17 lutego 2012

Systemowa idiotyzacja polskiego Narodu

Systemowa idiotyzacja polskiego Narodu

www.niepoprawni.pl

Wydawało się, że ten Naród już przeszedł wszystko. Mieliśmy germanizację, mieliśmy rusyfikację, ale nie było jeszcze idiotyzacji – czyli systemowego ogłupienia społeczeństwa. Teraz wystarczyło, że zapatrzony w „postęp” i „modernizację” elektorat lemingów wybrał malarza kominowego, dla którego „polskość to nienormalność” – by systemowe zidiocenie znalazło się w programie anty-polskiego rządu.
Według programu Katarzyny Hall (tej, co w ramach „postępu” zdejmowała spodnie przed kamerą), licea ogólnokształcące zostaną zastąpione liceami specjalistycznymi. Z programu nauczania zniknie 90 godzin historii, 60 języka polskiego i 120 przedmiotów ścisłych. Nauka historii przewidziana obecnie w liceum w liczbie 150 godzin zostanie zredukowana do 60. Ze 150 godzin nauki przedmiotów ścisłych, obowiązkowych będzie tylko 30 lekcji. Wszystko zależeć będzie od profilu i bloków tematycznych, które wybrane zostaną przez ucznia.
Jak wyliczają eksperci, w 3-letnim cyklu nauczania uczniowie zostaną pozbawieni: 2 godzin polskiego tygodniowo, 3 godzin historii, 2 lub 3 godzin biologii, fizyki, chemii, 2 geografii, 1 wiedzy o społeczeństwie, 1 informatyki…
Gdy cały świat stawia na naukę i szkolnictwo – Polska pod wodzą malarza kominowego – z nauki i szkolnictwa wycofuje się na rzecz masowej produkcji idiotów. Brakuje tylko dodać do programu tej „modernizacji” odpowiedniego patrona i odpowiednie hasło, by został on przyjęty z aplauzem, jako szczytowe osiągnięcie „postępu” III RP. Ot, na przykład: „I ty możesz zostać prezydentem !”.
Każda władza, która na tej ziemi likwidowała lekcje polskiego i historii – to był okupant. Władza malarza kominowego dla którego „polskość to nienormalność” poszła o krok dalej – postawiła na masową produkcję idiotów, którym da się wcisnąć każdą bajkę. "Zielona Wyspa" to była tylko przygrywka dla przeciętnego idioty w kraju, gdzie gajowy może zostać prezydentem, cieć - rzecznikiem a fryzjer – prezesem. Za parę lat większość pójdzie do łopaty i na zmywaki europejskie. A dla najgłupszych pozostanie ława poselska i przycisk do głosowania...

(i komentarz: Ostatni rocznik)

Tak, ten rocznik, który w tym roku jest w pierwszych klasach licealnych oraz innych typach szkół ponadgimnazjalnych jest ostatnim rocznikiem, który jeszcze coś może osiągnąć.
To są młodzi ludzie, którzy jeszcze nie czerwieniąc się ze wstydu będą mogli powiedzieć, że mają WYKSZTAŁCENIE OGÓLNE. Następne rocznik już tego o sobie powiedzieć nie będą uczciwie mogły.
Różni publicyści napisali o tym tu , tu oraz tu. Ja o zagadnieniu poziomu szkolnictwa pisałem na przykład tutaj.
Mogę tylko powtórzyć konstatację mojego kolegi, obecnie dziekana jednego z wydziałów Politechniki Warszawskiej: "... Ludzie kończący teraz licencjat, czyli trzyletnie studia inżynierskie mają mniejszą wiedzę z przedmiotów podstawowych, takich jak matematyka, fizyka, niż my gdy kończyliśmy liceum w 1981 roku. ...".I kolejne zdanie tego samego kolegi: "... Jeśli mam do czynienia z w miarę sensownym młodym człowiekiem, to mam 95 procent szans na to, że znam rodziców najdalej przez czwartych znajomych. ..."
Na Politechnice Warszawskiej, a należy podejrzewać, że na innych również, są dodatkowe zajęcia wyrównawcze z matematyki i fizyki, żeby ci, którzy sobie nie radzą mogli nadrobić. Za moich czasów tak zwane komplety wyrównawcze były na poziomie podstawówki i to były zajęcia dla zupełnych kretynów.
I na to wszystko przychodzi kolejna "reforma" tym razem firmowana przez minister Hall i Tuska.
Powiedzmy, że nawet będą w stanie wdusić taki zasób wiedzy w klasach matematyczno fizycznych aby młodzi ludzie dorównali poziomem z przedmiotów kierunkowych maturzystom z roku 1981 i wcześniejszych. Powiedzmy, że to się uda, chociaż szczerze wątpię. Tylko, że z samego faktu umiejętności rozwiązywania całek i równań różniczkowych nie wynika, że człowiek jest WYKSZTAŁCONY OGÓLNIE.
Przecież to jest kolejna "reforma" obliczona ewidentnie na OBNIŻENIE poziomu kształcenia.
Przewidywane konsekwencja.
Istnieje cała sieć szkół licealnych prywatnych, które kształcą na przyzwoitym poziomie, ale żeby tam się dostać to trzeba mieć pieniądze.
Studia płatne medyczne w Warszawie kosztują 170'000 (słownie: sto siedemdziesiąt tysięcy). kogo stać na takie studia, tych którzy mają pieniądze. A to nie są ceny, które pokrywają rzeczywiste koszta szkolenia. Czyli te ceny mogą tylko wzrosnąć.
Za 10 lat koszt rzeczywistego wyszkolenia młodego człowieka żeby był rzeczywiście WYKSZTAŁCONY najprawdopodobniej będzie oscylował w okolicy miliona złotych (według dzisiejszych cen i dzisiejszej wartości pieniądza).
Matura zdana w państwowym liceum stanie się takim kwitem na węgiel. To już się skądinąd dzieje obecnie. Można zdać maturę na poziomie podstawowym z WOS-u i innych duperelnych przedmiotów i mieć maturę. A żeby się dostać na studia medyczne w Warszawie to trzeba zdać rozszerzoną maturę z biologii i chemii na poziomie 85%.
Wiedziałem, że działalność tej ekipy rządzącej będzie nas drogo kosztowała, ale nie przypuszczałem, że aż tak drogo i w aż tylu dziedzinach.
Venenosi bufones pellem non mutant
Andrzej.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz