decyzję, a Palikoty zadeklarowały poparcie dla wydłużenia wieku emerytalnego. 1,5 mln podpisów pod wnioskiem o referendum zebranych przez NSZZ „Solidarność”, głosy protestu innych związków zawodowych itd., a rząd nie zamierza ustąpić i chce wprowadzić rozwiązanie, z którym nie zgadza się 80% społeczeństwa. Reforma jest zaś dzisiaj niepotrzebna i niczego nie rozwiąże.



Pyt: Rząd twierdzi, że bez tego zawali się system emerytalny?

DK: Tyle, że reforma emerytalna dotyczy sytuacji w odległej przyszłości, a nie bieżącej. Ze stopniowego wydłużenia wieku emerytalnego nie przybędzie dziś czy jutro kilkadziesiąt miliardów złotych, których brakuje w ZUSie. Otóż jeżeli uwzględnimy fakt 2 mln bezrobotnych i ponad 1 mln pracujących poza granicami (którzy do kraju prawdopodobnie nie wrócą), przy założeniu średniego wynagrodzenia, to w systemie emerytalnym nie wpływa ok. 47 mld zł składek rocznie. 15 mld złotych dodatkowo wpływa do OFE. Gdyby premierowi rzeczywiście zależało na uzdrowienie sytuacji ubezpieczeń społecznych, zająłby się najpierw rozwiązaniem problemów bieżących, wzrostu gospodarczego co zapewniłoby miejsca pracy, uproszczenia systemu naliczania i poboru danin publicznych, co zmniejszyłoby koszty funkcjonowania, i redukcją gigantycznego marnotractwa, które ma miejsce w sferze publicznej – dla przykładu pęknięte autostrady  A2, A4, stadion narodowy itp. Tymczasem rząd postępuje odwrotnie sprzyja wypływowi pieniędzy publicznych np. pracuje nad likwidacją kominówki, by pseudo-menedżerowie (związani z PO i PSL) mogli „kraść” na potęgę w majestacie prawa. 20 tys. zł. wynagrodzenia zasadniczego, 100 tys. miesięcznie po obejściu prawa to dla nich wciąż za mało, chcą setek tysięcy miesięcy miesięcznie, praktycznie za nic.



Pyt: Rząd twierdzi, iż w wyniku podwyższenia wieku emerytalnego o 2-7 lat, to znacząco zwiększymy wysokość emerytury o 50-60%, która bez tego byłaby niewielka?

DK: Znów propagandowy slogan. Przy kapitałowym systemie liczenia emerytury, czyli tyle ile wpłaciłesz do ZUS, tyle otrzymujesz, oraz założeniu wieku emerytalnego na dotychczasowym poziomie oraz planowanej długości życia 77 lat dla mężczyzn i 84 lat dla kobiet, wysokość emerytury wyniesie 65% przychodu rocznego dla mężczyzn i 28,5% dla kobiet. Wynika to z różnicy pomiędzy okresami ubezpieczeń (mężczyzny ok. 40, a kobiet 35 lat) oraz długości życia na emeryturze. Zasadniczo o poziomie emerytury decyduje zatem nie wiek emerytalny, ale okres składkowania i długość życia. Przy zmienionym wieku proponowanym przez rząd i wydłużeniu okresu składkowania, wysokość emerytury dla mężczyzn wyniesie 68,3% a kobiet 48,2% rocznego przychodu. Zatem wydłużenie okresu dla mężczyzn jest praktyczne nieistotne, natomiast wydaje się że poprawi sytuacji kobiet, o ile będzie dla nich praca w tym wieku.  Problem tylko w tym, że całe wyliczenie kapitałowe jest błędne, albowiem o ile w skali mikro czyli pojedynczej osoby ma sens, o tyle w skali makro jest ono absurdalne, bo faktycznie decyduje relacja wpływu składek z osób pracujących do świadczeń na rzecz emerytów. Otóż przyjmując obecny poziom składek 20% i planowany stosunek demograficzny w 2060 roku czyli 1,3 pracujących na 1 emeryta, poziom emerytalny kobiet i mężczyzn będzie na poziomie 26%. Netto poziom dochodu emerytów będzie w granicach 1/3 dochodu pracującego. Wydłużenie wieku emerytalnego do 67 lat będzie kompletnie niewystarczające i nie uzdrowi sytuacji, niezależnie od twierdzeń rządu, emerytury będą niskie.

Ale to też nie musi być prawdziwe. Bo wszelkie symulacje w sprawie emerytur opierają się na ekstrapolacji pewnych dotychczasowych trendów w sferze demograficznej. Prognozując przyszłe emerytury powinno uwzględniać się wiele czynników, od których abstrahują tzw. usłużni ekonomiści rządowi np. polityka migracyjna – w jej wyniku Francja która miała niegdyś zerowy przyrost, ma dziś jeden z największych w Europie. Nie uwzględnia się zmian sytuacji gospodarczej, wystarczy sobie uzmysłowić jakie zmiany nastąpiły w ciągu ostatnich 20 lat. Wpłynie to na poziom dochodów, zilustruje to następującym przykładem 65% z obecnego średniego wynagrodzenia (3500 zł) to mniej niż 30% np. z 10000 złotych. Nie uwzględniono stopy bezrobocia czy też polityki prorodzinnej. Wreszcie prognozy długotrwałości życia mogą okazać się nie do końca trafione albowiem wraz z wydłużeniem wieku, nasilają się różne czynniki chorobotwórze. A zatem wzrost długości życia spowolni.



Innymi słowy, w sferze emerytalnej mamy równanie z wieloma niewiadomymi a zatem reforma jest dziś bez sensu. Dziękuję za rozmowę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz